Rozpędzony samochód X uderza na zakręcie w inny spokojnie jadący pojazd Y. Kierowca z samochodu X tuż po uderzeniu wychodzi z samochodu i zaczyna uciekać. Biegnie przez okoliczne pole i nagle przypomina sobie, że w jego samochodzie została dziewczyna w ciąży. Wraca po nią. Pasażerka również zdążyła już wysiąść i też ucieka.
Wypadek śledzą mieszkańcy okolicznych domów. Postanawiają złapać sprawcę. Przytrzymują mężczyznę i po krótkiej chwili orientują się, że jest bardzo pijany. Przyjeżdża policja i potwierdza, że kierowca jest pod wpływem alkoholu.
Wszystkie komentarze
"Ale" dotyczy powtarzalności, popularności, skupieniu się na zagadnieniu nietrzeźwości.
Tzn łatwe to i chwytliwe, skupienie się na tej zdecydowanej mniejszości
(ok. 7 proc. wszystkich wypadków drogowych), gdy ponad 90% powodują trzeźwi. Trzeźwi przynajmniej w tym znaczeniu, że nie będący pod wpływem używek.
Inaczej, jak rzadko pisze się i mówi o systemie kształcenia kierowców
czy kiepskiej pracy policji, lub jej nieobecności na polskich drogach.
Z pisaniem i mówieniem o nietrzeźwych na drogach, ma się podobnie, jak z pisaniem o kulturze jazdy i uprzejmości.
Dociera wyłącznie do świadomych i przekonanych.
To jest nośne... i klikalne... (dziennikarze) i można udawać, że się coś robi (politycy/rząd).
Połowa to w Ameryce. Swoją drogą to ciekawe .
Ma to sens.
Oni nie mają komunikacji publicznej, a w mniejszych dziurach z dala od cywilizacji jest co najmniej kilka barów, a tramwaju, autobusu czy taksówki nie uświadczysz. Więc wypija kilka drinków, wsiada do auta i w statystyce jest jako pijany.
Nie mają limitów, nie mają kontroli alkomatem.
Policja może kazać przejść po linii. Takie zawansowane metody.