Matka (próba samobójcza dziecka kilka miesięcy temu): Przyszła pandemia. W sobotę moja starsza córka woła mnie: „Mama, chodź szybko". Wchodzę do łazienki, na zlewie leży pół żyletki. Przed starszą w łazience była młodsza, chyba z roztargnienia to zostawiła.
Wołam, pytam, co to jest, ona mówi, że to nie jej. Kontrola, rozebrałam ją prawie całkowicie, nigdzie nie miała żadnych śladów. Mówię: telefon. Bo u nas to jest pierwsza kara. Przyniosła, kazałam jej odblokować i ona w trakcie odblokowywania zaczęła coś kasować. Mąż jej wyrwał telefon, a córka krzyczy: „Mam ci coś pokazać?!". Myślałam, że chodzi o telefon, więc mówię, że sama sobie wszystko znajdę. A ona pokazuje pocięte ręce. Musiała mieć u siebie w pokoju drugą żyletkę, którą się pocięła już po wyjściu z łazienki.
Wszystkie komentarze
Dzieci wybierają ostateczne rozwiązanie z poczucia niemocy i faktu że czują że są niepotrzebne.
Świetnie, że Twoja siostrzenica trafił na taką osobę - to wiele daje!
Z drugiej strony prosto powiedzieć, że trzeba rozmawiać. Wydaje się, że to dość oczywiste i wszyscy wiemy, że powinno się rozmawiać z dziećmi i je wspierać, tylko jakoś ciągle jest z tym problem. I choć historie ludzi opisanych w artykule pokazują, że właśnie tego brak, jako ludzie dalej nie potrafimy komunikować się, nie jesteśmy na to przygotowani i nie wiemy, jak to praktykować wystarczająco dobrze. Tu potrzebna byłaby refleksja na własny temat, nad tym, czym powinna być rozmowa i jak traktować dziecko w relacji rodzicielskiej - np. wysłuchać je jako niezależną, zmieniającą się, żyjącą w określonych uwarunkowaniach osobę, a nie naszą projekcję.
Oczywiście nie ma łatwej recepty na zapobieganie myślom samobójczym, bo czynników wpływających na to jest znacznie więcej niż tylko brak rozmowy z bliskimi (bieda, upokorzenie, doznane krzywdy, nie spełnianie się w roli itd.), co pokazuje jak trudnym zagadnieniem jest temat samobójstwa.
Problem polega na tym, że to nic nie daje. Ona dalej znajduje dziesiątki powodów do płaczu dziennie. Zbadana neurologicznie, byliśmy u psychologa. Dziecko wysoko wrażliwe. I w teorii wiadomo co robić, więc rozumiemy, rozmawiamy o emocjach, pomagamy w samoregulacji.
Tylko że mam już dość. Ona ma dopiero 5 lat, a ja jestem wypruta psychicznie amortyzowaniem jej kolejnych dramatów życiowych. Ponieważ tak łatwo ją wyprowadzić z równowagi, szybko wpada w histerię, uważam na każdy gest i każde słowo.
Nie mam już siły i z niepokojem myślę co będzie kiedy ona wejdzie w okres nastoletni. Próbę samobójczą to my mamy gwarantowaną.
Ziołowe leki uspokajające? Warto spróbować. A nawet sięgnąć po terapię osychologiczno-psychiatryczna, one muszą iść w parze.
moja córka od dziecka zachowywała się bardzo podobnie, teraz ma lat 14 i nie jest łatwiej.
A mysleliscie kiedys o kocie? Koty sa do rymi towarzyszami dla wysoce wrazliwych osob- nie sa namolne, wysluchaja wszystkiego i generalnie kot dziala uspokajajaco na czlowieka. I poczytaj sobie o tym co zaleca ergoterapia bo corka pewnie jest tez nadwrazliwa na bodzce zewnetrzne, wiec czynnosci powtarzale (ponie ten wiek, ale cos jak robienie na drutach) sa dobre dla takich osob.
Trzymaj sie, bedzie lepiej. Jest jeszcze bardzo mala, jej mozg sie dopiero rozwija i ksztaltuje, wiec to wcale nie jest prognoza na przyszlosc.
Skoro jest zdrowa, to traktujcie ją normalnie, a nie obchodźcie się jak z jajkiem. Dawaj jej proste zadania do wykonania, nakładaj proste obowiązki, poproś, żeby ci pomogła w kuchni, przy robieniu prania, rozladowaniu zmywarki. Przy takim mega bezstresowym wychowaniu faktycznie w wieku 14 lat bedziesz mieć rozchisteryzowaną, roszczeniową, terroryzującą Cię nastolatkę. Był taki artykuł o eksperymencie ze szczurami, które wychowane w komfortowych warunkach po kilku latach nie potrafily jeść z miski, ktora stała pelna. Nie zrozumcie źle, ale nie mozna przeginać w żadną stronę.... też mam dziecko i widzę, że im mniej wymagam, tym jest gorzej. Ale na spokojnie, bez awantur i pretensji, bo frustacja jak widać może szybko narastać po stronie rodzica.
Bardzo Panią rozumiem. Jota w jotę to samo przeżywałam z córką, też badana neurologicznie itd.
Teraz ma 18 lat, więc mogę już troszkę pocieszać ;). Trochę przeszliśmy jak córka była młodszą nastolatka (poważne zaburzenia odżywiania), ale teraz jest lepiej. Była w terapii, jest w związku, ma przyjaciół i oni stanowią dla niej wsparcie. Od roku w terapii jestem też ja, z tym też Panią rozumiem.
Mam jeszcze młodszego syna, przeciwieństwo siostry, iskierka, zawsze ze wszystkiego zadowolony, bezproblemowy :). Czerpię z tej relacji, starszej córce daję sporo wolności, pozwalam wyfrunąć w świat. Po latach pogodziłam się z tym, że ona taka jest, szanuję jej granice, ale nie pozwalam rozwalać naszego systemu, nie pozwalam manipulować nami (a wczesniej tak bywało, że pod nią wszystko w domu ustawialiśmy, bo wysokowrażliwa, bo córunia). Jest lepiej. Czas jednak tu pomaga. Przytulam i rozumiem
Moja ma 18. Jest łatwiej :) (a było tak jak u Was :)
'Wychuchane , kochane i zaopiekowane od malego.. co takiego zachodzi w umyslach tego pokolenia ze nagle wszyscy chca sie zabijac .Co wiecej wiekszosc z nich co sami zreszta przyznaja naprawde nie maja obiektywnych powodow.. zadnych wiekszych traum, klopotow'
Wlasnie dlatego. Od malego uczone ze sa w centrum swiata, wszystko kreci sie dookola nich. Zadnych wymagan, zadnych obowiazkow, zadnych konsekwencji. Wchodzi takie dziecko do szkoly podstawowej i styka sie po raz pierwszy w zyciu z rzeczywistoscia. Powykrzywiane jedynaki, pepki swiata, wychuchane, kochane, najedzone widza ze nie wszyscy sa tacy jak ich rodzice, kazdy ciagnie w swoja strone, nagle jest konkurencja do uwagi nauczyciela, pani od deseru, do pochwaly. Dzieci nie potrafia sobie radzic z prostym konfliktem z rowiesnikiem, z wymaganiami, z konsekwencjami. No jak zyc? I znow: najlatniej po prostu nie zyc. Bo praca nad soba, obowiazki, czy wrecz nie zabic sie by mamie przykrosci nie sprawiac i dodawac zmartwien jest czysta abstrakcja nie do ogarniecia... W latach mojego dziecinstwa dzieci sie nie zabijaly. Taki, mozna by to nazwac , postep...
Obudz sie rodzicu. Szukasz powodow? wyjasnienia? Winnych? Zacznij od patrzenia w lustro...
Kapitalizm. Tyle w temacie.
Tak ci się tylko wydaje, że się nie zabijały.
Nie zgodzę się. Jedynacy podejmują próby samobójcze, bo idąc do szkoły przestają być pępkiem świata? Co za absurd. Bo są rozpieszczeni? Jeśli ktoś żyje jak pączek w maśle, to nie podejmuje prób samobójczych. Jedynka ze sprawdzianu nie jest problemem, jeśli relacje z rodzicami są ok. Mój trzynastolatek pod koniec poprzedniego semestru też rzucił tekstem, że to wszystko jest bez sensu i po co on żyje. Po rozmowie z nim, dlaczego tak myśli dowiedziałam się, że jego bezsens instnienia wynika z maratonu sprawdzianów w szkole. Usłyszałam, że wstaje rano, idzie do szkoły na siódmą rano i spędza tam wiele godzin, potem wraca, je obiad i siada do nauki na kolejny sprawdzian czy kartkówkę. Potem musi nadgonic czytanie lektury i właściwie na rozrywkę nie ma czasu. Potem sen i od nowa. Porozmawiałam z nim, potem zajrzałam do dziennika elektronicznego i policzyłam te sprawdziany. Wyszło, że w ciągu 3 tygodni nauki miał 8 sprawdzianów i 13 kartkówek. Dodatkowo pracę pisemną z polskiego i lekturę do czytania. Powiedziałam do syna, trudno. Najwyżej czegoś nie zaliczysz, to potem poprawisz. Odpowiedział że łzami w oczach, że on już nie ma czasu na poprawianie. I co mam mu powiedzieć, że ja też tak miałam w szkole? Kto tak twierdzi, ten kłamie. Człowiek szedł na zajęcia na około sześć godzin, po lekcjach miał czas na hobby, podwórko. Sprawdziany były góra dwa razy w semestrze z danego przedmiotu. Czasem jeden i jakieś kartkówki. A czasem wystarczyło dać zeszyt na ocenę i można było poprawić wynik semestralny. Nikt nie liczył średniej w dzienniku do dwóch miejsc po przecinku. Nauczyciele byli różni, mimo to chodziło się do szkoły z większym luzem, choć nikt nie poprawiał ocen że sprawdzianów. Życie było życiem. Był czas na naukę i na przyjaciół. Więc proszę nie generalizować. Wszystko zależy od dziecka, rodziców, szkoły czy przyjaciół. Od relacji z rówieśnikami także. Wypisywanie, że młodzież jest skupiona na sobie, a podejmuje próby samobójcze dla zwrócenia uwagi, to duże nadużycie.
Ano dlatego, że dzieci są przeciążone i nauką i emocjami i informacjami - to generuje nieprawdopodobny stres. I do tego rodzice nie mają dla nich czasu ani nie potrafią z nimi rozmawiać inaczej niż wydając polecenia.
pie...nie
100/100!!!
"nie zabic sie by mamie przykrosci nie sprawiac i dodawac zmartwien"
No motywacja do zycia po prostu po wuju.
To juz sie faktycznie lepiej powiesic, niz miec wylacznie taka motywacje
Yhy. Dzisiejsza młodzież ma się po prostu za dobrze, co?
history.stackexchange.com/questions/28169/what-is-the-oldest-authentic-example-of-people-complaining-about-modern-times-an
Nie ma za co.
Polecam edukację domową... Naprawdę, jest wyjście z tego absurdu o nazwie "polska szkoła"
Jesteś tak głupi ze jeśli masz dzieci to właściwe popełniasz przestępstwo przekazania genów głupoty …
skąd pomysł, że kiedyś nie było takich przypadków? Niby nie było samobójstw i prób samobójczych? Serio? Nie było depresji?
Po prostu nikt nie robił statystyk. Próby samobójcze kwalifikowano inaczej (poza radykalnymi i jawnymi), bo po co w papierach bruździc. Problemy ukrywano w domu. Wtedy naprawdę żaden nastolatek nie rozmawiał z rodzicami o swoich lękach i myslach samobójczych.
Ujawnienie problemu nie oznacza, ze on kiedyś nie istniał.
Bo nikt z nimi nie rozmawia. Ja jestem pokoleniem, ktore takie dzieci sobie wychowalo. Przewazajaca wiekszosc moich znajomych miala rodzicow, ktorzy z nimi nie rozmawiali, wiec w taki sposob wychowuja swoje wlasne dzieci ( jak to wyjasnilam mojej cioci to nazwala to "zimny chów"), a zostawione same sobie dzieci wychowuja sie nawzajem, tyle, ze myśmy internetu nie mieli, wiec koniec koncow nie moglismy sie ograniczyc do wirtualnych znajomosci z osobami podobnymi sobie.
Ty wiesz, ze rozmawianie ze swoim dzieckiem jak Ty to zrobilas to nie jest norma? Naprawde. Wiekszosc rodzicow nie przejęłaby sie tym. Powinnas prowadzic jakies kursy dla rodzicow.
nie, nie są w żadnym centrum niczego, to się tylko tak niektórym wydaje!!!!
dobrze że się boisz. masz bowiem motywację i ciągle czas zadziałać, wyciągać naukę z doświadczeń innych. rób to. dasz radę. powodzenia
Rozmawiaj z nim i nie karz jak odkryjesz, ze zrobil cos glupiego. Walnij mu pogadanke dlaczego to bylo glupie i nie powinien tego robic dla wlasnego dobra. Pamietaj, ze dziecko mozna wychowywac tak do 12- go roku zycia, pozniej juz tylko resocjalizowac. Nie badz jak rodzice tej pierwszej dziewczynki- dziecko sie cielo, wiec postanowili je ukarac. Dlaczego sie pocielo ich nie interesowalo, a przeciez jakis powod musial byc, nikt szczesliwy sie nie tnie. A jaka ta dziewczynka byla wycwiczona w ukrywaniu prawdy... Jesli Twoje dziecko bedzie wiedzialo, ze moze przyjsc do Ciebie ze wszystkim, a Ty sie nie bedziesz wydzierac, karac i twierdzic, ze jego problem to problem z dupy wyciagniety a nie prawdziwych, to przyjdzie.