Samolot krążył nad szkieletem miasta, które kiedyś było Warszawą, gdzie kobiety i mężczyźni żyli, kochali i dążyli do szczęścia. Z wysokości tysiąca stóp posępne ruiny zwane domami wyglądały jak rzędy popsutych zębów bez choćby jednej plomby. Na próżno szukałem jakiegoś dachu.
Lądowisko było usiane spiesznie zasypanymi lejami po bombach niczym dziobami po ospie. Gdy wyskoczyłem na ziemię, usłyszałem pytanie, czy mam ze sobą jakąś angielską gazetę. Po czym powitano mnie tak gorąco, że nawet ten przysłówek jest kompletnym niedomówieniem.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
To chyba działało tak, że mieli rozkaz załadować ileś tam wagonów, to ładowali. Krowę czy konia to jeszcze rozumieli, ale maszyna to maszyna, że przy okazji ją zniszczą, to już problem tych, którzy będą rozładowywać.
Orkowie pozostaną orkami.
No właśnie
A dzisiaj Putin myśli, że pokona Ukraińców gdy wyłączy im prąd czy tam ogrzewanie na zimę
No nie da się :)
To jest właśnie jedna z przyczyn niechęci Warszawiaków do Krakusów. Moja babcia też wspomina ich bardzo źle, gdy trafiła od Kraków po upadku Powstania.
Z naszej perspektywy powstanie to była głupota i to straszna głupota. Nikt oczywiście nie odbiera powstańcom bohaterstwa i szlachetnych intencji, ale dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane. Lepiej wam byłoby nie wszczynać powstania i zachować swoje miasto, tak jak i my zachowaliśmy nasze.
Jeśli się nie omyliłem, to ku... ja pie....