Interes życia zrobił w saunie. Dorobił się na rosyjskiej ropie. Wygrał w sądzie z Gazpromem - chyba jako jedyny na świecie. Buduje Centrum Tolerancji w Jerozolimie i chce robić paliwo z morskich alg. Historia Aleksandra Gudzowatego
Ten artykuł czytasz w ramach bezpłatnego limitu

Pierwsza scena dziewięciominutowego filmu o "ekscentrycznym milionerze z Polski" nakręconego przez amerykański kanał Discovery: Aleksander Gudzowaty obejmuje wielką złotą kulę. Za chwilę kula zwieńczy 17-metrowy obelisk z brązu - pękniętą kolumnę z drzewem oliwnym w środku.

Gudzowaty ustawił go cztery lata temu w Jerozolimie i nazwał pomnikiem Tolerancji. Na odsłonięcie w 2008 roku przyjechał Lech Wałęsa, a kompozytor Zygmunt Krauze skomponował ''Hymn tolerancji''.

- Monument stoi między osiedlami Żydów i Palestyńczyków - na ziemi niczyjej, na górze Armon Ha-Naciw. Widać z niej całą Jerozolimę i Złoty Meczet - opowiada Gudzowaty. Wiosną 2013 roku wybiera się na otwarcie Światowego Centrum Tolerancji, które buduje obok monumentu. Twierdzi, że w ten sposób próbuje pogodzić Arabów i Żydów. - Jadę właśnie do Arabii Saudyjskiej, potem do innych krajów. Będę je namawiał, aby poparły centrum - mówi.

- Czy ułatwi to panu biznes? - pytam, bo kiedyś firma Gudzowatego próbowała wejść do Iraku.

- Chłopie, coś ty!? Przestań. Biznes nie ma z tym nic wspólnego. Zawsze chodził mi po głowie problem etycznego upadku świata i tolerancji. Wyniosłem to z domu. Rodzice byli prawosławni, ale przyjaźnili się z Żydami. Ojciec studiował filozofię w Rzymie. Mnie nikt nie przeszkadza. A gdzie mam mówić o tolerancji jak nie w Jerozolimie? To zawsze było miasto waśni i awantur.

16 ministrów na gazie

Ta sama stara, czerwona kamienica przy alei Szucha w Warszawie, w której spotkałem się z Aleksandrem Gudzowatym przed dziesięciu laty. Przy wejściu to samo lustro weneckie, przez które obejrzeli mnie ochroniarze. Na piątym piętrze ten sam gabinet z oknami w dachu, który przypominał siedzibę firmy handlującej herbatą i korzeniami z londyńskiego City. Obrazy olejne, skórzane fotele i stylowe biurko wielkości kawalerki. Za nim Aleksander Gudzowaty. Taki sam i trochę inny.

W latach 1997-99 był numerem 1 na liście najbogatszych Polaków tygodnika "Wprost". W 2002 roku szacowano, że zgromadził 5 mld zł. Dziś zajmuje 14. miejsce z majątkiem wartym

1,5 mld zł (według konkurencyjnego rankingu miesięcznika "Forbes" - 25. miejsce i 770 mln zł).

Nazywano go "oligarchą" i "gazowym baronem", bo przez lata pośredniczył w dostawach rosyjskiego gazu do kraju. Dzięki temu stał się najbogatszym Polakiem.

W latach 90. cieszył się zaufaniem Rosjan. Brał udział w negocjacjach dotyczących budowy gazociągu jamalskiego, którym dostarczana jest do nas większość gazu. Pośrednio wciąż ma w nim udziały.

Ale interes uciął Władimir Putin, który uznał, że nie potrzebuje takiego pośrednika jak Gudzowaty. Rosyjski przywódca zażądał jego usunięcia w czasie oficjalnej wizyty w Polsce

1 września 2009 roku.

Dziś Gudzowaty nie wstaje już na powitanie, ma chory kręgosłup i stawy. Wożą go na wózku ochroniarze. Mimo to wydaje się młodszy niż dawniej. Oczy mu błyszczą, siwa grzywka opada niesfornie na czoło. Jest rozluźniony i zdystansowany, inaczej niż przed dekadą. Wtedy grzmiał na dziennikarzy, którzy dociekali, w jaki sposób zdobył uprzywilejowaną pozycję w handlu gazem. Dziś mówi: - Moja gwiazda już zgasła. Ale nie muszę być najbogatszy, bo i tak fuksem dostałem to, co mam.

Przed dekadą opisywałem, w jaki sposób prowadził biznes. Doliczyłem się 16 byłych ministrów, którym dał pracę w swoich firmach. Potem okazało się, że było ich więcej. Z różnych partii politycznych.

- Gudzowaty był jak duży słoń, za którego nogą można było się schować - przyznaje Wiesław Kaczmarek , były minister skarbu z SLD, który u niego pracował.

Przekonuje, że to nic dziwnego, bo "w Polsce nie ma pomysłu na to, jak wykorzystać ludzi, którzy odeszli ze stanowisk publicznych; nie ma dla nich miejsca".

Dziś Gudzowaty pozbył się większości ministrów. Skłócił się prawie ze wszystkimi. Ma pretensje, że go nie bronili.

- Dupa jestem, nie "oligarcha". I frajer - mówi 74-letni Gudzowaty. - Nie mam żadnych kontaktów z politykami.

Szymon Peres w Kampinosie

Gudzowaty opowiada, że pomysł pomnika (tego ze złotą kulą) i Światowego Centrum Tolerancji w Jerozolimie narodził się w czasie rozmów z Szymonem Peresem , dwukrotnym premierem i obecnym prezydentem Izraela. - Dowiedział się o kaplicy ekumenicznej w mojej pierwszej posiadłości w Mariewie pod Warszawą i zapragnął ją zobaczyć. Przyjechał w 2002 roku. Tak zaczęła się nasza męska przyjaźń - opowiada Gudzowaty.

Kaplica na terenie sześciohektarowej rezydencji w Puszczy Kampinoskiej ma różnobarwne witraże z symbolami pięciu największych wyznań świata. Gudzowaty przychodzi tam kontemplować i patrzeć, jak wielki kryształ górski z Uralu ("symbolizuje myśl filozoficzną") rozszczepia promienie światła. Peresowi musiało się to spodobać, bo w 2007 roku - gdy obejmował urząd prezydenta Izraela - zaprosił Gudzowatego do Knesetu.

''Stajnie Gudzowatego''

- Michał Matys o interesach władcy gazu.

 

Jak powstawał Monument Tolerancji.

- Jestem ekumeniczny. Gdybyśmy nie mieli świadomości istnienia siły wyższej - Boga, jak kto woli - zwariowalibyśmy. Inaczej nie sposób wytłumaczyć wielu rzeczy - mówi Gudzowaty. Boga nazywa na swój użytek Wielkim Elektrykiem.

Gdy zaangażował się w budowę centrum w Jerozolimie, nawiązał kontakt z kardynałem Stanisławem Dziwiszem. Dostał od niego kroplę krwi Jana Pawła II na szacie, w której był podczas zamachu dokonanego przez Alego Agcę. - Przekazałem relikwie mojemu wiejskiemu kościółkowi w Zaborowie. Przedmioty kultu powinny być z ludźmi, a nie w mieszkaniach. I wie pan, że tam są uzdrowienia? To tak działa na ludzi! - opowiada.

- Wierzy pan w to?

- Wierzę w siłę duszy oraz że śmierć to tylko zmiana bytu. Z moimi zmarłymi rodzicami mam stały kontakt: psychiczny i energetyczny - mówi milioner.

Na cmentarzu na warszawskiej Woli polecił już wybudować dla siebie okazały grobowiec i umieścić w nim klamkę od środka. - Jak mnie robotnicy pytali, mówiłem, że mam klaustrofobię. Ale naprawdę klamka jest po to, aby uśmiechnęła się rodzina, która będzie mnie odprowadzać - wyjaśnia.

Na biurku ustawił kilkanaście rodzinnych zdjęć, zza których wygląda na mnie w czasie rozmowy.

Rezydencję w Mariewie oddał starszemu synowi Tomaszowi , fotografikowi, ośmiokrotnemu zdobywcy nagród World Press Photo. Sam przeprowadził się pół kilometra dalej, do wsi Wólka. Zamieszkał tam z poślubioną trzy lata temu żoną - Danutą. Pracowała dla niego jako tłumaczka z francuskiego. - Chemia przychodzi nagle, na to nie ma recepty. Ożeniłem się, bo Danusia dostała rozwód. Śmiesznie mówić, ale oświadczyłem się jej mężowi. Wysyłałem do niego faksy, aby niczego nie utrudniał. Ich związek dawno się rozpadł. Po rozwodzie pojechałem do jubilera i kupiłem pierścionek. Ślub odbył się po 25 dniach, w ekspresowym tempie - opowiada Gudzowaty. Zanim się pobrali, mieszkali ze sobą 15 lat. Mają nastoletniego syna Michała.

W Wólce Gudzowaty wybudował nowy dom. - Nie mam samolotu ani jachtu. Ale dom mam piękny, stylowy - mówi.

Wokół chodzą zwierzęta: pawie, bażanty, osły, daniele i lamy, które zabrał z poprzedniej rezydencji. Twierdzi: - Wszyscy żyjemy razem, w zgodzie, na wolności.

Nie pomogli politycy, pomogą algi

Ma nowy pomysł. Chce hodować morskie algi i przerabiać je na olej napędowy. - Na świecie teraz każdy sięga po algi. To rewelacja! - mówi Gudzowaty.

Mają rozwiązać problemy energetyczne i ekologiczne. Olej z alg może zastąpić paliwo w autach, zaś algi potrzebują do wzrostu dwutlenku węgla i mogą wchłonąć ogromne jego ilości, emitowane przez zakłady przemysłowe.

Algi to glony lub wodorosty, według naukowej definicji: "organizmy jedno- lub wielokomórkowe, samożywne, czasem mikroskopijnej wielkości, a czasem występujące w postaci rozłożystych plech. Nie mają korzeni, liści, łodyg ani kwiatów. Wchodzą w skład planktonu w morzach i oceanach".

W algach tak jak w roślinach zachodzi fotosynteza, do której potrzebne są dwutlenek węgla, woda i światło.

- Algi pochłaniają dwutlenek węgla i przerabiają go na olej, który można z nich wycisnąć - wyjaśnia Grzegorz Ślak, menedżer, który przygotowuje dla Gudzowatego budowę instalacji do produkcji oleju z alg. - Przyrastają kilkadziesiąt razy na dobę, pływają w słonej wodzie. Są łatwe w hodowli.

Instalacja będzie kosztowała 70-90 mln zł i wytwarzała 40 tys. ton oleju rocznie. Budowa ruszy w 2013 roku. - Potrzeba na to około trzech hektarów. Nie muszą być przy morzu. Ważniejsze, aby były w pobliżu dużego truciciela, który emituje dwutlenek węgla. Najlepiej koło elektrowni lub koksowni - mówi Ślak.

Zbudował już nawet próbną instalację, która wytwarza algowy olej. - Nalałem go do samochodu i jeździłem - twierdzi.

Gudzowaty postawił na biopaliwa już w 2002 r. Kupił od państwa dwa Polmosy: w Lesznie i we Wrocławiu. Połączył je w jedno przedsiębiorstwo Akwawit-Polmos i zaczął produkować biopaliwa z roślin uprawnych, przede wszystkim z rzepaku.

Wydawało się, że zbyt będzie zapewniony - Unia Europejska zaleciła stosowanie biopaliw. A Sejm w 2003 r. nakazał rafineriom dodawać niewielkie domieszki biopaliw do benzyny i oleju napędowego sprzedawanych na stacjach.

Aby rozkręcić biznes, Gudzowaty zaangażował polityków. Pracę u niego dostał Andrzej Śmietanko, były minister rolnictwa z PSL, potem Wiesław Kaczmarek, były minister skarbu z SLD (w czasie swego urzędowania sprzedał biznesmenowi oba Polmosy), oraz Krzysztof Żyndul, były wiceminister skarbu (odpowiadał m.in. za rafinerie). Nie pomogli. Gudzowaty poniósł porażkę. - Nie mieliśmy zbytu - tłumaczy.

Zwolnił ministrów i zaczął myśleć, co dalej.

Algi przyszły mu do głowy w czasie podróży do Izraela. Zwiedzał Instytut Nauki Weizmana, założony przez Chaima Weizmana - pierwszego prezydenta tego kraju, chemika, który pracował nad syntetyczną benzyną. - Dowiedziałem się, że naukowcy pracują tam nad olejem napędowym z alg. Przepowiadają, że to paliwo przyszłości, które zmieni świat - opowiada. - Zobaczymy, jak mi wyjdzie ta inwestycja, denerwuję się na samą myśl - dodaje. Jeśli się nie uda, pozostanie mu wódka i spirytus - należący do niego Akwawit-Polmos produkuje licencyjnego Smirnoffa oraz większość spirytusu, z którego korzystają inne krajowe wytwórnie wódek.

Kto rządził w Polsce w ostatnich dekadach:

''Maliny i owce''

 

Aleksander Gudzowaty w amerykańskim dokumencie.

Pił krew czy nie pił?

Pochodzi z Łodzi. Studiował na politechnice, ale jej nie ukończył. Zajął się zarabianiem pieniędzy w Studenckiej Spółdzielni Pracy "Puchatek". Zaczął od mycia okien, szybko awansował jednak na jednego z szefów. Wtedy wstąpił do PZPR i wrócił na studia - handel zagraniczny na Uniwersytecie Łódzkim.

Gdy go ukończył, dostał pracę w państwowej centrali handlu zagranicznego Textilimpex, która handlowała tkaninami i odzieżą. W latach 70. przez blisko pięć lat był szefem jej przedstawicielstwa w Moskwie. Zrobił kurs marksizmu i leninizmu w szkole Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego. Podobno dobrze negocjował kontrakty handlowe. Ale popadł w konflikt z przełożonymi i urzędnikami polskiej ambasady, którzy uważali, że prowadził "zbyt wystawny tryb życia". Krzywdy mu jednak nie zrobili. Został dyrektorem w centrali handlu zagranicznego Kolmex eksportującej wagony i lokomotywy. Gdy upadał komunizm, był jej szefem. Został zwolniony w 1991 roku.

W listopadzie 1989 roku, jeszcze na państwowej posadzie, tuż po powstaniu rządu Tadeusza Mazowieckiego, założył własną firmę. Zawrotna kariera biznesowa Gudzowatego - jak sam opowiada - miała się zacząć w 1992 roku od dwóch podróży do Rosji: do Moskwy i na Syberię. Krążą o nich legendy. Aby reklamować polskie towary, zabrał 40 modelek i piosenkarkę Zdzisławę Sośnicką. W saunie w Orenburgu na Uralu miał zaprzyjaźnić się z Remem Wiachiriewem , szefem Gazpromu i jednym z najpotężniejszych ludzi w Rosji (imię Rem to skrót od Rewolucja - Engels - Marks). Był to protegowany premiera Wiktora Czernomyrdina , pierwszego prezesa i twórcy potęgi Gazpromu - obaj decydowali o polityce gazowej Rosji.

O tym, jak udało się mu zdobyć zaufanie Rosjan, Gudzowaty opowiada barwne historie. Ale nigdy nie wiadomo, co mówi na serio.

Wiachiriew miał zaprosić Gudzowatego do Selechardu , miasta na kole podbiegunowym, u nasady półwyspu Jamał, na ''święto wiosny'' - towarzyską imprezę pracowników Gazpromu. W jej trakcie zarzyna się renifera, pije jego krew i je surowe mięso (podobno Gudzowaty się wymówił, twierdząc, że jest wegetarianinem). Jakkolwiek było, znajomość z ludźmi z ekipy prezydenta Borysa Jelcyna ułatwiła Gudzowatemu zawieranie milionowych kontraktów na rosyjskim rynku.

Wkrótce potem Gazprom zagroził wstrzymaniem dostaw gazu do Polski. Wyliczył, że Polskie Górnictwo i Gazownictwo Naftowe (PGNiG), państwowy dystrybutor gazu, było mu winne ponad 250 mln dolarów. I wówczas zjawił się Gudzowaty. Zaproponował Rosjanom, że spłaci dług towarami - głównie pszenicą i ziemniakami. Zajęła się tym jego firma Bartimpex, nazwana tak od barteru, czyli handlu "towar za towar". Rosjanie nie tylko się zgodzili - oznajmili, że ufają tylko Gudzowatemu i tylko z nim chcą handlować. - To było inne pokolenie. Byłem im potrzebny, bo spłaciłem długi. Oni mieli z tym kłopot, więc mnie docenili - twierdzi Gudzowaty.

Narzeka, że w Polsce nie został doceniony. - Ja na gazie nie zarobiłem ani złotówki. Pan Bóg był łaskaw i zarobiliśmy olbrzymie pieniądze na inżynierii finansowej. Spłacaliśmy towarami polskie długi. Należy nam się za to medal - uważa.

W tym samym 1992 roku prezydenci Borys Jelcyn i Lech Wałęsa zdecydowali o budowie gazociągu jamalskiego dostarczającego gaz z półwyspu Jamał w zachodniej Syberii do Polski i Niemiec. Rura miała zapewnić nam bezpieczeństwo energetyczne. Zaplanowano, że będzie miała długość 4 tys. km, z czego ponad 650 km na terenie Polski.

Gdy we wrześniu 1993 roku powstała spółka EuRoPol Gaz, która miała zbudować rurę, a potem nią zarządzać, nagle okazało się, że pośrednio jej udziałowcem jest Gudzowaty. Skąd się tam wziął - do dziś nie wiadomo. Oba rządy ustaliły bowiem, że udziały w spółce będą dzieliły po połowie PGNiG i Gazprom. Niespodziewanie dostały jednak po 48 proc. akcji. Jak królik z kapelusza pojawił się trzeci wspólnik: firma Gas Trading, która otrzymała pozostałe 4 proc. - jak wyszło potem na jaw, nalegali na to Rosjanie. Jednym z jej współwłaścicieli okazał się Bartimpex, należący do Gudzowatego i jego rodziny.

Sam Gudzowaty przyznał się, że to on wymyślił Gas Trading. Miał przekonać Rosjan, że będzie to "dom handlowy" Gazpromu, który utworzy, by ich reprezentować.

W ten sposób biznesmen stał się najważniejszą postacią na rynku gazowym w Polsce. Importował największe ilości gazu. Był pośrednio udziałowcem gazociągu jamalskiego, a jego firmy budowały go i obsługiwały. Należące do niego towarzystwo ubezpieczało rurę, a bank obsługiwał transakcje. W 2000 r. wyszło na jaw, że wzdłuż gazociągu położono nowoczesny kabel telekomunikacyjny - światłowód, który połączył Rosję z Niemcami; spółka, w której udziały miał Gudzowaty, wydzierżawiała go innym firmom.

Sam Bartimpex szacuje, że w latach 1992-2005 jego sprzedaż do Rosji "związana z importem gazu, a także z budową gazociągu jamalskiego" wyniosła 6 mld dolarów.

Pożegnanie z rurą

Dobre czasy dla Gudzowatego skończyły się, gdy w Rosji doszło do zmiany władzy. W 2000 roku Borysa Jelcyna zastąpił Władimir Putin. Postanowił pozbyć się oligarchów, którzy z nim nie współpracowali. Zaczął też wymieniać szefów strategicznych firm. W 2001 roku posadę szefa Gazpromu stracił Rem Wiachiriew.

Szybko okazało się, że dawni przyjaciele Gudzowatego stali się wrogami. Jak informuje Bartimpex na stronach internetowych, "współpraca z Gazpromem została ograniczona w roku 2004 r. na skutek tego, że Gazprom odstąpił od trzyletniego kontraktu" gaz za żywność "w latach 2001-2003".

Na co stawia Gudzowaty:

''Paliwo wściekłych alg''

 

Rok 2009, Aleksander Gudzowaty u Moniki Olejnik.

Gudzowaty poszedł na całość i pozwał Rosjan o niewywiązanie się z umowy. W 2007 roku wygrał w sądzie z Gazpromem - przypuszczalnie jako jedyny na świecie.

- Wygrałem 35 mln dolarów. Ułatwiło mi to przeżycie. Ale oni nie mogą mi tego wybaczyć - twierdzi.

W 2009 roku Putin osobiście zaatakował Gudzowatego. Bez ogródek zażądał usunięcia go spośród udziałowców gazociągu jamalskiego. W dodatku zasugerował, że "trzeba spojrzeć na korupcyjność decyzji", dzięki której biznesmen został udziałowcem rury.

Rządy Polski i Rosji zawarły porozumienie, że na nowo podzielą udziały - po równo między PGNiG i Gazprom. Mimo to do dzisiaj nie udało się im usunąć Gudzowatego z rury. Obie strony musiałyby się złożyć, aby odkupić

4 proc. akcji od Gas Tradingu. Ile na to potrzeba? Szacunki są różne - od 40 mln do 1 mld dolarów! A Gudzowaty się targuje.

- Jeszcze jestem na rynku gazowym. Ale to agonia - przyznaje.

- Czuje się pan przegrany?

- Przegranym można być, jeśli się gra. A ja nie grałem, zostałem usunięty decyzją obu rządów. Straciłem kupę pieniędzy i jestem bezsilny.

Obwinia o to polskich polityków.

- Rosjanie są piekielnie konsekwentni. Gazprom to wielka korporacja, myślą strategicznie. Powinniśmy się od nich uczyć. Wywalili nas, zgoda. Ale dziwi mnie przyjemność, z jaką robili to nasi politycy. W kontaktach zagranicznych prezentują dużą naiwność i infantylizm - twierdzi.

Wiesław Kaczmarek, były minister skarbu z SLD, który pracował u milionera: - Gudzowaty w jakiś sposób we właściwym miejscu i czasie poznał właściwych ludzi w Rosji. Dogadał się z nimi i robił dobry biznes. Kupował gaz i płacił towarami. W latach 90. takie kariery były typowe w Europie Wschodniej. Pewnie własnych Gudzowatych miały Czechy, Rumunia czy Bułgaria. Ich czas skończył się, gdy do władzy w Rosji doszła nowa ekipa, która postanowiła pozbyć się pośredników i sama przejąć interesy.

Prof. dr hab. Henryk Domański , socjolog z Instytutu Filozofii Socjologii PAN w Warszawie: - Paradoksalnie, Gudzowaty padł ofiarą globalizacji biznesu. Zgubiło go to, że wszedł do elity międzynarodowego biznesu zaangażowanej na Wschodzie. A tam musi być ona podporządkowana władzy politycznej. Putinowi nie mieściło się w głowie, że mogłoby być inaczej. Dlatego upadek Gudzowatego był o wiele bardziej spektakularny, niż gdyby jego biznesowymi partnerami byli Brytyjczycy czy Niemcy.

Dałem się nabrać Kulczykowi

Kilka miesięcy temu Gudzowaty pozbył się inwestycji, którą przez lata uważał za jedną z najważniejszych dla siebie. To projekt budowy gazociągu ze Szczecina do Bernau. Rura miała połączyć polską i niemiecką sieć gazową.

Projekt odkupił inny polski milioner Jan Kulczyk. Gudzowaty twierdzi, że był przekonany, że sprzedaje go niemieckiej firmie. - Nie wiedziałem, że stał za nią Kulczyk. Przysięgam. Ktoś wprowadził mnie w błąd i zastosował podstęp. Kulczyk jest wytrawnym biznesmenem. Wszyscy go lubią i popierają. Dałem się nabrać - mówi Gudzowaty.

Pomysł budowy rury do Niemiec Gudzowaty ogłosił ponad dziesięć lat temu. Argumentował, że uniezależni nas to od monopolu rosyjskiego Gazpromu, bo będziemy mogli sprowadzać gaz także z Niemiec. Wywołał burzę. Bo był wtedy największym importerem rosyjskiego gazu. Gdyby miał rękę na obu kurkach: ze wschodu i zachodu, decydowałby o wszystkich dostawach. W dodatku głównym dostawcą gazu do Niemiec był Gazprom i kupowalibyśmy stamtąd ten sam rosyjski gaz.

Rząd AWS sprzeciwił się pomysłowi. Nie poparły go też kolejne rządy, tworzone przez SLD, a potem PiS i PO.

- Przeciwko gazociągowi były wszystkie rządy. Coś w tym musi być! - przekonuje Gudzowaty. - Są dwa warianty: Rosjanie zręcznie manipulowali naszymi politykami albo działała jakaś "Loża minus 5", która okazała się ode mnie silniejsza.

"Lożą minus 5" nazywa swoich przeciwników (od "piątego poziomu piekła"). Podejrzewa, że brały w tym udział także służby specjalne.

Wiesław Kaczmarek: - Gudzowaty uważał, że ktoś go wypchnął z interesu. Zaczął śledzić tych, których podejrzewał. To była jego obsesja, on tym żył.

Żałuję, że ich zatrudniałem

W 2007 roku do mediów trafiło nagranie prywatnej rozmowy Gudzowatego z byłym premierem Józefem Oleksym. Prowadzili ją przy obiedzie zakrapianym alkoholem. Oleksy w niewybredny sposób wyrażał się o wszystkich po kolei liderach SLD. Opowiadał o ich słabościach, grzechach i przekrętach, nie oszczędził nikogo, nawet byłego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego.

Do zainstalowania podsłuchu przyznał się Marcin Kossek , szef ochrony Gudzowatego. Oświadczył w mediach, że nagrywał, by udowodnić, że urzędnicy państwowi oraz oficerowie służb specjalnych działali na niekorzyść biznesmena. ''Musieliśmy udokumentować udział w przestępstwach najbardziej wpływowych ludzi (...) Wszystkie materiały z nagrań naszych rozmówców przekazaliśmy organom ścigania'' - mówił.

Nagranych zostało 17 gości Gudzowatego. "Jestem pod pręgierzem. Ludzie nie lubią podsłuchiwania. Już nazywają nas Polskie Nagrania" - żalił się Gudzowaty w wywiadach. I twierdził, że nie miał z tym nic wspólnego, a jego szef ochrony był... na usługach Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego.

Milioner skłócił się ze wszystkimi. Najbardziej z politykami SLD, z którymi jeszcze kilka lat temu był w jak najlepszej komitywie - gościł u siebie premierów i prezydenta. - Rzeczywiście, uważałem, że w SLD jest wysoki iloraz inteligencji. Nie zdawałem sobie sprawy z tak wysokiego ilorazu pychy - mówi Gudzowaty.

Z Oleksym obrzucają się inwektywami w tabloidach.

Gudzowaty w "Super Expressie" o Oleksym: "Baba z magla i węgorz posmarowany smalcem".

Oleksy: "Lepsze to niż skojarzenie z opasłym satyrem".

Gudzowaty zaczął regularnie pisać blog. - Dokuczał mi "czarny PR", postanowiłem poprawić wizerunek. Piszę odręcznie, do internetu przepisuje sekretarka, ja tam nie zaglądam. Internet to szatan! - twierdzi Gudzowaty.

Na blogu pisze na przykład: "Jak przyjrzeć się nazwiskom przywódców partii i jej liderom, to trudno jest nie zauważyć, że" wszystko "już było i nigdy nikomu z nich nic się nie udało. Dla Polski oczywiście, bo oni sami odnieśli wiele sukcesów personalnych".

- Dlatego atakuje pan polityków? - pytam.

- Bo nie mają odwagi przyznać, że do niczego się nie nadają. A dlaczego mam hamować swój temperament?

- Przyjaźnił się pan z wieloma. Wiązał pan z nimi nadzieje, a oni zawiedli?

- Żadnych! Przysięgam. Tolerowałem to towarzystwo. A od polityków nic nie dostałem, chociaż fama była różna.

- Wielkie interesy wymagają wsparcia polityków?

- Teraz wiem, że tak. Ale z niego nie korzystałem. Nigdy tych panów nie kokietowałem w przeciwieństwie do innych moich zamożnych kolegów, którzy oparli fortuny na tego rodzaju przyjaźniach.

- Przecież zatrudniał pan wielu urzędników i polityków.

- To był duży błąd. Wszystko lipa. Ale znaleźć dobrego menedżera w Polsce to trudna sprawa. Przyszli do mnie do roboty i tak samo szybko wyszli.

- Pomylił się pan?

- To była najgłupsza z możliwych decyzji. Liczyłem, że jak ktoś jest u władzy, to nie jest głupi. Czy mogłem przypuszczać, że to jełop? Sam organizowałem wszystkie biznesy. Oni tylko wypełniali treścią. Niestety, źle. Żałuję tego.

Lech, przyjaciel Aleksandra

Socjolog prof. Henryk Domański uważa, że Gudzowaty to symbol kariery z początku lat 90.: - Wyłaniała się wtedy elita biznesu. Typowy był szybki wzrost, w tym przypadku zakończony niepowodzeniem. Gudzowatego trudno jednoznacznie oceniać, bo działał na rynku gazowym, który był reglamentowany. Nie wiemy, czy wykazałby się kompetencjami w innych warunkach.

Profesor dodaje: - Gudzowaty był znany z tego, że zatrudniał polityków. Możliwe, że to okazało się nawet gwoździem do jego trumny. Wybrał nieodpowiednich ludzi lub liczył na to, że mu pomogą w biznesie, i się przeliczył. Gdyby tak było, to dowód, że Polska zaczyna być krajem normalności.

Większość polityków nie chce rozmawiać o Gudzowatym. Do nielicznych wyjątków należy były prezydent Lech Wałęsa.

- Nigdy nie odrzucam przyjaciół. Wsparł mnie, gdy byłem w potrzebie, w kampanii wyborczej w 1995 roku. Wiem, że wspierał także innych, ale dla mnie to nie ma znaczenia. Od lat się przyjaźnimy. Na ekonomii się raczej nie znam i dlatego nie będę go oceniał. Ale wszyscy działaliśmy w epoce przejściowej. Po nas przyjdą młode wilczki - mówi Lech Wałęsa. Możliwe, że wiosną były prezydent wybierze się na otwarcie Światowego Centrum Tolerancji w Jerozolimie. Tłumaczy:

- Żydzi to ciężko doświadczony naród. Dlatego staram się ich wspierać. W tym przypadku poprosił mnie o to mój przyjaciel Aleksander.

Gudzowaty o Polsce:

''Polscy politycy osiągnęli piąty poziom piekła''

 

Promujące tolerancję spotkanie z Gudzowatym w Oświęcimiu.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich.
Więcej
    Komentarze
    Jak sie wpadnie w takie pieniadze to trudno jest przerwac. Tu juz nie chodzi o same pieniadze. Ale trzeba jeszcze umiec przerwac to wszystko. I to jest najtrudniejsze.
    już oceniałe(a)ś
    1
    4
    Czy majątek zabrał do grobu ?
    @szampon67 W Polsce brakuje takiego pokroju biznesmenów i uczciwych pracodawców!!!!! Zmarł niestety ten polski biznesmen-niestety!Aleksander Gudzowaty by bardzo dobrym polskim patriota i polskim biznesmenem. Aleksander Guzowaty, jeden z bardzo niewielu polskich miliarderów, 100 % podatków płacił w POLSCE.Nie tak jak Kulczyki albo inni biznesmeni co się uwłaszczyli na polskim majątku narodowym a uzyskanym po PRLu.
    już oceniałe(a)ś
    8
    1