Rok temu wszedłem do kwiaciarni na Dworcu Centralnym po białe róże, które zamówiłem na pogrzeb Kory Jackowskiej. Za mną stanął mężczyzna w czarnym T-shircie z białą twarzą Kory i postawionymi na sztorc włosami. (Też tak w latach 80. wyglądałem). Kupił jedną czerwoną różę. – Nie wie pan, jak dojechać na Powązki – spytał. – Jestem z Sopotu.
Zaproponowałem, żeby pojechał ze mną. Po drodze powiedział, że Kora to dla niego być może najważniejsza osoba w życiu. Po koncertach zawsze wręczał jej bukiet czerwonych róż. Portret, który ma dziś na sobie, stworzył sam. Nie jest najmłodszy, ale ciągle szuka swojego miejsca. Zaczynał od studiów projektowania ubioru w Poznaniu, lecz przez większość życia prowadził razem z mamą kwiaciarnię w Sopocie. Niedawno zaczął studia filmoznawcze. Dużo czyta, zapewnił, że przeczytał i „przedyskutował" również moje książki. Kiedy dojechaliśmy na Powązki, wszedłem do kaplicy i straciłem go z oczu.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
Też tak mam.
Bardzo Panu Mariuszowi dziękuję za tę chwilę refleksji zanim...