Z DAWIDEM MYKIEM, KONSTRUKTOREM, SZEFEM BYDGOSKIEGO BIURA MYK PROJEKTANCI, ROZMAWIA PIOTR GŁUCHOWSKI
– Pierwszy to kupienie gotowego projektu, tak zwanej typówki. Łatwo ją znaleźć w internecie, tego rodzaju projekt może kosztować kilka tysięcy złotych zamiast dwudziestu kilku, które musielibyśmy zapłacić architektowi. A średnia budowa to wydatek ok. miliona złotych, nie licząc kosztu działki. Dom ponad 200-metrowy będzie już kosztował półtora. Mówimy o cenach „do wprowadzenia się", czyli z wykończeniem wnętrz, białym montażem, bez mebli. A zatem: czy warto oszczędzać kilkanaście tysięcy na projekcie, od którego wszystko zależy?
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
Odgłosy czekanowania (bo skrobanie nic by nie dało) aut w ostatnich dniach na północy kraju, niosące się po osiedlach, udowadniają, że "ekspert", po góralsku rzecz ujmując, gó... się zna. Garaż ma zawsze sens w naszej strefie klimatycznej.
No jak ktoś woli wybulić 100-200 tysięcy na garaż niż na nie wiem, auto elektryczne, które się samo nagrzeje rano (albo i spalinowe z analogicznym system) to ok. Ja widzę sąsiadów, jak im się nie chce wjeżdżać do garażu i też potem skrobią.
Ta 5 dni skrobania i 350 nieskrobania
Wystarczy wiata. Zwana ostatnio po starosłowiańsku "carportem".
wiesz garaz to tez taki "magazyn" gdzie trzymasz to czego nie chcesz miec w domu.
Zreszta dom to nie mieszkanie zupelnie inne potrzeby i inaczej sie zyje.
Bezcelowa jest rozmowa z kims kto roku w domu nie mieszkał a tym bardziej dyskusja o potrzebie garazu badz nie.
mozesz schowac przed sloncem, gradem, wichura... ograniczasz mozliwosci pogody. Pozatym nie wszyscy jada na 8-10 do pracy. Podobnie w miescie jest cieplej niz poza nim. Pod domem mam -2 a w miescie 1-2 na plusie.
Pan ekspert-architekt jest tak odklejony od rzeczywistości, że szkoda gadać. Co akapit to jakaś bzdura, mniejsza lub większa. Począwszy od negacji gotowych projektów, które przecież można adaptować a i tak wyjdzie sporo taniej. Ja rozumiem że dom to wydatek teraz faktycznie idący w milion. Ale mnóstwo pomysłów pana architekta to jest pompowanie finansowych balonów. Porównanie elektrycznych rolet w domu i automatycznych pstryczków do światła do elektrycznych szyb w aucie było po prostu paradne. Facet żyje w takiej bańce że chyba jest Marsjaninem.
No właśnie w praktyce to często tylko magazyn, auto stoi na dworze. Ok, jak ktoś chce, ja tylko zwracam uwagę, że to jest naprawdę droga sprawa, ja wolę te pieniądze wydać na metry powierzchni użytkowej samego domu.
"Ja widzę sąsiadów, jak im się nie chce wjeżdżać do garażu i też potem skrobią."
Jak im się nie chce? Wjechanie do garażu zajmuje tyle co otwarcie i zamknięcie bramy (pilotem).
Raczej po prostu zbudowali za mały garaż i mają go zawalonego gratami. Takim osobom przydaje się porządny przegląd tych śmieci, wyrzucenie/sprzedanie/oddanie niepotrzebnych + uporządkowanie tego co zostało (jakieś regały).
Nie wiem, co to by miał być za garaż, którego budowa miałaby pochłonąć 100 czy 200 tys.zł. Od razu z basenem?
1. Wiata vel. carport - nie ma osadzania wilgoci z kondensacji
2. Ogrzewanie postojowe - skandynawska defa na kablu albo Webasto
Wszystko razem do zamknięcia w kwocie przynajmniej 4x mniejszej niż garaż.
Do tego carport może być po prostu stelażem pod panele fotowoltaiczne
Garaż dwustanowiskowy powinien mieć minimum 40m. kw., jednostanowiskowy niewiele mniej. Na gotowcach jednostanowiskowe mają i po 18m, co oznacza że w większości nigdy nie wjedzie do nich żaden samochód, bo w pierwszej kolejności ląduje tam szpej z budowy, kosiarka itp. i samochód się nie mieści, albo ktoś się poddaje po miesiącu jogi przy wysiadaniu z samochodu. Samochód od tej pory stoi na podjeździe a ty masz niefunkcjonalny, drogi składzik będący jednym wielkim teleportem energii z domu na dwór (bo brama)
Pomnóż 40x50 i masz 200. To już nie są czasy, jak ekipy z Kaszub, Podhala czy Łomży stawiały stan surowy za 30k. Do tego dzisiaj chcesz to zrobić lepiej, więc pewnie projektant powie ci o konieczności dodatkowej izolacji pomiędzy bryłami.
No bo metr powierzchni garażu kosztuje tyle samo, co metr domu. Trzeba takie same fundamenty, ściany, izolację, elektrykę itd. Jedyna różnica jest na wykończeniówce, ale to nie tak, że w garażu w ogóle nie ma wykończeniówki, też trzeba dać tynk na ściany, pomalować, trzeba zamontować jakieś oświetlenie, zrobić odpływ w podłodze, jakieś płytki czy inne zabezpieczenie wylewki, nie mówiąc o bramie, bo te mają kosmiczne ceny. No i w większości przypadków, jeśli dom jest piętrowy, to nad garażem nie ma pomieszczeń w domu, co za tym idzie dach wychodzi proporcjonalnie drożej (to znaczy na metr powierzchni garażu dach kosztuje więcej niż na metr powierzchni domu piętrowego).
No już nie mówiąc o tym, że garaż to jeden wielki mostek termiczny, nawet jak jest dobrze zaizolowany.
Fakt! Garaz jest super! I dla czlowieka i dla auta!
Tak, tak. Zimą cały zebrany z drogi solny syf w garażu sobie ładnie odmarza i próbuje penetrować wszystko, co napotka na swojej drodze.
No niestety. Na wsi nie mieszka sie dla ciszy. Trzeba by miec dom na kompletnym pustkowiu i do tego cala ziemie wokol :)
I wtedy meldują ci się sroki na tarasie ;)
Ale masz sąsiadki:-)
Mój szwagier właśnie tak zrobił. Wykupił ziemię dookoła i do śmierci nikt mu nie zabuduje widoku na Śnieżkę i nie zakłóci spokoju hałasem.
Co zrobią później spadkobiercy, to już nie jego kłopot. A wartość działek na pewno będzie rosła szybciej niż inflacja.
Na razie są to kwietne łąki, które latem kosi okoliczny rolnik, a przez cały rok biegają po nich sarenki.
Jak mu nie chcieli od najbliższego przyłącza dociągnąć gazu, bo obstrukcja sąsiadów, skaliste podłoże etc. to założył zbiornik na gaz, dołożył (na łące) fotowoltaikę i jest niezależny.
Jak już wszystko było gotowe, to wzdłuż ulicy powstał gazociąg, ale dalsze domy przez najbliższe lata nie powstaną...
I ma mały domek w Karkonoszach?
Auto stojące na dworze to nie tylko odśnieżanie czy skrobanie.
To też mycie z ptasich odchodów, spadów z drzew.
To też zimą zimniejszy a latem przegrzany.
Tak, z ogródkiem :-)
Coś za coś. Emigrant z Warszawy jestem. Na wieś. Działka 8000 m/0,8 h. kupiona za ułamek ceny takiej z Falenicy. (27/200 AD 2011.)
Dom pośrodku działki. Dookoła pola, Póki co sąsiadów za płotem nie ma. Mam za to krzaki i drzewa dookoła. Cisza jest, Spokój jest. Woda z własnej studni. Żarcie z targu dwa razy w tygodniu. Dojazd 20 km. Zdziczałem całkiem. I dobrze mi z tym. Dwa samochody są zaiste niezbędne.
W mieszkaniu rzadko jednak bywa kominek, od którego meble ustawia się w pewnej odległości (nie postawiłabym stolika do kawy bliżej niż metr od kominka, nawet takiego z szybą). Trudno też zmieścić stół na 8 osób, zwykle są takie na 4 lub 6. Jak do rozkładanego stołu siada więcej osób dwa razy do roku na święta, to często trzeba się z którejś strony przeciskać bokiem między plecami biesiadników a kanapą lub regałem. Wstawienie narożnej kanapy bywa okupione rezygnacją z czegoś innego, np. kredensu albo większego stołu. Wreszcie można zmieścić wszystkie te rzeczy w jednym pokoju i uzyskać zagraconą przestrzeń, w której domownicy muszą się umiejętnie poruszać, a przy gościach jest już zwyczajnie ciasno.
Ja mam mały dom 120 m, ale salon z kuchnią i holem to 40 m i tak wtedy stół na 8 osób się mieści i duży narożnik też i jest gdzie żyć. Bez czynszu!
Koszty mediów bez ogrzewania i prądu to 310 zł mc.
Ale umówmy się, że te 30 m(2) to nie jest mała przestrzeń na ww. rzeczy.
Gość mówi prawdę - nie o to chodzi że nie docenia kreatywności posiadaczy kawalerek, tylko że deweloperzy koszmarnie oszukują na wizualizacjach. Widziałam takie wizualizacje, że narożnik musiałby mieć chyba 50x80 cm w realu
No właśnie kurcze, że jest mała. My jesteśmy przyzwyczajeni do blokowego holu klatkowego, gdzie kupuje się to co się zmiesci, czyli powiedzmy: narożnik trzyosobowy mający wymiary 2,7x1,6 m, stół 130x100 (z opcją rozłożenia na trochę większy), jakiś regał czy inna witrynka pod ścianę i szafka pod telewizor. To faktycznie bez większego problemu zmieścimy w przeciętnym salonie w bloku. Ale jak ktoś ma dom, kilkuosobową rodzinę, to te 30 metrów to jest kicha a nie duże pomieszczenie. Mówimy o przemyślanych powierzchniach, gdzie dom ma odpowiadać użytkownikom, a nie gdzie mieszkańcy mają się dostosować do już istniejących wymiarów. Czyli o miejscu dla dużych, wygodnych mebli a nie sredniaków, które mają być kompromisem między wygoda a rozmiarem. Ot, sam duży narożnik, który pomieści wygodnie czteroosobowa rodzinę przed tv to jest mebel z półtora raza większy od tego "blokowego" średniaka. Szerszy, dłuższy, nierzadko głębszy. Tak samo duży, wygodny stół dla tej rodziny - tak, żeby nikt się łokciami przy obiedzie nie szturchal.
Powiedzmy, że 30 mkw daje radę, jeśli jest ustawne. Dałoby się mieć ten kominek, kanapę narożną itd. w pokoju 30 mkw, który ma po prostu jedne drzwi i ze dwa okna, i wtedy możemy sobie postawić kanapę pod ścianą, stół węższym bokiem do ściany, tzn. 60 cm od ściany i wtedy osoba zasiadająca u szczytu stołu ma za plecami ścianę, ale nikt jej za tymi plecami nie łazi.
Jeśli jednak mamy ograniczenia typu na jednej ścianie schody, na drugiej przejście do kuchni, na trzeciej wyjście na taras, na czwartej drzwi do łazienki i schowka, a wszystkie meble trzeba ustawiać na środku i mieć za nimi przestrzeń do przejścia, to nie da się, po prostu się nie da.
Wywiad przeprowadzono z konstruktorem, a nie architektem...
Dobre:))). Puenta z materacem doskonała:))
"WTF?? Nikt w mieszkaniu nie ma takiego metrażu tzw dużego pokoju"
No nie wiem. Ja mam właśnie 30 (z aneksem, ale całość jest na planie regularnego prostokąta w zaledwie dwupokojowym mieszkaniu w budynku z połowy ubiegłej dekady. Owszem, od paru lat wraca się do "salonów" po 15-20 metrów, żeby w tym samym metrażu zmieścić trzy pokoje, ale wiadomo, ceny.
"Nikt w mieszkaniu nie ma takiego metrażu tzw. dużego pokoju" - trzydziestometrowy salon w mieszkaniu to naprawdę nie jest biały kruk. Używanie wielkich kwantyfikatorów wymaga ostrożności.
Ciekawe, czy ekspert wie, że do wyboru jest 1000 gotowych projektów.
Klient musi po prostu wiedzieć czego chce, a nie w zasadzie płacić za wykonanie projektu, ktory jest juz wykonany.
Moj duzy pokój ma 18 m i tubyez sie mieści stol, przy którym po rozlozeniu usiadzie 8 osób.
25 byłoby wystarczajaco wygodnie.
Fajnie się wypoczywa w dużym saloniexwypełnionym pustką, o wiele lepiej niż w zagraconej klitce.
Oczywiście wie i mówi prawdę, twierdząc, że projektanci typowych projektów zaniżają rozmiary mebli na wizualizacjach i w projektach.
... amerikan drim
Jest to odreagowanie po latach mieszkania w chowie klatkowym na blokowiskach
Mieszkam w bloku, Rodzice (no, teraz już tylko Mama) mają segment w szeregowcu. Nawet uwzględniając, że jest to cywilizowana okolica z pełną infrastrukturą, łatwym dostępem do komunikacji miejskiej, sklepów etc. to i tak wolę swoje blokowisko. Odpada tak wiele problemów a wpada tylko jeden: miejsca parkingowe :)
I tak i nie. Ja również bardzo cieszę się z mieszkania w centrum, fajnej okolicy, faktu, że wszędzie dotrę tramwajem, rowerem lub pieszo, 3 min na piechotę do przedszkola i zaraz spacer z psem w lasku miejskim, 10 min od domu starszak ma szkołę, na treningi chodzimy pieszo, do lekarza i apteki też. Do tego fajni sąsiedzi, dzieci się kumplują, w razie czego jest kogo poprosić o przypilnowanie dziecka, lekturę szkolną itp. Niemal wszystkie dzieci z osiedla chodzą do jednej szkoły i przedszkola. Rano w śnieżny dzień od 5 rano chodniki wyczyszczone i posypane piaskiem. Do tego nie cierpię prac ogrodowych więc dom z ogrodem jakimkolwiek to byłby koszmar, lubię ogarnąć mój mały balkon, a zieleń dookoła domu mam bujną i dba o nią pracownik gospodarczy.
Problemy? Bloki z 90 r. w małej spółdzielni, w której kwota roczna funduszu remontowego jest niewielka. Problemy z instalacją wodną, z wentylacją i brakiem ocieplenia ścian, niszczejące dachy - po latach wymaga sporych inwestycji. Problemów w mieszkaniach typu pleśnienie/grzyb na ścianach, niskie ciśnienie wody, etc. nie da się rozwiązać od ręki. W swoim domu zagryzasz zęby i wydajesz kilka tysi na remont, ewentualnie bierzesz kredyt. W spółdzielni to nie takie proste...
Też mieszkam w bloku z lat 90 (i to początku), to zaledwie 30letnie bloki ;) wydaje mi się, że wszystko zależy od spółdzielni, bo u nas teren zadbany, bloki ocieplone, remonty regularne. Żeby nie było: widzę wady, spółdzielnia ani wspólnota też nie są idealne, jednak wysupływanie tych „kilku” (a częściej kilkudziesięciu) tysięcy za każdym razem gdy trzeba zrobić jakąś pierdołę jest dla mnie niepojęte, przerażające i mało logiczne.
To zależy jakie to bloki - nasze to kilka bloków zaledwie dwupiętrowych. Ilość dachów w proporcji do mieszkańców jest spora, inaczej wygląda ten współczynnik w przypadku bloków kilkupiętrowych. Mamy spółdzielnię założoną przez pracowników uczelni, którzy do dziś pamiętają ten straszny kredyt na budowę, który spłacali, i zafiksowali się tak na zajebistości tego osiedla, że nie ogarnęli że domy, instalacje etc. też się starzeją. Zaniedbania wychodzą teraz co chwila, po tym jak zarządzanie przejęli młodzi mieszkańcy i cierpliwość materiałów się wreszcie wyczerpała (zrządzeniem losu akurat po rezygnacji regularnego prezesa zarządzającego osiedlem od 30 lat...)
Rozumiem, to są niestety wady wspólnoty. Trochę podobnie u moich rodziców (wspólnota procesowała się kilkadziesiąt lat ze spółdzielnia i nie chcą zewnętrznej firmy do ogarnięcia administracji, pchają się tam ludzie z demencją, bez kompetencji, byle byli „swoi”, a nie obcy). Trzymam kciuki za szybki i pomyślny remont u Ciebie :)
Bo szeregowce mają wszystkie wady domów jednorodzinnych i prawie żadnych zalet. Czyli dłuższy dojazd, wyższe koszty mieszkania i napraw, a z drugiej strony mieszkanie w ścisku, sąsiad za ścianą, mikroskopijny ogródek.
>Nie rozumiem pędu do posiadania domu.
Przez większą część życia mieszkałam w blokach/kamienicach (to rzadziej, ale się zdarzało) i zawsze jest jakiś problem z sąsiadami: krzyczą w domu, palą na balkonie (czyli całe lato nie mogę sobie mieszkania przewietrzyć, bo od razu wlatuje smród z dołu - a proszeni o to, żeby chociaż dawali znać, żebym mogła zawczasu zamknąć balkon, olewali prośbę latami), palą w kuchni i przechodzi ten smród wentylacją, mają małe dzieci, które o 7 rano (dla mnie godzina głębokiego snu - nic nie poradzę na to, że oboje z mężem mamy zespół opóźnionej fazy snu, ale szczęśliwie w naszych zawodach nikogo to nie obchodzi i nie stanowi to problemu) wstają i biegają po panelach na podłodze nad moją głową. Generalnie: bloki to najbardziej czytelna egzemplifikacja tego, że żyjemy w społeczeństwie z wszystkimi tego najgorszymi stronami (+ oczywiście druga strona, czyli np. nie obejrzę sobie serialu o mojej ulubionej porze, bo dla większości ludzi to środek nocy, więc musi być cicho. Nie zaproszę znajomych na planszówki, bo -> patrz poprzednie zdanie).
Mieszkam od pierwszego dnia wiosny w domu, którego przebudowa/rozbudowa/nadbudowa zajęła 3,5 roku i jaka to jest niewiarygodna ulga wynieść się z budynków, gdzie mieszkają inne rodziny. Wreszcie żyję swoim tempem, wreszcie mam na wszystko miejsce (mam absurdalnie wielki księgozbiór i w domu wreszcie mogę spokojnie ułożyć tysiące książek na półkach bez stawiania jednej za drugą ani chowania części w pudłach), wreszcie nie czuję smrodu papierosów (ani smogu - niech żyje wentylacja mechaniczna z centralnym filtrem na cały dom), wreszcie możemy ze znajomymi grać do 3 w nocy w planszówki i słuchać przy tym muzyki (nie jakoś bardzo głośno, ale na tyle, że w bloku by nie wypadało), wreszcie mieszczą się oba samochody i nie musimy się zastanawiać, gdzie zaparkować pod blokiem - i wreszcie mogliśmy jeden z nich zmienić na elektryka, bo możemy go ładować (w dodatku z własnej, odpowiednio przeskalowanej, fotowoltaiki), co przy mieszkaniu na 8. piętrze było awykonalne.
>koszty, czas opieki nad domem
To jest generalnie to samo, bo odpowiednio większe koszty pozwalają po pierwsze zrobić wszystko lepiej jakościowo - tak, żeby się rzadziej psuło, a po drugie opłacić ludzi do opieki nad domem. I cóż powiem - tak, to kosztuje. Dlatego ten dom nie był opłacony pieniędzmi zarobionymi w Polsce tylko w Szwajcarii...
>dojazdy
I cóż tu powiem, nie zakładaliśmy domu na zadupiu z problemami dojazdu - wyznaczyliśmy na mapie konkretną część Łodzi, w której chcemy dom. I wiesz co? Kupiliśmy (i wyremontowaliśmy) ruinę kostki polskiej z lat 60. w takim miejscu, że nie tylko ma wszelki możliwy dojazd, ale jeszcze jest bliżej centrum niż niejedno blokowisko. Na dojazdy nie narzekamy.
>Nie mówię już o kosztach ekologicznych, mieszkanie jest po prostu bardziej przyjazne dla środowiska.
Odremontowaliśmy dom, który stał tu od lat 60. To samo w sobie jest bardziej ekologiczne niż nowa budowa. A do tego absolutnie wszystko jest zrobione tak, żeby spełniało jak najwyższe standardy - okna trzyszybowe, pompa ciepła, gruntowy wymiennik ciepła, rekuperacja, styropian i wełna mineralna z jak najlepszą lambdą, fotowoltaika, zbiornik deszczówki, cokolwiek wymyślisz - mamy.
Szeregówka usytuowana na obrzeżach miasta ma tę zaletę że ciągle jest to miasto - z całą swoją miejską infrastrukturą. Sąsiad za ścianą bywa też dobrym sąsiadem a mały ogródek nie wymaga wiele pracy.
Dużym nieporozumieniem jest natomiast szeregówka poza miastem.
Z domem jest jak ze skrzynią automatyczną w samochodzie. Jak raz dośwadczysz, nie będziesz chciał innej.
Ja np cenię sobie to, że mogę zaparkować pod drzwiami z dużymi zakupami, zostawić otwarte auto i zanieść je do domu bez zamoty. Albo że mogę odpalić film na kinie domowym o polnocy i oglądać głośni jak w kinie. Albo że mogę sobie drzeć japę i robić głupoty, zapraszać znajomych i puszczać głośno muzykę, albo wyjść na ogród w majtach i czytać książkę na leżaku bez "co somsiad powie". Albo że mam park i rzekę pod nosem i jak wychodzę na rower to nie muszę się przebijać przez centrum żeby wyjechać w przyrodę. 4km od rynku w dużym mieście to nie jest odległość która boli.
Próbowałem mieszkać w mieszkaniu ale strasznie mnie męczyły wszytskie "nie wolno".
Dużo więc zależy od stylu życia, nawyków i potrzeb. No i kasy. Bo rzeczywiście mieszkanie w domu kosztuje więcej.
Przemieszkaliśmy na blokowisku 29 lat
O 29 za dużo. Teraz mieszkamy pod miastem w domu własnym i już spłaconym i nareszcie jesteśmy u siebie
dziadekzbielan: Dojazdy to duży problem, jeśli dom jest za miastem. Środowisko mam głęboko w doopie.
To nie do końca prawda. Mieszkam latem w domu na wsi, a przez pozostałe 8 miesięcy w mieszkaniu mieście. Nie chcę rezygnować z żadnej opcji, każda ma swoje zalety.
Gratulacje.
Jesteś jednym z niewielu wyjątków. Tymczasem większość łódzkich domkowiczów osiedla się gdzieś hen-hen, albo na końcu miasta, albo i kilka-kilkanaście kilometrów za (how about Krzywiec, droga na Wodzierady? Albo Górka Pabianicka?). Oni nie są frajerami, żeby wydać bańkę na start za coś na Złotnie, Julianowie czy Radiostacji, gdy za połowę finalnej ceny mają swój domeczek jak z żurnala, z widokiem na łąkę czy las (przez następne kilka lat, zanim powstaną następne Spokojne Enklawy).
Wyobrażam sobie kwik za kilka-kilkanaście lat, gdy cena litra diesla zacznie sięgać idiotycznych poziomów i nagle się okaże, że cudowna Zielona Ostoja przeobraziła się w banicję. Ale nikt w to nie wierzy, że wujek Wowa z Saudami mogą w każdej chwili przykręcić kurki, bo tak. W końcu mieliśmy tylko kilka kryzysów paliwowych w historii najnowszej.
A na razie tylko mieszkańcy miasta muszą dealować ze stadami mieszkańców Cichych Zakątków, którzy outsourcują swoje koszty środowiskowe do mieszkańców miasta (hałas, emisję, strumienie samochodów pędzące przez ulice wyjazdowe grubo ponad limit, bo do domu daleko, a obiad stygnie).
I podobnych błędów jest sporo.
No ale to architekt, nie elektryk. Kopsnął się troszkę z tymi panelami, ale naprawdę z sensem gada.
zgodzę się z Tobą. Koszt 140m2 stropu z wykonaniem i zalaniem wieńców max 55k - w tekście 100k -realizowany w tamtym roku w sierpniu i wrześniu przy czym jeden kosztował 42k wewnętrzny a drugi był liczony na obciążenie 900kg/m2 przy rozpiętości 8,20 - więc trochę nietypowy.
parę innych przekłamań też się znajdzie....
"Z DAWIDEM MYKIEM, KONSTRUKTOREM" - konstruktor to nie architekt. Mówi sensowne banały. Zdecydowanie wykracza poza swoją branżę.
to nie architekt tylko konstruktor, jest napisane jak byk
Gdyż dlaczego?
Nieprawda, bardzo rozsądnie ocenia , podwójny garaż jak cię stać uważam za potrzebny.
"Z DAWIDEM MYKIEM, KONSTRUKTOREM, SZEFEM BYDGOSKIEGO BIURA MYK PROJEKTANCI..."
Poza tym basen w piwnicy na zimę i drugi na dachu na lato. Po co się ograniczać.
No jak za długo auto postoi nieużywane (nawet już 3 tyg. to może być problem) to też niszczeje (chyba, że bedziesz przed takimi postojami konserwował silnik, co tanio nie wyjdzie, a czasu zeżre sporo).
Dla milionerów to są mieszkania po 70 m2 w centrum Warszawy.