Mój kolega z gangu w Bostonie został księdzem, ja zająłem się literaturą. Zaczynaliśmy razem i moglibyśmy teraz obaj tkwić w więzieniu. Zamiast tego on poświęcił życie Bogu, ja - książkom. Jerzy Illg rozmawia z Richardem Louriem

Jerzy Illg, wydawnictwo Znak: Chciałbym, żebyś opowiedział mi o swoich korzeniach. Skąd się wziąłeś, Ryszardzie?

Richard Lourie : Jestem spadkobiercą dziesiątków tysięcy Żydów, którzy opuścili Imperium Rosyjskie przed I wojną światową. Kiedyś, gdy pracowałem nad książką ''Russia Speaks'' , przecinałem o zmierzchu pl. Czerwony. Migotały ostatnie promienie zachodzącego słońca, leżała gruba warstwa śniegu, wiał ostry wiatr, mróz przenikał do szpiku kości. Nagle, ni z tego, ni z owego zacząłem tańczyć jak jakiś szalony chasyd. Wymachiwałem rękami, kręciłem się w miejscu i dziękowałem mojemu dziadkowi ze strony ojca Nathanowi, kowalowi z Litwy, za to, że był na tyle mądry i odważny, by w porę się stamtąd wynieść. Mądry Żyd uratował nas wszystkich. Gdyby nie on, pewnie trzy razy wyzionąłbym ducha. Dopadliby mnie Rosjanie albo Niemcy, Kozacy bądź komuniści. Ktoś w końcu obdarłby mnie ze skóry.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Monika Tutak-Goll poleca
Podobne artykuły
Więcej
    Komentarze