Lodowy jest tu bar ze sznapsem w lodowym kieliszku, lodowa kaplica, gdzie można wziąć ślub, a nawet łóżko dla młodej pary

– Super! – krzyczy Antek przy trzecim zakręcie slalomu. – Juhu! – drze się Jasiek. Bramka jest tak niska, że trzeba kucnąć, skaczą ze skrzyni, wjeżdżają do tunelu, wpadają na mostek i już meta. Rumiane buzie uchachane, nic dziwnego, że dziecięcy parcours nazywa się Hans im Glück (Szczęśliwy Hans).

Koniec stycznia, lekki mróz, pełne słońce, śniegu tyle, ile trzeba, albo i więcej, bo tuż przed naszym przyjazdem sypało aż miło.

Znam w Tyrolu Stubai, Hintertux, zjeżdżałam z legendarnej Koguciej Góry w Kitzbühel, słyszałam o Solden, ale narty w „jakimś" Söll? – Uwierz mi, nie będziesz żałować. A już na pewno nie pożałują chłopaki – zapewniała Kasia, mieszkanka Innsbrucku.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Monika Tutak-Goll poleca
Podobne artykuły
Więcej
    Komentarze