24 kwietnia 2019 r. Dochodzi 6 rano, zaraz będę wstawać do pracy, a spałam naprawdę kiepsko. Obudziłam się o trzeciej nad ranem i już nie zmrużyłam oka. Podczas tych trzech godzin rozmyślam o remoncie, pracy, nastoletnim synu, wakacjach itd. Wpada mi do głowy, żeby sprawdzić, czy w mojej dawnej podstawówce trwa strajk nauczycieli. Wchodzę na stronę internetową SP nr 10 w Gliwicach i przeżywam szok. Widzę klepsydrę, a na niej imię i nazwisko mojej polonistki. Płaczę w poduszkę. Na Facebooku szkoły piszę tylko: „Moja najukochańsza polonistka. Uwielbiałam ją. Cudowna nauczycielka, wspaniały pedagog. Bardzo, bardzo mi smutno...”. Widzę, że nie tylko mnie zelektryzowała ta wiadomość. Wpisów jest bardzo dużo. I wszystkie w podobnym tonie: „fantastyczny nauczyciel i wychowawca”, „wielka strata”, „za wcześnie”. Najbardziej przejmujący wpis jest od jej wnuczki: „Najlepsza Babcia, moja najlepsza przyjaciółka”.
Izabela Paszkowska zmarła w wieku 65 lat. Odkąd pamiętam (a ściślej odkąd miałam z nią zajęcia, tj. od 1989 r.), uczyła polskiego w mojej szkole. Lekcje z nią były ciekawe i biegłam na nie z przyjemnością. A to dlatego, że pani Paszkowska lubiła uczyć, lubiła język polski i lubiła uczniów. Nie przypominam sobie, żeby stawiała złe stopnie. Na lekcjach dużo rozmawialiśmy, w związku z czym gramatyka była traktowana nieco po macoszemu, bo prawdziwą miłością polonistki była literatura. W klasie zastanawialiśmy się nad motywami postępowania bohaterów. Była nauczycielką, którą naprawdę ciekawiło nasze zdanie. Pamiętam to jej pytanie: „Słuchajcie, a jak myślicie…?”.
Często pisaliśmy też wypracowania na najróżniejsze tematy. Gdy pani Paszkowska oddawała zeszyty, oprócz kilku napisanych zdań swoim wyraźnym, okrągłym pismem miała każdemu zawsze coś miłego do powiedzenia na temat jego pracy. Nie tylko asom z polskiego. Pamiętam, że jednemu z uczniów, który niezbyt przykładał się do nauki i którego inni nauczyciele spisali na straty, powiedziała: „Bardzo dojrzałe spostrzeżenia. Wiesz, nigdy nie myślałam o tym w ten sposób. To, co napisałeś, naprawdę zmusiło mnie do zastanowienia”. Chłopak jakby dostał skrzydeł. Nie wiem, jak potoczyły się jego dalsze losy, bo wkrótce zmienił szkołę, ale wtedy, tego dnia, czuł się doceniony i ważny, jak ktoś, kto ma coś istotnego do powiedzenia i zostanie z uwagą wysłuchany. Tak jak każdy w obecności pani Paszkowskiej.
Prowadziła też katechezę. Była bardzo religijna i jednocześnie niesłychanie tolerancyjna. Mimo że już wcześniej przestałam chodzić na religię, to wówczas znowu zaczęłam. I nie, nie dlatego, że „się nawróciłam” albo byłoby to dobrze widziane. Ja po prostu uwielbiałam z nią przebywać. Na zajęciach rozmawialiśmy o etyce, problemach współczesnego świata i innych ważnych sprawach. Chociaż kiedyś pani Paszkowska mi powiedziała: „Magda, ty nie musisz chodzić na religię. Ja i tak cię lubię”.
Po lekcjach prowadziła kółko teatralne, wyjeżdżała z nami na przedstawienia, opiekowała się szkolnymi gazetkami ściennymi. Nigdy nie krytykowała, najwyżej sugerowała, że można coś zrobić inaczej. Nie słyszałam, żeby kiedykolwiek podniosła głos, a i tak nawet największe klasowe łobuzy jej słuchały. Nie musiała wzbudzać strachu, żeby ją szanowano. Była tak lubiana, że po prostu wstyd było zrobić przy niej coś głupiego. Więc w zasadzie nikt nic głupiego nie robił. To już dziś niespotykane, ale zawsze można było wpaść do niej do domu na herbatę i pogadać. Otworzyć przed nią nastoletnie serce i pokazać swoje pierwsze wiersze. Nie wiem, jak to robiła, jak znajdowała na to wszystko czas, bo przecież miała czwórkę dzieci...
Przez ponad 20 lat prowadziła rubrykę w „Małym Gościu Niedzielnym”, gdzie odpisywała na listy dzieci i młodzieży. Nie wiedziałam o tym, bo w pracę w redakcji zaangażowała się, kiedy już dawno skończyłam szkołę. Gdy teraz czytałam jej odpowiedzi, to jakbym ją słyszała. Pisała piękną i poprawną polszczyzną, dokładnie tak, jak mówiła. Ten sam ciepły, spokojny głos można było usłyszeć na antenie Radia Puls i Radia eM, gdzie prowadziła audycje. Była pełna empatii, zrozumienia i jakiegoś takiego zdrowego rozsądku. Żaden list nie pozostał bez odpowiedzi, a przychodziło ich nawet kilkaset w miesiącu. Myślę, że pomogła wielu młodym, zagubionym ludziom, wspierając ich dobrym słowem i starając się rozwiązać ich problemy.
Nieraz wpadło mi do głowy, żeby wpaść do swojej podstawówki i odwiedzić Panią Paszkowską. Tym bardziej że moi rodzice mieszkali naprzeciwko szkoły. Ale jak przyjeżdżałam do nich na weekend, to szkoła była zamknięta... No i tak jakoś wyszło. Dopiero po latach uświadomiłam sobie, że to była nauczycielka, która najwięcej dla mnie znaczyła. Nie potrafię przypomnieć sobie jakiejś szczególnej sytuacji, w której brałaby udział Pani Paszkowska. Ona po prostu była, towarzyszyła, inspirowała. I jestem przekonana, że nie tylko mnie.
Najbardziej żal mi nie tego, że nie zdążyłam na pogrzeb (na którym były tłumy), ale że nie zdążyłam Jej powiedzieć, że była Najważniejszą Nauczycielką w moim życiu. Mam nadzieję, że jednak w jakiś sposób o tym się dowiedziała. Na pewno w dużym stopniu mnie ukształtowała. Chyba by się ucieszyła, gdyby wiedziała, że jestem redaktorką, i raczej nie byłaby tym zaskoczona. Cóż, może ktoś inny nie czekał tak jak ja i tym spotkaniem po latach sprawił wiele radości swojej pani od polskiego. Nie zwlekajcie. Wy możecie przecież jeszcze zdążyć, prawda?
AKADEMIA OPOWIEŚCI
Czekamy na wasze opowieści o nauczycielach z podstawówki, liceum, uczelni, ale także o innych ludziach, którzy byli dla was inspiracją na całe życie.
Regulamin akcji jest dostępny TUTAJ. Teksty najlepiej przysyłać za pośrednictwem naszej FORMATKI. Najciekawsze będą publikowane na łamach ogólnopolskiej „Gazety Wyborczej” oraz w jej wydaniach lokalnych lub w serwisach grupy Wyborcza.pl.
Nadesłane prace wezmą udział w konkursie, w którym jury wyłoni trzech zwycięzców.
ZWYCIĘZCY DOSTANĄ NAGRODY PIENIĘŻNE:
za pierwsze miejsce w wysokości 5556 zł brutto,
za drugie miejsce – 3333 zł brutto,
za trzecie miejsce – 2000 zł brutto.
Wszystkie komentarze