Kurczyła się z każdym jego słowem. On mówił: ubezpieczenia, fundusze, produkty, procenty, waloryzacje, programy, okazja, teraz, nie jutro, trzeba.

Zanim się pojawił, było pusto, cicho i przyjemnie. Poniedziałkowy poranek, jesienna szaruga. Wtedy wszedł on: but wyglansowany, garnitur odprasowany, krawat zaciśnięty pod szyją z precyzją godną kata. Wyglądał, jakby co najmniej z gmachu Giełdy Papierów Wartościowych wyszedł. 

Nic nie zamówił. Wyjął pióro, otworzył notes na pustej stronie. Czekał. 

Czasem, gdy obserwuję czekających, gram w taką grę, że wymyślam, na kogo czekają. Tym razem to było jednak proste. Czekał na ofiarę. 

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Agata Żelazowska poleca
Podobne artykuły
Więcej
    Komentarze
    super! Oby wiecej takich emerytow
    już oceniałe(a)ś
    9
    0
    Brawo ! Ja te sprawy załatwiam przez telefon. Prośby o projekt umowy maja w głębokim poważaniu, zazwyczaj rozłączają się.
    już oceniałe(a)ś
    7
    0
    WF?
    już oceniałe(a)ś
    0
    4
    ojej, jaka chwytająca za serce historia, samo życie
    p.s. litości...
    już oceniałe(a)ś
    2
    8