Politycy śnią o Polsce od morza do morza, a inni - o Polsce od pierwszego do pierwszego - rozmowa z Władysławem Pasikowskim po "Pokłosiu"

sikowskDonata Subbotko: Co się panu śni? Dobrze pan sypia?

Władysław Pasikowski: Dobrze, ale krótko. Muszę przyznać, że to najbardziej hardcore'owe pytanie, jakie mi zadano w tych kilkunastu wywiadach, w jakich uczestniczyłem.

Ale jeden sen opowiem, bo to rzuci światło na to, co i jak mi się śni. Śniła mi się jednej nocy historia, że bandyci porwali bohatera i nikt o tym nie wie. Wiozą go w nieznane samochodem. Bohater ma dylemat, jak dać znać komukolwiek o własnej sytuacji. Wtedy dostrzega na poboczu drogi fotoradar. Kombinuje, że jeśli fotoradar zrobi fotkę porywaczom, to będzie na niej widoczny on, porywacze i numer rejestracyjny samochodu. Pytanie tylko, jak doprowadzić do sytuacji, żeby fotoradar zadziałał, bo porywacze jadą 50 na godzinę. I uwaga, w tym momencie we śnie pojawia się moje ja, które mówi sobie: "Nie ma co dalej śnić tego snu na rybę. Rano, gdy się obudzę, zdokumentuję, jak działa radar i jak go można uruchomić z wnętrza samochodu. Inaczej to będzie niewiarygodne. Sen będę kontynuował jutro po dokumentacji".

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Bartosz Wieliński poleca
Podobne artykuły
Więcej
    Komentarze