Zadawać prace domowe? Czy lepiej, żeby dzieciaki miały ten czas na wypoczynek albo nawet zwykłą nudę? Ten temat jak mantra wraca zawsze od września. Mam do niego potrójnie osobisty stosunek: jako rodzic 10-latka, czynny nauczyciel oraz jako dziennikarz naukowy popularyzujący wiedzę o mózgu. To, co powiem, na pewno oburzy sporą część osób – otóż prace domowe działają pozytywnie na efekty uczenia się. Ale – uwaga – dzieje się tak tylko pod pewnymi warunkami.
Tak, są badania – jak np. takie, które przeprowadziła Denis Pope, badaczka ze Stanford Graduate School of Education – z których wynika, że zadania domowe przyczyniają się do wyższego poziomu stresu u uczniów, są powodem kłopotów ze snem, wywołują problemy somatyczne jak bóle brzucha, głowy czy brak apetytu (tak wypowiedziało się w jej badaniach 56 proc. ankietowanych).
Wszystkie komentarze
Po za tym połowa prac domowych jest niepotrzebnie zadawana, bo nauczyciel musi coś napisać w sprawozdaniach miesięcznych...
I to kretyńskie noszenie książek do szkoły świadczy o fatalnych nauczycielach.
Masz najwyraźniej szkolną traumę i o wszystko obwiniasz nauczycieli.
Oczywiście, pani Anna "Żydów w Jedwabnem zabiły różne okoliczności historyczne" Zalewska już zadbała o to, żeby beznadziejną szkołę uczynić jeszcze bardziej beznadziejną. Setki godzin zakłamanej propagandy pseudohistorycznej oraz intelektualny holokaust w postaci tzw. "lekcji religii" robi swoje. Dzieci mają naturalną tendencję do poznawania świata, ale szkoła - a zwłaszcza ta w pisowskim wydaniu - skutecznie im to obrzydza. Mają słuchać, nie dyskutować i ładnie składać rączki do modlitwy do bozi. A zmiana 6+3+3 na 8+4 w automagiczny sposób rozwiąże wszystkie bolączki polskiej edukacji szkolnej (zapewne dzięki modłom uczniów do bozi na pierdylionach "lekcji" tzw. religii).
Zero nauki krytycznego myślenia. Zero zachęcania do intelektualnej odwagi, zadawania trudnych pytań. Zero nauki prowadzenia merytorycznej dyskusji. Zero nauki LOGIKI (nie ma jej nawet w żadnych w podstawach programowych matematyki!!!) oraz umiejętności wyłapywania błędów w rozumowaniu. Zero zaciekawienia światem i jego różnorodnością. Świat szkolno-pisowski jest czarno-biały i postawiony na głowie dzięki goebbelssowskiej propagandzie: my dobrzy, Niemcy złe, Kaczyński pokonał komunę, Wałęsa był agentem.
A wszystko przez to, że zideologizowani fanatycy religianccy spod pisowskich sztandarów po prostu BOJĄ SIĘ świata, którego nawet nie znają. Żeby reformować szkolnictwo, trzeba ten świat ROZUMIEĆ. Ani Kaczyński, który nigdy nosa nie wyściubił za granicę (pomijając jakieś wycieczki do krajów demoludu jak był dzieckiem), ani Zalewska, która jest wzorcowym przykładem antyintelektualizmu, nie rozumieją nie tylko świata i logiki, ale niczego.
Wyrazy uznania za wyjątkowo trafny i obrazowy opis aktualnego "kształcenia" dzieci metodami z przed 50 lat.
( nauczyciele zapominają że bachory momentalnie na swoich smartfonach połączonych z Internetem sprawdzą każdy błąd "pani nauczycielki" i wyśmieją ...)