Zanim się pojawił, było pusto, cicho i przyjemnie. Poniedziałkowy poranek, jesienna szaruga. Wtedy wszedł on: but wyglansowany, garnitur odprasowany, krawat zaciśnięty pod szyją z precyzją godną kata. Wyglądał, jakby co najmniej z gmachu Giełdy Papierów Wartościowych wyszedł.
Nic nie zamówił. Wyjął pióro, otworzył notes na pustej stronie. Czekał.
Czasem, gdy obserwuję czekających, gram w taką grę, że wymyślam, na kogo czekają. Tym razem to było jednak proste. Czekał na ofiarę.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
p.s. litości...