W natłoku informacji związanych z nieodbytymi wyborami prezydenckimi i pandemiczno-politycznym chaosem w kraju umknąć mogła wiadomość wstrząsająca, a zarazem zupełnie nieważna, choć z polskiego punktu widzenia fundamentalna. Oto niejaki Tommy Wiseau, amerykański reżyser filmowy, przegrał przed sądem sprawę, jaką wytoczył autorom dokumentu „Room Full of Spoons”, traktującego o nim właśnie. Wiseau nie będzie mógł już ukrywać, że naprawdę nazywa się Tomasz Wieczorkiewicz i pochodzi z Poznania. Zmuszony zostanie także zapłacić monstrualne odszkodowanie za próby blokowania filmu, a wcześniej wpływania na to, by miał on wyraźnie pozytywny, wobec jego, Wiseau, czy też Wieczorkiewicza, wydźwięk.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
:-)))
to jest właśnie najsmutniejsze...
Zapraszam do wspólnego ułożenia kanonu najgorszych polskich filmów ostatniego trzydziestolecia. Mając na względzie sentyment, którym darzymy takie klasyki rodzimej kinematografii jak „Klątwa Doliny Węży”, czy „Wilczyca” proponuję skupić się jednak na niezapomnianych dziełach zrodzonych w wolnej Polsce.
Zastanawiam się, czy nie powinniśmy podzielić, ze względu na cudowną ich klęskę urodzaju, filmów na kategorie. Na przykład: film „komediowy”, film „poważny”, film „biograficzny lub erotyczny”.
W kategorii „komedia” nominuję: „Wyjazd integracyjny”, „Kac Wawa”, „Futro z misia”.
W kategorii „na poważnie”: „Smoleńsk”, „Historia Roja”, „Tajemnica Westerplatte”
W kategorii: „biografia i erotyka”: „365 dni”, „Zenek”, „Botoks” (ten ostatni dlatego, że wszystko, co kręci Patryk Vega to pornografia przemocy).
To oczywiście luźne propozycje. Wszystko wszak, jak w każdym demokratycznym kraju, podlega dyskusji i nawet zażarty spór jest dobrze widziany.
KV
"Historia Roja" była słaba, ale to nie był film aż tak zły jak pozostałe. O "Zenku" też słyszałem, że słaby, ale jak na dobrozmianowe standardy bynajmniej nie najgorszy.
Moim zdaniem najwięcej o Polakach mówią filmy Vegi. Nie posiadają żadnych scenariuszy, bo komu to potrzebne. Są ekranizacją ludowych mądrości i anekdot zasłyszanych u wujka na imieninach. Są wulgarne, tak jak wulgarny jest język suwerena zasłyszany w kiepskich knajpach i na ulicach.
Moim osobistym faworytem jest natomiast "Szamanka" Żuławskiego. Film o dziewczynie, która biegnie i od czasu do czasu wpada w ramiona Bogusia Lindy.
Absolutnie się zgadzam - kto chce się czegoś dowiedzieć o Polakach, powinien oglądać filmy Vegi. To skarbnica. Nikt nie zrozumie do końca co się w Polsce dzieje, jeśli nie zmierzy się z "Botoksem", "Pittbullem" (w kilku jego odsłonach), "Kobietami mafii" i "Plagami Breslau". O filmie "Polityka" nie mówię, bo nie ma tam nic, czego byśmy nie wiedzieli wcześniej z prasy i telewizji. "Szamanka" zaś to klasa sama w sobie, zgadzam się. Poza tym, że nie można było zrozumieć, o czym bohaterowie mówią, to był to film wstrząsająco zły.
Nikt o tym nie wspomniał, więc ja pozwolę sobie na to - "Wiedźmin". Wiem, że nie gustuje Pan w fantasy, więc nawet Pan o tym wiekopomnym dziele nie pomyślał. Krytykował Pan serial Netflixa, jak najbardziej słusznie, ale ten serial przy tamtym filmie to perełka jest po prostu.
Reżyser niby ekranizował jednocześnie kilka(naście) opowiadań i początek powieści, a także dorzucał bukiet własnych fantazji. Film był ciągiem nie powiązanych ze sobą scenek, w których wybitni skądinąd aktorzy usiłowali dociec, co właściwie mają grać. Nie było żadnej fabuły w rozumieniu jakiegoś ciągu myślowego. Następowały po sobie początek z jednego opowiadania, rozwinięcie z drugiego i zakończenie z trzeciego, a po drodze rozrzucone były autorskie pomysły reżysera niezwiązane z żadnym z tych opowiadań. Bohaterowie wkraczali na scenę i znikali. Dodajmy do tego tradycyjny dla polskiego kina paździerz, a także efekty specjalne na poziomie, bo ja wiem... dawnego Tika-Taka?
A najgorsze było to, że literacki pierwowzór to majstersztyk w swoim gatunku. Dość powiedzieć, że świat, intryga i bohaterowie są co najmniej porównywalne, o ile nie lepsze, z tymi z serialu "Gra o tron" (książki nie czytałam, więc się nie wypowiadam). Myślę, że bardzo by się Panu spodobały, gdyby przezwyciężył Pan swoją niechęć do fantasy.
Ależ oczywiście! "Wiedźmin" z Żebrowskim, Zamachowskim i gumowym smokiem! Jak mogłem o tym zapomnieć! Dziękuję za przywołanie tego filmu. Trochę zapomniany klasyk, a warto go przypomnieć.
Ale 'Klątwę Doliny Węży' to Ty Szanuj! To był Indjana Dżołns na miarę naszych możliwości!
"Erratum" (w kategorii Mamoń Grand Prize-patrzy w lewo, patrzy w prawo), to naprawdę wzruszająco źle napisany film, gdzie reżyser zrobił wszystko by w nędzy i upodleniu dorównać scenarzyście (samemu sobie) i w to wszystko wciągnął Kota, który patrzył w lewo, patrzył w prawo oraz osobliwie w górę patrzył leżąc na ławce i przeżywając rozterki.
Pamiętam z lat sześćdziesiątych komentarze rodziców wygłaszane już w drzwiach po powrocie z seansu filmowego. Najczęściej sprowadzały się do krótkiej informacji, że znowu nadziali się na polską chałę. Niestety byłem za mały by spamiętać tytuły tych narodowych smakołyków.
Z własnych doświadczeń wspominam niemile wrąbanie się z żoną za nasze pieniądze na jakieś komedie romantyczne oraz film pana Vegi, z którego wymaszerowaliśmy po pół godzinie nie bardzo wiedząc o co w nim chodzi oprócz przeklinania, zostawiając całkiem zadowoloną pełną widownię. Tytułu nie jestem pewien ale to mogły być Kobiety mafii.
Kasy nam multiplex nie zwrócił, ale nauczka się przydała. Nigdy więcej Vegi!
Filmy Vegi są straszne, ale zarazem niezwykle wciągające. To jak zatrzymanie się na ulicy przy wypadku samochodowym. Obejrzałem chyba wszystkie, z wyjątkiem "Polityki" (czekam aż będzie na Netflixie). Strasznie się tego wstydzę, bo są denne pod wieloma względami. Ale pewnie jeszcze do nich wrócę /:
Pan Krzysztof skradł cały show swoimi nominacjami, o co nie mam pretensji. Dorzucę tu jednak jeszcze jedno, trochę zapomniane chyba, dzieło Pana Vegi, w kategorii komedia, a mianowicie "Ciacho". Nominuję ten film za nowatorskie i niebanalne podejście do wręczania pierścionka zaręczynowego. Co do kategorii "Na poważnie", tu pełna zgoda; moim zdaniem Smoleńsk wygrywa, cytując Frantza Maurera- bezapelacyjnie, do samego końca. Mojego lub jej.
Ale muzyka Ciechowskiego była w porządku.
Najcenniejszym Pana doświadczeniem powinien być socjologiczny proces poznawczy współobywateli. Owa całkiem zadowolona, pełna widownia to znak czasu. Właściwie czasów.
Ja bym jeszcze dodał niesławną "Big Love" Barbary Białowąs (jej drugi w karierze film to koszmarne "365 dni"!).
Czy szanowni państwo w Wyborczej w końcu doczytają, czym jest "imperatyw kategoryczny"? Nie trzeba zaraz czytać Kanta, wystarczy Wikipedia.
Bo czy to krytyk literacki, czy to ekonomista, czy to komentator sportowy - wszyscy znęcają sie na kantowską ideą z zapałem godnym lepszej sprawy.
Imperatywu kategorycznego nie można"'czuć", można go co najwyżej stosować lub nie.
Bynajmniej;-)
Co do filmu, to nie mam pojęcia, jak reżyser zdołał zatwierdzić sześciomilionowy budżet. I na co poszły te pieniądze.
częściowo na zakup kamer. film był kręcony dwoma kamerami naraz (!), analogową i cyfrową.
nie, nie pomyliłem się. Tommy naprawdę kupił dwie kamery.
On nic nie musiał zatwierdzać. To był jego film w dosłownym znaczeniu tego słowa. Był finansistą, producentem, repyserem, scenarzystą i montażystą w jednej osobie.
Skąd wziął pieniądze: nie wiadomo.
W każdym razie w USA nadal najwidoczniej obowiązuje domniemanie niewinności - w Polsce już dawno poszedłby siedzieć za nieopodatkowane dochody o niewiadomym pochodzeniu.
Wieść gminna głosi jakoby były to pieniądze mafii narkotykowej, które zostały w ten sposób "wyprane".
Ed Wood oczywiście najlepszy w filmie "Plan 9 z kosmosu", zaś "Glen or Glenda" zadziwia odwagą obyczajową, jak na tamte lata. "Narzeczona potwora" dobra tylko momentami. Bela Lugosi - to był największy skarb filmów Wooda. Poza tym, że Wood naprawdę był katastrofalnym reżyserem. Ale miał w sobie pasję.
Zgadzam się.
W związku z tym mam pytanie, czy ktoś z Państwa wie gdzie można legalnie obejrzeć "The room" w sieci?
Na YouTube jest kilka kompilacji "najlepszych" scen w porządku chronologicznym. Ze względu na wyżej wymienione "zalety" tego dzieła, obejrzenie go w wersji skróconej nie odbiera mu chyba zbyt dużo (tym bardziej, że tam ciągle dzieje się praktycznie to samo, akcji praktycznie brak).
Dzieki :)
Jak go sobie nielegalnie ściągniesz, to nikt Cię raczej nie pozwie. Wątpię, żeby film miał dystrybutora w Polsce :)
Kara karą, ale ja nawet ściągać z neta nie umiem :-), bo boje się chodzić po dziwnych stronkach.