W przedostatni wtorek miał miejsce Międzynarodowy Dzień Książki. Nie wstrząsnęło to mediami. Owszem, z okazji Dnia Książki SLD rozdawał narodowi egzemplarze paru tytułów (np. ''Faraona'' Prusa), które kurzyły się dotąd w magazynach wydawnictwa Muza należącego do Włodzimierza Czarzastego, ale jestem dziwnie spokojny, że SLD już dziś nie pamięta o żadnych książkach, chyba że to wydane właśnie memuary Leszka Millera .

Czytanie książek można podlansować już wyłącznie jako akcję polityczną, a nie promocję czytelnictwa. Książka, jeśli ma jeszcze istnieć, to wyłącznie jako zwiędła róża do stęchłego politycznego kożucha. W pewnym sensie Dzień Książki czcić powinniśmy dziś jako dzień klęski czytelnictwa w Polsce, w jakiś dziwny sposób robi się z tego typowo polskie święto.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Monika Tutak-Goll poleca
Podobne artykuły
Więcej
    Komentarze