Miał wąsy i koszulę w kratę. Nauczyciel historii, pan dawnej i niedawnej śmierci, władca dat, powstań i wojen. Mężczyzna, co w tamtych czasach było dość dużym wyjątkiem, zresztą, w sumie nadal jest. Dla chłopca bez ojca trochę autorytet męskości.
Choć mówił o sprawach ważnych, nigdy nie podnosił głosu. Był stanowczy, ale tak bardziej z osobowości niż z powodu stanowiska. Był wyrozumiały, choć nie przepadał za kłamstwem. Często trzymał w ręku długopis, choć traktował go bardziej jako wskaźnik niż narzędzie represji.
Dużo pokazywał na mapie. Odkrył przed nami, że Polska wcale nie jest jakoś szczególnie małym krajem. A to było w czasach, kiedy Związek Radziecki zajmował jeszcze połowę mapy świata. Choć powoli zbliżały się zmiany. Mam mgliste przeczucie, że był po stronie tych zmian. Jak już wspomniałem, nie przepadał za kłamstwem.
Jego koszula w kratę też była trochę jak mapa. Choć nie ukrywała okopów powstańczych, to zawierała ślady codziennego zużycia. Zakładał na nią marynarkę, co obecnie chyba nie byłoby modne. Wtedy wydawało się zupełnie normalne. Takie bardzo nauczycielskie.
Chyba nie był wysoki, choć wydawał się bardzo męski. Dla małych chłopców, którzy jeszcze nie wiedzieli, jakimi mężczyznami się staną, było to wyjątkowo ważne. W tym samym czasie w szkole był inny nauczyciel. Zawsze przed nim w klasie pojawiały się jego mocne męskie perfumy. Instynktownie czuliśmy, że jest w tym jakiś rodzaj przesady. Nauczyciel historii nie pachniał męskością. Po prostu był męski.
Nigdy się nie spóźniał, choć ciągle mówił o spóźnionych działaniach wojennych. Nie oceniał żołnierzy, choć mówił o winie generałów. Zwracał uwagę na szczegóły. W wielkiej historii świata nie znikali mu z oczu ludzie.
Z równą uwagą, co największe pakty w historii, zajmowały go sprawy zwyczajne. Powstańcy nie byli z marmuru, ale z krwi i kości. To wiele mówiło o tym, jak należy pojmować rzeczywistość i ludzi w niej żyjących.
Częściej siedział, niż stał. Dynamiczne zmiany historii nie wymagały dodatkowych efektów specjalnych. Nie puszczał filmów, nie stosował żadnych nowoczesnych metod nauczania, gdyż żyliśmy w bardzo nienowoczesnej rzeczywistości. Dużo mówił, rzadko pytał, co obecnie okazało się naganne. Ale On o tym nie wiedział, my również. W tej naszej niewiedzy zdobywaliśmy wiedzę z historii zdrad, podbojów i szalonych pościgów.
Nie wiem, czy podobał się dziewczynom, gdyż nie mogę sobie przypomnieć, czy już wtedy podobał im się jakikolwiek mężczyzna. Gdyby pojawił się teraz, mógłby zostać Dawidem Podsiadło, który też miał wąsy. Przez jakiś czas ten rodzaj zarostu nie był w modzie, ale moda, tak jak historia, ciągle się zmienia. Zależy, kto o niej opowiada.
Chyba nie miałem zeszytu i nie pamiętam, żeby to było problemem. Słuchanie mistrza nie pozwala na prowadzenie notatek. Można wtedy zgubić coś ze słów, które wypowiada. Nie było dyktafonów w powszechnym użytku, więc wszystko, co mówił, w jakiś sposób zniknęło, co podkreśla ulotność istnienia i wagę słuchania tego, co ktoś mówi.
Coś zaznaczał w papierowym dzienniku, który dla kogoś, kto czytał traktaty o historii, musiał wydawać się śmieszny. Krępująco zabawna lista obecności na kolejnej lekcji zamieniła się w malutką historię chorób, wagarów i pilnego uczestnictwa. Nie dało się na takim banalnym traktacie o historii dzieciaków budować wniosków na przyszłość.
Nigdy z nim nie rozmawiałem, gdyż nie były to czasy, w których dużo rozmawiało się z nauczycielami. Nic nie wiedziałem o nim poza tym, że uczył historii. On o mnie też nic nie wiedział, gdyż nie budowało się jakichś szczególnych relacji. Byliśmy dla siebie obcy, ale w jakiś sposób ważni. Tak po prostu, bez tysięcy dokumentów o pomocy psychologiczno-pedagogicznej.
Nie wiem, czy robił sprawdziany, ale przecież jakieś musiał. Co może jednak sprawdzić człowiek, który z perspektywy dziecka wie wszystko? Raczej określić stan niewiedzy, a On chyba tego nie lubił. Raczej wolał się dzielić wiedzą, bez podziałów na mądrzejszy i głupszych.
Chyba nie używał podręcznika. Bardziej ufał swojej pamięci, niż książkom skrojonym pod ucznia i prosty proces dydaktyczny. Opowiadał o procesach zachodzących w historii, co nie zawsze musiało być zrozumiałe dla kogoś, kto nie rozumiał procesów zachodzących tuż obok. Ale raczej wolał zakładać, że przeczuwamy coś więcej w swojej dziecięcości niż traktować nas jak puste dzbanki na banalną wiedzę.
Nigdy nie kończył wraz z dzwonkiem, bo przecież historia nie ma końca, choć z pozoru już się zakończyła. Ciągle można coś dodać, trudno zaplanować to, co się zapomni, a nadal jest ważne i trzeba uzupełnić. Często wracał do tego, co już powiedział. Mówił to na nowo i trochę innymi słowami, jakby szukał takich określeń, które najlepiej oddadzą prawdę, choć jednocześnie wiedział, że nigdy takich nie znajdzie.
Nie pamiętam, żeby się uśmiechał. Wydaje mi się, że był raczej smutny, choć mogę się mylić. W oczach dziecka dorosły wygląda inaczej niż w rzeczywistości. Powaga tematów mogła sprawiać wrażenie głębokiego smutku.
Nie korzystał z notatek, raczej wszystko miał w głowie. To było bardzo imponujące, gdy miało się problemy z opanowaniem daty bitwy pod Grunwaldem. Jego opanowanie mogło być jednak tylko pozorne. Gdy zna się na pamięć tyle dat śmierci, to musi być trudno zachować spokój ducha. Historycy chyba wyjątkowo znają się na umieraniu. Muszą być pewni swojej śmiertelności. Choć być może dlatego był tak spokojny. Wiedział, że nic go nie zaskoczy.
Kiedyś zniknął, nikt nie wiedział dlaczego. Tak jak był, tak po prostu go nie było. Rozpadł się, rozpłynął wśród nowych nauczycieli. Szkoła często sama w sobie staje się zapomnianą historią istnienia i znikania,na które nic nie można poradzić.
Trochę go zmyślam, bo przecież byłem dzieckiem, więc nie wszystko pamiętam tak, jak się wydarzyło naprawdę. Raczej zbieram strzępy wrażeń, gdyż chciałbym, żeby właśnie był taki. Być może był, być może nie. Być może przypisuję Mu cechy innych nauczycieli. Tak chyba pamięta się nauczycieli. Tak chyba w ogóle pamięta się ludzi. Są bardziej naszą wyobraźnią niż sobą.
Miał wąsy i koszulę w kratę. Pan Wojciech Drzewiński. Wówczas nauczyciel historii w Szkole Podstawowej nr 9 w Sopocie.
AKADEMIA OPOWIEŚCI. NAUCZYCIEL NA CAŁE ŻYCIE
Czekamy na wasze opowieści o nauczycielach z podstawówki, liceum, uczelni, ale także o innych ludziach, którzy byli dla was inspiracją na całe życie.
Regulamin akcji jest dostępny TUTAJ.
Teksty najlepiej przysyłać za pośrednictwem naszej FORMATKI. Najciekawsze będą publikowane na łamach ogólnopolskiej „Gazety Wyborczej” oraz w jej wydaniach lokalnych lub w serwisach grupy Wyborcza.pl.
Nadesłane prace wezmą udział w konkursie, w którym jury wyłoni trzech zwycięzców.
ZWYCIĘZCY DOSTANĄ NAGRODY PIENIĘŻNE:
za pierwsze miejsce w wysokości 5556 zł brutto,
za drugie miejsce – 3333 zł brutto,
za trzecie miejsce – 2000 zł brutto.
Wszystkie komentarze