Z Justyną Orłowską, socjolożką zmian klimatu, rozmawia Urszula Jabłońska
– Po wylądowaniu na lotnisku idziemy do przystani, podjeżdża taksówka wodna i zabiera nas do resortu na wyspie, prosto do raju z turystycznych folderów. Zwykle ma cztery lub pięć gwiazdek, absolutny top luksusu. Wille położone są nad oceanem lub na wodzie na palach. Plaże na wyspie są czyste, rafy koralowe bujne. Kiedy przypływamy na miejsce, czeka na nas świta pracowników. Częstują nas zimnym sokiem ze świeżych owoców. Często proponują, by zdjąć buty i już ich nie zakładać do końca pobytu. W ośrodkach czas dosłownie płynie inaczej. Są w innej strefie czasowej niż stolica kraju po to, żebyśmy mogli dłużej cieszyć się dniem.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
Tak. Autorka musiała pochwalić się kilkukrotnie, że bywała na Malediwach. Maledziewczonka już niej prawie rodowita! "Wiesz, Irena, bo u mnie, na Malediwach..."
Jak wszędzie. Kiedy ludzkość wyrośnie z tych szkodliwych fantazji?
Odezwał się fundamentalista kato-patologii, którego umysł jest wolny od trucizny.
Jakim znowu raju? Raj to jest na tydzień dla nurków. Żyć tam - to można by z nudów ocipieć.
Kurort jest słowem pochodzenia niemieckiego, gdzie występuje jako Kurort albo coraz częściej krótko Kur (samo Ort to miejsce).
Poza tym używanie słowa "kurort" w innym znaczeniu niż miejscowość UZDROWISKOWA jest dziś raczej komiczne.
To że kiedyś ktoś nieznający podstaw niemieckiego przekręcił w polszczyźnie jego znaczenie to nie znaczy, że mamy tę zabawną "tradycję" kontynuować.
Czy przypadkiem panią z lotniska nie zabrała taksówka do ośrodka wczasowego na wyspie? Nazywanego dla niepoznaki z angielskiego resort? W każdym razie nie upieram się
*nie wiedziałem
Co się nie podoba w słowie "rekord" w odniesieniu do wyników sportowych?
Nie pie... w stolicy may Widok Towers
Po pierwsze „resort” nie ma nic wspólnego z kurortem. Kurort jest niemieckim słowem i znaczy tyle co „uzdrowisko” lub „sanatorium”. Resort można było by ewentualnie przetłumaczyć jako „ośrodek, miejsce bądź kompleks wczasowy”. Ale to i tak nie oddaje w pełni znaczenia angielskiego. Po co na siłę wszystko tłumaczyć?
„Rasa kaukaska” to też kalka z angielskiego. Ale artykuł ciekawy, a anglicyzmy to drobiazg.
Zawsze uwazalam, ze ludzie, ktorzy dopieprzaja sie do kazdej literowki czy bledu sa strasznie malostkowi.
Mieszkam w kraju anglojęzycznym - resort to odpowiednik polskiego ośrodka wypoczynkowego. Nie raz normalny hotel z basenem i restauracją jest tak nazwany.
Też nie wiem co w Polsce ludziom odbiło z tymi resortami...
Nic dziwnego. UTF-8 zaraz stuknie trzydziestka a ty nadal nie używasz polskich znaków diakrytycznych.
Po to, że resort ma po polsku inne znaczenie. A słowa destynacja nie ma i nigdy nie było. A ludzi się nie kopiuje na mailach, ani nawet nie wrzuca się ich na kopie. A idąc przez most nie może spaść ci czapka.
Niechlujstwo językowe nie jest żadnym "uzusem".
A człowiek "rasy kaukaskiej" to po prostu zwykły białas. Idiotyczne używanie tej amerykańskiej kalki mnie osłabia. A hispanic -- to jaki? "Rasy hispanicznej"? No kuźwa...
Nie do końca. Resort to wyodrębniona część administracji publicznej. Ministerstwo to z kolei urząd, którego celem jest pomoc organowi (tj. ministrowi) w wykonywaniu swoich obowiązków. Minister może mieć pod sobą więcej, niż jeden resort.
Kudoz za precyzję :)
Po 45 minutach przybił do kei Kanuhury.
Żadnych motorówek, bo atol Północny jest za daleko.
Wyspa miała 800 m długości, 130 szerokości, 150 pracowników, których nie widziałem, oprócz serwisu i 100 gości. Własną oczyszczalnię, a śmieci odbierał statek śmieciarka.
No i kanonierka malediwska pilnowała na horyzoncie , żeby piratom nie odbiło.
Raj.
Ale to było 22 lata temu.
Mam znajomych co byli na Biyhadoo. Nie północny, ale było tak jak mówisz. Raj dla nielicznych. I też 20 lat temu
Też się przemieszczałam takim samolotem a nie motorówką. Widoki w trakcie lotu były niesamowite, nigdy tego nie zapomnę, chociaż walczyłam wtedy z potworną sennościa - z powodu różnicy czasu w środku nocy zniknęło 5 godzin.
A transport był rano, a nie wieczorem, jak wspomina się w tekście. Za to bagaż przypłynął motorówką dopiero następnego dnia :)
A ja byłem 5 lat temu. Nigdy więcej. Nudy na pudy.
Niestety, ale unikam panstw muzulmanskich kiedy wybieram podroz za granice. Jest wiele miejsc na swiecie, gdzie piasek jest bialy i woda ciepla. Po lezeniu na plazy kilka godzin mozna gdzies pojsc i cos zwiedzic. Poza tym, nie ufam pilotom i liniom lotniczym w krajach trzeciego swiata. Mialem juz swoje blisko-smierci doswiadczenia. Ale mam szacunek dla tych, ktorzy maja odwage do takich krajow jechac. Moze juz jestem za stary by ryzykowac moje ostatnie lata ...
Wole Hawaje - 5 godzin lotu z Californii. Jezdze tam 2-3 razy w roku. Nie lubie takich wakacji gdzie moge tylko lezec na plazy. Jestem jeszcze zbyt aktywny. Alternatywa moga byc wyspy Boracay czy Palawan na Filipinach. Tanio i ludzie przyjazni.
Ja w lipcu 2000 zabrałem żonę w podróż poślubna na Bandos (niedaleko Male). Podobało nam się, pyszne jedzenie, fajna obsługa, ludzie z całego świata byli akurat w naszej grupie, wiec było mega ciekawie.
Pamietam kilka rzeczy:
- po co Japończycy pływają w leginsach i koszulkach? Następnego dnia już wiedziałem, ze snorkling tylko w ubraniu, ale nie dlatego, ze siejemy zgorszenie golizna, ale słońce pali niemiłosiernie kiedy przez kilka godzin wystawiamy tyłki, plecy i nogi na słońce…
- katastrofę Concorde i obawy czy uda nam się wrócić bezpiecznie do domu (lecielismy liniami Condor, jakimś Airbusem czy innym Boeingiem, niemniej obrazki pokazywane w TV na siłowni robiły wrażenie)
- wielkie szczury biegajace wieczorami po wyspie, no i te nietoperze latające nam nad głowami
- podczas zwiedzania Male mnóstwo wojska z kałachami
- przegrany do zera mecz w badmintona (a niby taki prosty sport…) z gościem z obsługi, Hindusem z południowych Indii
- kolor wody i strach przed rekinami tygrysami podczas nurkowania.
Obecnie unikam podróży do krajów muzułmańskich, wybieram półkule zachodnia, choc jak przypomnę sobie jak spieprzalismy z kumplem z Belize do Meksyku, to nie mam ochoty na powtórkę.
Religianci pod każdą szerokością i długością geograficzną mają takie same fobie.
Mahomet nie, bo to muzułmanie.
W załodze było ich jak o sobie mówili Male 35 osób.Tylko jeden umiał pisać i czytać bo służył na Gibraltarze w Royal Navy,pozwoliłem mu pisać na maszynie listy dla całej załogi.Kontrakty mieli trzyletnie,bo szkoda było pieniędzy na bilety.Na SriLance po bosmana przyleciała policja bo ktoś wysłał jego zdjęcia z puszką piwa.Zarabiali po 300 dolarów bo Armator
....uczył ich zawodu!Cały zarobek przejebali w Odessie gdzie przez tydzień ładowaliśmy mocznik.Nie mogli się doczekać kiedy będzie godzina 1900 i będzie można ruszyć na dziwki.
Wszyscy czekali kiedy Male zacznie eksportować ropę i oni wszyscy będą szejkami.Kiedy im mówiłem że wieży wiertniczej nie dać się postawić na głębokości 4000 metrów mówili że Allach wszystko może i powątpiewanie w jego możliwości jest......brakiem wiary!
Wieczorami na drzwi kabiny zakładali potężne żelazne sztaby.W Kanale Sueskim wszyscy którzy jeszcze nie mieli kupili sobie 30 cm.noże.Ale byli sympatyczni i pracowici.Jak na takich małych ludzi bardzo silni.Pytałem sternika jak duża jest wyspa na której on mieszka,
powiedział że mała że na wyspie mieszka on z mamą i ....sześć kur!
To na tyle,już mi się nie chce pisać więcej.
Budda, może. Mahomet to przecież ichni. Może za niego deportują od nas, albo będą za jakiś czas...