Kiedyś zarzekali się, że już nigdy nie wrócą do rodzinnej miejscowości. Mieli zdobywać świat. Od roku, sześciu miesięcy, miesiąca mieszkają z rodzicami, dziadkami, obok wszystkowiedzących sąsiadów i kolegów ze szkoły.
Maksymilian, 23 lata. Zdalny student IT
Moment przeprowadzki z miasta na prowincję to była utrata młodości.
Wybuchła pandemia, dostaliśmy miesiąc na znalezienie nowego mieszkania, bo syn właścicielki stracił pracę w Austrii i musiał wracać do Krakowa. Pomyśleliśmy, że w małym mieście żyje się taniej, więc wyruszyliśmy do domu narzeczonej, do Siewierza.
Wszystkie komentarze
To trochę jak pan podobno premier wchodzący po schodach z pustymi rękami i stający pod drzwiami z siatą ;)
Może pali 'antyastmatyczne'?
takie to "prawdziwe historie". Wyssane z palca
To może pali tak jak Bill Clinton co palił trawę, ale się nie zaciągał ;)
Coś zrobić samemu? Ale jak to? To tak można? Nie trzeba czekać az partia coś zrobi za obywatela? Szok... Niestety ale tak myśli większość tego durnego społeczeństwa, wszystko ma być podane na tacy. Komuna nigdy nie wyszła z polskiego ludu.
... i robi tam coraz większy gnój. Jak masa innych słoików, którzy wyszli z wolskiej zapyziałej wiochy ale wiocha z nich nie wyszła. Ich drugi wydatek po kupnie mieszkania, na nowym osiedlu w polu, to budowa ze składek bunkra kościelnego, coby wielebny mógł swobodnie wpajać im do łbów katolską ideologię nienawiści i ciemnoty. Nie ma szkół, żłobków, ośrodków zdrowia, kin, teatrów, tylko blokowiska, a przy każdym bunkier kościelny większy niż katedra.
obudź się w rzeczywistości i przestań bujać w obłokach. Podaj przykłady na to co napisałeś. Masę przykładów, tysiące lub setki tych kościołów.
Obawiam się, że to po raz kolejny historie zmyślone pani Agnieszki, już na początek opowieści jeden z bohaterów wyszedł zapalić, ale okazuje się że ma astmę, ok można mieć astmę i palić. Natomiast nie klei mi się, że można przy okazji być palaczem z astmą i narzekać na smog czy powietrze i tęsknić za czystym powietrzem... Nie czytałem dalej... W reportażach pani Agnieszki często występują tego typu historie, troszkę fantastyczne...
Tak, można też w mieście niczego nie osiągnąć. Można z niego wylecieć bo pandemia, bo rodzice stracili pracę i kasę na wspieranie. Można wiele sobą reprezentować i nic z tego może nie wynikać. Co do ludzi z małych miasteczek - nie każdy musi mieć ambicje i chcieć czegoś więcej. Niektórym wystarczy prosta robota i grill w sobotę. Nie każdy musi chodzić do teatru i spędzać ambitnie czas ze świetnymi znajomymi z miasta itd. Dla wielu największy luksus to święty spokój. Przynajmniej nie trzeba przeżywać jakiego wielkiego "wstrząsu" z powodu pandemii.
Ja właśnie w pandemii uciekłem z Warszawy na wieś i nie żałuję. Dostęp do kultury w formie cyfrowej całkowicie mi wystarcza - książki z Legimi, muzyka ze streamingu, filmy podobnie – choć te starsze i gatunkowe również z mniej oficjalnych źródeł.
Komiksy i gry przywozi kurier.
Wszyscy uciekają,, a cena działek pod Warszawą sięga zenitu.
;]
Święty spokój wyborcy pisu... ja prdlę...
Taa. A potem sie idioci zdziwia, ze Polska jest w ruinie, a przeciez sami zaglosowali na szczerbatego pseudogomulke co im wlasnie ruine obiecal. Tylko ignorantom sie nie chcialo poczytac na co glosuja, chcieli miec swiety spokoj...
Nie każdy woli grill od teatru.
Co to znaczy niczego nie osiągnąć? I kto będzie rozsadzał kiedy jest nic a kiedy coś?
Picie piwska przy grilu i disko polo to jest osiągniecie? A czekanie na odbębnienie szyszty w robocie to jest to osiągnięcie? Może brak zainteresowań?
A kredyt na 30 lat na 2-pokojowe mieszkanie z balkonem wychodzącym na ścianę drugiego bloku, stanie w korkach, wdychanie spalin, nakręcanie się wydumanymi terminami i zasadami w korpo to osiągnięcie?
Czy właśnie opisałem życie w dużym mieście? Nie, spłyciłem temat.
Czy Ty opisałeś życie na wsi, w małym miasteczku? Nie, spłyciłeś temat.
Pozdrawiam.
Doceniam potrzebę świętego spokoju na zadupiu. Tylko kwa przestańcie głosować na PIS !!!
Już od dawna świat nie należy do młodych pokoleń. Co oczywiście nie oznacza, że trzeba się poddawać
A ja nie twierdzę, że obiektywnie patrząc - należy. Nigdy nie należał, bo od wieków światem trzęsą starzy faceci :P Ale to nie znaczy, że trzeba im się dać zdominować, wszystko jest w głowie.
O patrzcie jaka! Pani rodzice utrzymywali panią przez ponad dwadzieścia lat, a pani ma żal, że trzeba było pomagać im w domu, a nie tylko leżeć i pachnieć. Mając 26 lat trzeba zakasać rękawy i się usamodzielnić, a nie spoglądać na coraz starszych rodziców.
Po ocenach komentarza przytłacza jedno. Pokolenie hipsterów.
Zrobili, to utrzymywali - żadna łaska.
Ubawiła mnie, parobka :D
Ale tu nie chodzi o pomaganie W DOMU, tu chodzi o darmową pracę w firmie. Równie dobrze mogli wysłać dziecko w wieku szkolnym do pracy zarobkowej, żeby dokładało do kosztów swego utrzymania.
Mieszkam w "bogatej " Danii. I tu praca dzieci, nie dosc, ze legalna od 13 roku zycia, to jeszcze powszechna. Ekspedientki w sklepach nie wyklocaja sie o wolne niedziele, bo maja je wolne dzieki pracujacym dzieciakom. To samo w reastauracjach, parkach rozrywki, hotelach - wlasciwie wszedzie, gdzie nie trzea specjalistycznych kwalifikacji, pracuja dzieciaki. Pomaganie w rodzinnej firmie to norma
Bohaterka reportazu wczesniej mowi, ze dzieki pieniadzom rodzicow zyla "powyzej sredniej". V rok studiow. Policz sobie. A ta jeszcze ma pretensje, ze jej mieszkania nie kupili. Rece opadaja.
To samo usłyszysz od swoich dzieci, wiesz?
Fajnie będzie.
Nie mam złudzień i nie mam dzieci.
Martw się o swoje mrzonki.
ona miała 7 lat. nie chodziło o pomoc w domu, ale w firmie. Czy gdyby mieli fabrykę, powinna stanąć przy taśmie?
Ona sie na ten swiat nie prosila, sami chcieli
Sam patrz.
Robisz dziecko to je utrzymujesz a nie wykorzystujesz w swoim biznesie. Dziecko nic nie jest winne rodzicom, jego utrzymanie to ich psi obowiązek.
Widzę, że argumenty coraz cięższe i głupsze. A prawda leży pośrodku. Jeżeli rodzice naprawdę kochają to starają się całe życie pomóc, nawet na emeryturze. Ale dzieci również: starają się pomóc gdy w domu się nie przelewa, a rodzice z wiekiem coraz mniej mogą... Oczywiście, bywa i tak, że rodzic był całe życie toksyczny, wymagający od dziecka więcej niż od siebie, wyrzucający wiecznie wszelkie niepowodzenia, wymyślający od głupich itd... te bardzo roszczeniowe lub bardzo niechętne rodzicom postawy wynosi się z domu, po prostu. To nie wpływ środowiska rówieśniczego tylko swoich prywatnych doświadczeń z obcowania z rodziną. Warto o tym pamiętać. Kazik (który skończył się na "Killem All") miał w swoim czasie taką bardzo mądrą piosenkę, "Kochajcie dzieci swoje".
Strach przed biedą i samotnością - co za narkotyk. Opium dla ciemnej katolskiej gawiedzi.
nikt nie kazal tym rodzicom robic dzieci. Ale jak juz zrobili, to maja swiety obowiazek je utrzymac.
Dziecko ma uczestniczyc w zyciu domowym i pomagac w domu w normalnym zakresie.
Praca siedmiolatki w firmie rodzicow - bedaca jej obowiazkiem - nie jest normalna.
Tez mam dzieci w tym wieku i mam swoja dzialalnosc. Jak ktores chce mi pomoc bo np. lubi wkladac dokumenty do niszczarki, to fajnie. Ale to nie jest ich obowiazek, tylko moj. Ich obowiazkiem jest pomoc nakryc do stolu przy kolacji albo pomoc posprzatac.
Zgadzam się. Panna ma 26 lat i jeszcze nie skończone studia. Nie musiała pracować, bo dostawała kasę. Czasami na nią zapracowała w domu. Fakt. Ale teraz, gdy rodzice mają poważne problemy, to ma pretensje, że je mają, że jeszcze ona będzie musiała im pomagać. A wg panny rodzice powinni ogarnąć się i wyskoczyć z kaski na wesele i mieszkanie. No cóż wychowali rodzice pasożyta.
W punkt.
Dziecka tak a nie ku... doroslej osoby. Jak chcq cie dalej utrzymywac to ich dobra wola. Roszczeniowy tepaku. Myslisz ze cie ktos do 70 bedzie utrzymywal.
Dokładnie tak. Dziecko nie jest dla rodziców i nie powinno być wykorzystywane do pracy. To nie trzeci świat, gdzie dzieci muszą pracować, żeby cała rodzina mogła przeżyć. Dzieci NIC nie są winne rodzicom. To rodzice powołali je do życia i powinni ponosić za dzieci i ten fakt odpowiedzialność. I tak a propos - dla krytyków tego co napisałam. Od 8 lat zapieprzam jak mały samochodzik pomagając moim chorym rodzicom (Alzheimer i wieloletnia depresja). I nie robię tego z miłości, a jedynie z poczucia obowiązku. I taki jest mój wybór. Ale to nie musi być wybór dla każdego. Dla mnie też wkrótce się skończy, ponieważ rodzice przeniosą się do domu opieki. Jestem jedynaczką i nie mam skłonności do samospalenia. I mam całkowite prawo do własnego życia. Ja i mój mąż, który mi dzielnie pomaga.
Ty też, ale zeżre cię jeszcze dodatkowo gorycz rodzicielskiej porażki.
Przestań bredzić do lustra, psychopato.
Otóż to. Żyła sobie w Warszawie z "filozofami i gejami", rodzice płacili za melanż na studiach, teraz ma okazję im z kolei pomoc, to nagle Juleczka czuje się wykorzystana
W "bogatej" Kanadzie norma jest praca od 15go roku zycia.
Mlodzi ludzie zarabiaja na wakacje albo swoje potrzeby w supermarketach, stacjach benzynowych, w restauracjach.
Nikt nie oczekuje od rodzicow nawet finansowania studiow.
Na czesne zarabia sie na wakacjach.
To jest czesto protestanckie wychowanie, etyka pracy, w ten sposob sie tworzy poczucie obowiazku i szacunek dla nawet prostej pracy.
Zgadzam się, że oczekiwanie od rodziców pomocy w kupnie mieszkania czy urządzeniu wesela to kretynizm. Ale zmuszanie dziecka do pracy normalne nie jest.
Tia, i nawet jak dostalam te wymarzona srednia warszawska srednia, a potem nawet dwie srednie, to uswiadomilam sobie z z tymi zarobkami stawiajacymi mnie pewnie w 5% najlepiej zarabiajacych to moge sobie kupic 60m w wielkiej plycie na kredyt. A koledzy zarabiajacy 3 tys na reke w budowlance stawiaja sobie nowoczesne domy w rodzinnej wsi. Ja do kina dojezdzam 40 minut zmieniajac 3 razy tramwaj i autobus i marznac na przystankach, a tamci wygodnie sobie dojezdzaja 30km wlasnymi samochodami bez korkow. Ja place miliony monet za zlobek, bo w panstwowych nie ma miejsc, kolezanka w malym miescie placi 200zl.
Taki urok. Każdy robi jak lubi.
Ale w takim podejściu nie ma nic złego. Jesteś młody masz czas i moc balować to wynajmujesz mieszkanie w mieście. Pojawiają się dzieci, sił zaczyna brakować na balangi to zmieniają się priorytety. Że w sumie te dojazdy możne nie takie straszne a w zamian masz przestrzeń dla siebie, dzieciaków i psa. Problem to jest jak młodym ludziom którzy są żądni wrażeń wciska się że powinni zwolnić usiąść na dupie i żreć kiełbasę z grilla. I tak samo ludziom, którzy wiodą miłe spokojne rodzinne życie, że powinni wszystko rzucić, przenieść się do miasta i zasuwać do teatru, vege baru itd. Niech każdy żyje jak chce.
Wszystko jeszcze zależy od położenia takiej mniejszej miejscowości i wsi w jako takiej bliskości od tzw. cywilizacji (obecne funkcjonowanie pandemiczne jest trochę osobną kwestią oczywiście). W tekście pojawia się Oleśnica... OK. 30 km to jest wszystko jeszcze w granicach akceptacji - zarówno w kwestii dojazdów do pracy, jak i dojazdów w celach rozrywkowych czy w celach innych zajęć dodatkowych. Natomiast dodajemy jakieś 30 km, taki Syców na przykład, i już sytuacja robi się zupełnie inna. Klasyczny diabeł w szczegółach.
Druga sprawa, że takie reportaże z poszczególnymi jednostkami i chaotyczne zbieranie tych relacji "do kupy" nie mają wielkiego sensu. Taki, dajmy na to, Marek Wielgo pewnie by powiedział 26-latkowi, że o co chodzi, on wynajmował w dużym mieście do 40. roku życia (i to z rodziną) i nie narzekał. I OK, to wszystko wydaje się sensowne, bo przecież normalne jest, że 26 to jeszcze stosunkowo młody wiek, jest się na dorobku itd. itp. Tyle że rzeczywistość obecna jest zupełnie inna niż ta sprzed dwóch dekad, inny rynek najmu, inne ceny nieruchomości, nawet przy ogromnie zwiększonej podaży. Po pierwsze można już rozmawiać o wykształceniu się wyraźnych klas społecznych (kiedyś np. 1 na 10 osób idących na studia do dużego miasta miała od rodziców prezent w postaci mieszkania, stawiającego ją od razu w dużo lepszej sytuacji, jeśli chodzi o uzyskiwanie samodzielności, a jednocześnie cała "egalitarna" reszta cieszyła się, że taka jednostka chętnie też ich gości i udostępnia metę do szaleństw, bo przecież znają się dobrze i chodzi o dobrą zabawę). Teraz jest troszkę inaczej, po prostu ludzie się podzielili. Ktoś może wyjechać, skończyć studia i bez problemów się usamodzielniać (bo chata czeka), inny może się zes..., zanim będzie go stać na swoje, wynajmuje i przepłaca, a z tyłu głowy ma tekst "oby tylko nie wracać", bo stanie się według obowiązującego paradygmatu nieudanym i niezaradnym gniazdownikiem, który nie jest prawdziwie "mobilny", jak przykazałby swego czasu pewien profesor zafiksowany na zwalczaniu inflacji. Różne grupy ludzi trzymają ze sobą. Różne grupy ludzi odpowiednio na siebie "ujadają", ujadanie na "słoików" to po prostu forma klasizmu. Taka epoka i tyle. Myślenie schematami z lat 90. i ocenianie chaotycznie zebranych wynurzeń młodych ludzi się też w to jakoś wpisuje, ale niekoniecznie musi to być mądrością życiową trafiającą w obecne czasy. Młodzi żyją już w podzielonym klasowo społeczeństwie i odmiennych realiach.
2 srednie to gorne 5%? Jakis dziwny ten rozklad....
Dla mnie gorne 5% to jakies 15 srednich
Nie "dla ciebie", tylko popatrz na statystyki. Zarabiając 10 tys. brutto jest się mniej-więcej w górnym 5% najlepiej zarabiających polaków. Tak to już jest w tym antyludzkim państwie.
Chyba na umowie o prace bo na umowie o dzielo, ten procent jest duzo wiekszy. A wiadomo tez ze lepiej zarabiający uciekają na rożnego typu umowy, b2b, o dzielo, i inne. Malo kto zostaje przy takich zarobkach an etacie.