Rycerstwo krakowskie i sandomierskie dowodzone przez swoich wojewodów i kasztelanów ma powstrzymać przerażających Mongołów pustoszących tereny polskie, a na południu rozprawiających się z Węgrami. Bitwa pod Chmielnikiem była obroną pobliskiego Krakowa. Dowódca mongolski Bajdar zmylił Polaków, pozorując ucieczkę, po czym na zdezorientowanych przeciwników uderzył oddział odwodowy. Bitwa zakończyła się klęską, a dziesięć dni później Tatarzy zajęli Kraków i ruszyli na Śląsk, gdzie 9 kwietnia pod Legnicą zastąpił im drogę książę Henryk Pobożny. I ta bitwa zakończyła się tragicznie - Polacy zostali rozbici, a książę Henryk poległ. Zwycięscy Tatarzy zwrócili się na południe, by wesprzeć swoich na Węgrzech.
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
Źródło: TP Autor: Krzysztof Wasilewski |
Ba, mogło się zajmować nawet 95% populacji i ma to dokładnie takie same podstawy faktograficzne, tj. szerokie rękawy prof. Grabowskiego. Nawet jednak te 5% to dość ambitny szacunek, bo zważywszy na to, że Warszawa pod koniec 1943, po likwidacji Getta, miała 900-1000 tys. mieszkańców, szmalcownictwem musiałoby się parać do 50 tys. ludzi. Tymczasem na dużo bardziej naukowych podstawach szacuje się liczbę Żydów ukrywających się w Warszawie na 25-30 tys., z czego znaczna część przeżyła... Powstaje w tej sytuacji trudne pytanie, z czego właściwie utrzymywały się te tysiące nieszczęsnych szmalcowników, którzy nie mieli ani jednego Żyda do szantażowania i właściwie na jakiej podstawie byli w związku z tym szmalcownikami; czyżby była jakaś specjalna szkoła zawodowa wydająca dyplomy w tym fachu...?
mogło być tak, że wielu czy nawet większość z tych ludzi nie wytropiła żadnego ukrywającego się Żyda, którego mogliby za pieniądze wydać Niemcom lub szantażować go zdemaskowaniem, wymuszając okup. Ale z braku innego zajęcia i zapewne pod wpływem miejskich legend o dużej liczbie ukrywających się zbiegów z getta, oczywiście jak jeden posiadających duże ilości pieniędzy i złota, zajmowali się ich tropieniem, licząc na to że im się to kiedyś opłaci.
Rozumiem, oczywiście - jest to tzw. szmalcownictwo bezobjawowe. Tj. nie wytropił taki żadnego Żyda, ani go nie szantażował, ani nic nie wiadomo o tym, czy nawet próbował, ale kto wie, czy by nie chciał; i to już wystarczy.
www.1944.pl/artykul/szmalcownicy-w-okupowanej-warszawie,5116.html
No właśnie przeczytałem i znalazłem tam min. taki oto fragment : "Najmniejszą grupę szmalcowników – 20 – stanowili Żydzi lub osoby o innym pochodzeniu. Jak pisze Jan Grabowski, ich rola również była bardzo istotna: w szajce Polacy odpowiadali za znajomość miasta, Niemcy – za kontakty z niemiecką agenturą policyjną, zaś Żydzi wskazywali „najlepiej rokujące” ofiary, czyli zamożnych Żydów po aryjskiej stronie. Wiosną 1943 r. szczególnie niebezpieczny był niejaki „Kohn” – syn adwokata, który wydawał Niemcom głównie żydowskich adwokatów.