Jako że w przydrożnej czardzie koło Kecskemét zjadłem właśnie gargantuiczną porcję pörköltu z kogucich grzebieni, żołądków i jąder, z sumieniem czystym jak wódka mogę zabrać się do czynienia swobodnych dywagacji na temat ścisłych związków jedzenia z literaturą, a może nawet z polityką. Sam zawiesisty pörkölt był więcej niż poprawny, choć jednocześnie jakby pozbawiony nieco wyrazistości, i nawet spora porcja surowej zielonej papryki pokrojonej w talarki i rzuconej na brązową pulpę nie do końca pomogła. Osobliwie kogucie jądra pozostały nadal trochę zbyt mdłe, choć galaretowata nieco konsystencja grzebieni nabrała powabu w zderzeniu z ostrą papryką, wyboru tego zatem nie żałowałem, choć przez chwilę zastanawiałem się także nad zamówieniem pörköltu z flaków z golonką.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Więcej
    Komentarze