Łososiowe działo ma pomagać rybom dotrzeć do swoich tarlisk w górze rzek poprzecinanych tamami i jazami. Wszystko w służbie naturze. Czyżby?

Na filmie widać faceta w woderach stojącego pośrodku zanurzonej w rzece sporej klatki. Woda wokół niego aż kipi od ryb. To łososie. Mężczyzna wyjmuje je z wody i wkłada do umieszczonej na wysokości jego głowy miękkiej rury.

– System jest przenośny, może być zastosowany w każdym miejscu na świecie. Jego wydajność to od pięciu do dziesięciu tysięcy łososi dziennie – mówi do kamery przedstawiciel firmy Whooshh, która wymyśliła i wyprodukowała „łososiowe działo”.

Dalej, w przebitce, ogólny plan, kilkusetmetrowa rura z jakiejś włókniny pulsująca transportowanymi łososiami. Łososiowe działo ma pomagać rybom dotrzeć do swoich tarlisk w górze rzek poprzecinanych tamami i jazami.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Anna Gamdzyk-Chełmińska poleca
Podobne artykuły
Więcej
    Komentarze
    U nas nie chodzi o żadną wodę i potrzebę jej zatrzymania. Obietnice zabezpieczenia przeciwpowodziowego przez budowę zbiorników zaporowych uwłaczają zdrowemu rozsądkowi. Wszak każdy kto zrozumiał podstawy matematyki i jest w stanie policzyć objętość bryły (nie żądam tu znajomości całkowania, niech zbiornik będzie to prostym sześcianem teren zalewany również) wymaganej aby buforować wody powodziowe. I wiadomo że to niemożliwe... Ale tu nie o to przecież chodzi. Budowa, jak wiadomo to ogromne pieniądze które można 'odgałęziać' o posadach dyrektorskich nie wspominając. Stad ten pęd do nowotworzenia.
    już oceniałe(a)ś
    6
    0