Mój pierwszy gramofon nazywał się Artur i był dość dziadowski, ale jednak był, trwały niewzruszenie lata 80., do Polski jeszcze nie dotarły kompakty, słuchało się z największym trudem zdobytych winyli, a szczególnie legendarnych singli Tonpressu, gdzie - prócz oceanu badziewia - prawdziwe rarytasy wychodziły, na ten przykład Dezerter, Tilt, Brygada Kryzys, Deuter, Siekiera, Variété, TZN Xenna, a nawet i Joy Division, ale i tak dyktatorsko rządziła kaseta magnetofonowa, a wraz z nią kaseciaki firmy Kasprzak - wiadomo: i ja kasprzaka miałem.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze