W „Sukcesji", popularnym serialu HBO, jeden z głównych bohaterów miał atak serca w samolocie. Miliarder podróżował prywatnym samolotem ze swoimi współpracownikami. Jedna stewardesa próbowała go ratować, wykonywała masaż serca, druga połączyła się ze służbami medycznymi, a pilot podjął decyzję o zmianie kursu, by szybciej wylądować.
Nikt z pasażerów nie zmienił stewardesy w trakcie długiej i męczącej reanimacji. Z defibrylatorem też radziła sobie sama. Czy prawdziwa akcja ratunkowa w samolocie właśnie tak wygląda?
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
Proszę bardzo :) Pozdrawiania od autorki
Ty, ale wiesz, że tez byłeś takim ryczącym bachorem?
"To trzeba mieć farta, żeby dostać zawału serca w samolocie wypełnionym kardiologami... :)"
Nie. Kardiolog przy leczeniu zawału serca obecnie jest nikim lub prawie nikim bez cath-labu, zatem raczej trzeba mieć farta jeśli blisko jest lotnisko na którym się awaryjnie wyląduje. 56, a nawet 156 kardiologów na pokładzie, niewiele pomoże.
tak jak napisano, raczej kluczowy jest jakikolwiek sprzęt i leki oraz jedna-dwie ogarnięte osoby. Sensowny ratownik i sprzęt jest więcej wart niż 56 kardiologów z gołymi rękoma. Inaczej: na pokładzie samolotu jak napisano coś tam ze sprzętu jest. Natomiast szła beka przez pół internetu kiedy na jakimś kongresie kardiologów właśnie, ktoś zasłabł no i oni wezwali karetkę. No a co mieli innego zrobić? Kawą i ciastkiem ratować?