Niespełna dekadę temu u stóp Masady, twierdzy zbudowanej przez króla Heroda znanej ze zbiorowego samobójstwa jej ostatnich żydowskich obrońców w wojnie przeciw Rzymowi i izraelskiej świętości, wybudowano ogromną scenę i trybuny na 60 tys. widzów. Była upalna noc, gdy spiker zapowiedział pełnej widowni, że na przedstawieniu „Carmen” pojawił się Pan Prezydent Szymon Peres. Ludzie wstali z miejsc i dobre 10 minut nad Pustynią Judzką niosła się burza oklasków. Takiej owacji nie otrzymał żaden z występujących artystów (w Izraelu wszyscy są na ty i tylko o Peresie mówiono „Pan Prezydent”), a pewnie spośród publiczności nawet połowa nigdy nie głosowała na Peresa. Przypomniałem sobie tę scenę, gdy czytałem autobiografię słynnego izraelskiego polityka.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
Może gdybym więcej wiedział o jego porażkach - i osobistym udziale Peresa w takowych mój odbiór byłby bliższy Redatkora.
Troche OT, zaimponował mi gdy jako odpowiedzialny za program nuklearny Izraela pojechał z naukowcami izraelskimi do Francji studiować (?) fizykę nuklearną. Pamiętajmy, że z wykształcenia był farmerem (OK, będąc US studiował jeszcze jakiś social science, albo coś w tym stylu). Jego motywacja była następująca - jak mogę zarządzać czymś o czym nie mam pojęcia? Z mojego doświadczenia, managerowie przeważnie nie mają pojęcia o meritum zarządzanego przez siebie zagadnienia, albo są to eksperci, z małymi umiejętnościami managerskimi. Potrzebne jest jedno i drugie. Zaimponował mi.
.. głupi komentarz