W "Przerwanych biografiach" zostały zebrane dzienniki, listy i wspomnienia ludzi wysiedlonych z terenów Polski

Przerwane biografie. Relacje deportowanych z Polski w głąb Sowietów 1940-41
Wybór: Ewa Kołodziejska-Fuentes
Ośrodek Karta i Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia

Ile bochenków chleba można dostać za męski kapelusz pilśniowy? Ile kilogramów mąki wart jest damski płaszcz? Jak smakuje mięso wielbłądzie? W „Przerwanych biografiach” zostały zebrane dzienniki, listy i wspomnienia brutalnie wysiedlonych przez radzieckie władze z terenów należących przed 1939 r. do Polski. Ich liczbę historycy szacują na blisko 320 tys. Tułaczka po nieludzkiej ziemi dla wielu zakończyła się śmiercią z głodu, z powodu chorób i fatalnych warunków. Szczęśliwcy ewakuowali się z armią Andersa lub armią Berlinga. Ich relacje to wstrząsający obraz życia w totalitarnym państwie Stalina, ale również altruizmu, siły ducha i wytrzymałości, która bywa silniejsza niż śmierć najbliższych. „Nie przypuszczałam nigdy, że człowiek może tyle przejść w życiu i żyć dalej. Robić samemu trumnę dla Matki! I przez cały ten czas, przez te 6 dni, gdy Mamusia leżała o głowę ode mnie, na posłaniu, na tej samej kołdrze, trzeba było rozmawiać i gotować obok, w ogóle tak żyć, jakby nic” – pisała Aniela Furmańska, córka gen. Kazimierza Dzierżanowskiego, wraz z rodziną zesłana do Kazachstanu.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Monika Tutak-Goll poleca
Podobne artykuły
Więcej
    Komentarze
    Dobrze, że podjęto to dzieło. Jakieś ćwierć wieku temu rozmawiałem z odpowiednikiem po polsku wicewojewody z Urgencza w Uzbekistanie. To historycznego miasto i jego okolice też były miejscem zesłania Polaków. Wspominał, że do dziś spotyka sie kobiety o blond włosach i błękitnych oczach. To potomkinie tych, które nie zabrały się z armia gen. Andersa, zapomniane w aułach i kołchozach. Powychodziły za miejscowych. I nikogo z Polski, ani wtedy, ani dziś los potomków zesłańców nie interesuje. nie ma w Polsce siły, aby rząd sam z siebie, czy minister nauki zainicjował przyznawanie stypendium na wyższe uczelnie, a młodzież po ich kończeniu same decydowały, czy wraca, czy zostaje w Polsce. Wysłanie książki to cała procedura, a przy obecnej niechęci do Rosji nikt nie weźmie ksiązek na bagaż do samolotu przez Stambuł. I tak złotouści leja patriotyczna wodę, a czas płynie bezużytecznie. Czy Senat niby jeszcze pamięta, że kiedyś zawalczył o prawo do opieki nad Polonią? A może nawet ktoś wpadł na pomysł, aby owe pamiętniki kupić do sejmowej biblioteki? O tym, że ktoś z wybrańców narodu zechce kupić, nawet nie śmiem marzyć. Marszalek Senatu bohatersko wyszukuje błędy rządzących, a marszałkini Sejmu szuka wolnych terminów przed północą, bo w ciągu dnia trzyma na barkach losy ustaw.
    już oceniałe(a)ś
    1
    0