Kolejna odsłona Akademii Opowieści. O co chodzi w naszym konkursie?
Zapoznaj się z REGULAMINEM
Weź udział w konkursie, przyślij opowieść, wygraj nagrody! [FORMULARZ]
Pani Anna Kobel urodziła się w Łoszniowie niedaleko Tarnopola w 1938 r. Była wychowywana w duchu patriotycznym w bardzo kochającej się rodzinie. Jak sama wspomniała, miała cudownych rodziców. W 1947 r. razem z rodziną przeniosła się na Dolny Śląsk do Strzelina. Kiedy miała siedem lat, była wydana uroczysta gala na cześć rewolucji październikowej, w której pani Anna brała udział. Na tejże gali padło pytanie, czy ktoś z obecnych powie jakiś wiersz bądź coś zaprezentuje. Nasza bohaterka zgłosiła się na ochotnika. Powiedziała pewną fraszkę, która nie spodobała się opiekunom, ponieważ były w niej treści przeciw Stalinowi. Została zabrana ze sceny i pytano ją, skąd zna takie fraszki. Próbowano ją jakoś przekonać, proponowano czekoladę, jednak pani Anna odpowiadała, że nie wie. W pewnym momencie jeden z obecnych tam mężczyzn zdenerwował się i ją uderzył. Bardzo płakała. Wtedy postanowiła sobie, że w przyszłości założy związek przeciwko złym ludziom.
***
Gdy była nastolatką, bardzo lubiła teatr. Wraz z przyjaciółmi odgrywała różne spektakle w swoim domu. Część jej rodziny została wywieziona na Syberię. Była także reżyserem, pisała teksty na temat umiłowania ojczyzny, rodziny itp. Kierownik szkoły, w której się uczyła, w pewnym momencie powiedział jej ojcu, żeby lepiej została fryzjerką lub manikiurzystką, bo inaczej to ona Polskę wykończy, ponieważ za dużo występowała przeciw Stalinowi.
Gdy miała 18 lat, została matką i skończyła technikum ekonomiczne we Wrocławiu. Tak naprawdę nie chciała zostać ekonomistą, ale jej ojciec powiedział, że nieważnie, w jakim ustroju, ten zawód zawsze będzie potrzebny. Miała praktyki w gminie w Strzelinie. W swoim życiu spotkała różnych ludzi. Wymyślali na nią, że jest wrogiem państwa socjalistycznego, przesłuchiwali ją. Jednak ona się nie poddała. Po maturze poszła na studia nauczycielskie, ponieważ chciała mieć do czynienia z dziećmi i młodzieżą. Potem studiowała filologię polską na uniwersytecie. Zawsze miała bardzo dobre wyniki w nauce. Chciała wiedzieć jak najwięcej, była bardzo dociekliwa, interesowało ją, dlaczego w Polsce jest tak, jak jest. Pytała innych ludzi, co myślą na ten temat. Na uniwersytecie odżyła, bo spotkała wspaniałych ludzi. Później zaczęła uczyć języka polskiego w szkole podstawowej od 6 do 8 klasy. Następnie uczyła w technikum rolniczym w Ludowie Polskim.
Kontynuowała swoje zamiłowanie do pisania wierszy. Swoim wychowankom dawała tematy związane z patriotyzmem, chciała ich chować tak, jak ona sama była chowana w myśl słów „Bóg, honor, ojczyzna”. Kochała i wciąż kocha młodzież, była dla niej jak przyjaciółka, ale bardzo szanowana, pomagała jej w każdej sytuacji: finansowej czy rodzinnej. Teraz z upływem czasu wie, że dobrze robiła, że dobrze obrała kierunek swojego myślenia i postępowania. Wykształciła ogromną liczbę młodych ludzi, którzy teraz są szanowanymi lekarzami, profesorami, kapłanami. Zabierała dzieci do teatru, filharmonii, opery, na wycieczki do Krakowa, Warszawy, ponieważ chciała pielęgnować w nich zamiłowanie do kultury, kochała dzieci, a jej klasa była dla niej jak jej własne dzieci. Udzielała korepetycji maturzystom, ale nie brała za to żadnych opłat, ponieważ dla niej był to zaszczyt, że mogła pomóc.
W latach 1984-85 spisała tomik wierszy. Rano dniu swoich imienin, 26 lipca, została zabrana na przesłuchanie właśnie z powodu swojej twórczości, która nie była mile widziana w oczach władzy.
Była bita bardzo dotkliwie, miała uszkodzone ręce, głowę, kręgosłup. Kiedy przypomina sobie o tym zajściu, do tej pory czuje ból. Nie poszła do więzienia, natomiast spędziła długi czas w szpitalu.
Dochodziła do siebie, najpierw leżała na łóżku, często traciła przytomność, jeździła na wózku, a potem znowu zaczynała chodzić.
***
W 1979 r. córka pani Anny, Małgorzata, urodziła syna Krzysia, pięknego chłopca. Niemowlak musiał zostać zaszczepiony przeciwko chorobie Heinego-Medina, dużo dzieci po tej szczepionce zmarło. Potem się zaczęło. W ciągu dwóch tygodni chłopiec zaczął bardzo cierpieć, „powykręcało” mu kończyny i okazało się, że ma wirusa, który dostał się do mózgu i rdzenia kręgowego. Rodzina pani Anny planowała wyjazd do Filadelfii w celu leczenia chłopca, jednak nie doszedł on do skutku ze względu na to, że była to szczepionka rosyjska. Jeździli po różnych ośrodkach leczniczych. W Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie powiedziano im, że nie ma już dla chłopca ratunku. Rodzina pani Anny wybrała się na pielgrzymkę do Lourdes, pielgrzymi zawitali do Taizé, gdzie spotkali pewnego zakonnika Celestyna. To od niego Krzyś otrzymał pierwszą Komunię Świętą. Od tamtej pory przestał mieć też napady padaczkowe.
Myśląc nie tylko o Krzysiu, ale także o innych niepełnosprawnych dzieciach pani Anna wraz ze swoimi dwiema córkami założyły w 1991 r. pozarządową organizację, która na celu miała wszechstronną pomoc osobom chorym i niepełnosprawnym. Ta organizacja, nazwana Stowarzyszeniem św. Celestyna na cześć wcześniej spotkanego zakonnika, funkcjonuje do dzisiaj i ma swoją siedzibę w Mikoszowie obok Strzelina. Opiekuje się dziećmi z różnymi chorobami centralnego układu nerwowego. Obecnie pracuje tam 179 osób, w tym osoby niepełnosprawne, znajduje się tam niepubliczne przedszkole, szkoła podstawowa, gimnazjum, szkoła przysposabiająca do pracy, ośrodek rewalidacyjno-wychowawczy, hipoterapia, dogoterapia, społeczne ognisko muzyczne DTM, teatr tańca, warsztat terapii zajęciowej, zakład aktywności zawodowej, Międzynarodowy Ośrodek Wolontariatu IBO, Grupa Wsparcia dla Rodziców Dzieci Niepełnosprawnych, a to wszystko dzięki pani Annie oraz jej córkom. Wiele młodzieży z różnych szkół przyjeżdża wraz ze swoimi nauczycielami do Mikoszowa, aby zobaczyć, jak to wszystko funkcjonuje i jak radzą sobie osoby niepełnosprawne. Jest to dla nich ogromna lekcja wychowawcza.
***
Stowarzyszenie św. Celestyna organizuje bardzo dużo różnych spotkań integracyjnych, wychowankowie jeżdżą na różne olimpiady, odbywają się tam konferencje naukowe - wojewódzkie i krajowe. Współpracują z miastami, jeżdżą za granicę. Mimo tych schorzeń i nieszczęść, które spotkały ludzi, w tym ośrodku jest wesoło, przyjeżdżają artyści z filharmonii i teatru. Życie przebywających w Mikoszowie ludzi nie polega na narzekaniu i jęczeniu. Jednakże kto tu pracuje, musi mieć powołanie, ponieważ jest to bardzo ciężka praca. Oczywiście w planach jest wybudowanie jeszcze większej liczby ośrodków, jednakże nie na wszystko znajdują się środki.
Pani Anna w swoim życiu zdobyła bardzo wiele nagród i wyróżnień za swoją działalność na rzecz społeczeństwa, ale jak sama mówi, to nie o medale tutaj chodzi, ale o to, żeby zaapelować i pomóc ludziom.
Ze spokojem w oczach uważa, że jak kiedyś będzie odchodzić z tego świata, to śmiało powie, że życia nie zmarnowała. Przeżyła bardzo wiele załamań zarówno w swoim życiu osobistym, jak i zawodowym, ale dała radę. Jak sama wspomniała, zawsze zwycięsko wychodziła z opresji. „Żyć dla siebie to jest nie żyć, żyć dla drugich to jest żyć” - to jest jej hasło życia. Płakała, jak inni nie patrzyli, przy ludziach zawsze była uśmiechnięta i do tej pory tak zostało. Jak sama mówi, „trzeba naprawdę kochać ludzi”. Z perspektywy czasu nawet nie gniewa się na swoich oprawców, bo oni na pewno czują się źle, a pani Anna im wybaczyła, nieraz tak jest, że człowiek zbłądzi, ale trzeba umieć mu wybaczyć. Dziękuje Bogu, rodzinie i losowi, że została w ten sposób wychowana, że nie umie się gniewać, nie umie nienawidzić i dalej chce dawać z siebie jak najwięcej dla innych. Miała bardzo wiele miłych przeżyć, jej byli uczniowie często zapraszają ją na różne spotkania. Jak sama mówi, to balsam na serce, że mimo upływu tylu lat coś zostało. Zostały wspomnienia. „Dobre uczynki są droższe od diamentów, złota czy brylantów”.
Konkurs dla Czytelników - napisz opowieść i wygraj 5 tys. zł!
Akademia Opowieści. „Nieznani bohaterowie naszej niepodległości”
Historia Polski to nie tylko bitwy i przelana krew. To również wielki codzienny wysiłek zwykłych ludzi. Mieli marzenia i energię, dzięki której zmieniali świat. Pod okupacją, zaborami, w czasach komunizmu, dzisiaj – zawsze byli wolni.
Każdy w polskiej rodzinie ma takiego bohatera: babcię, wujka, sąsiada. Uczyli, leczyli, budowali, projektowali. Dzięki nim mamy szkoły, bibliotekę na wsi, związki zawodowe, gazety, wiersze, fabryki. Dawali innym ludziom przykład wolności, odwagi i pracowitości.
Bez nieznanych bohaterów – kobiet i mężczyzn – nie byłoby niepodległej Polski. Dzięki nim przetrwaliśmy.
Napiszcie o nich. Tak stworzymy pierwszą wielką prywatną historię ostatnich stu lat Polski. Opowieści zamiast pomników.
Na wspomnienia o nieznanych bohaterach naszej niepodległości na nie więcej niż 8 tys. znaków (ze spacjami) czekamy do 30 września 2018 r. Można je przysyłać za pośrednictwem formatki dostępnej na stronie internetowej.
Najciekawsze teksty będą publikowane na łamach „Gazety Wyborczej” (w tym jej dodatków, np. „Ale Historia”; „Magazyn Świąteczny”, „Duży Format” oraz lokalnych) lub w serwisach z grupy Wyborcza.pl.
Nadesłane wspomnienia wezmą udział w konkursie, w którym jury wyłoni trzech zwycięzców oraz 80 wyróżnień.
Zwycięzcom przyznane zostaną nagrody pieniężne:
za I miejsce – 5556 zł brutto;
za II miejsce – 3333 zł brutto;
za III miejsce – 2000 zł brutto.
Osoby wyróżnione dostaną roczne prenumeraty Wyborcza.pl.
Laureatów ogłosimy 5 listopada 2018 r.
Wszystkie komentarze
Obawiam się, że większość z nas nie potrafiłaby się tak poświęcić. Dla ludzi niewierzących jest to napewno bardzo irytujące, że ktoś może mieć tak głęboką wiarę.
Przy okazji uzdrowienia zdarzają się w Lourdes nie tylko wierzącym ale również innym, podobnie jak ma to miejsce w innych miejscach uznanych za cudowne przez hindusów czy buddystów.
Na szczęście hejtowanie w internecie nie jest anonimowe i ma też odpowiednią kwalifikację prawną, która w tym miejscu aż się prosi o to, aby osoby z imienia i nazwiska pomówione złożyły doniesienie do prokuratury.
Zastanawiam się tylko nad tym czy można być tak dalece odrealnioną osobą jak autor tych pomówień, bo każdy, kto ma, chociaż odrobinę wiedzy na temat działalności organizacji pożytku publicznego, jaką jest Stowarzyszenie św. Celestyna z Mikoszowa powinien wiedzieć, że takie organizacje mają pełną jawną księgowość, a sprawozdania z takiej działalności publikowane są między innymi na stronie Ministerstwa Rodzin, Pracy i Polityki Społecznej oraz na stronie ośrodka www.celestyn.pl. Tego typu organizacje w tym również Celestyn bez przerwy są kontrolowane (zapewne też dzięki donosom takich zorientowanych w temacie orionków, którzy nie mogą poradzić sobie z zawiścią i kultywują tradycjom donosicielstwa rodem z PRL), na szczęście dzięki przejrzystej dokumentacji Ośrodka w Mikoszowie, nigdy nie było zastrzeżeń do działalności Celestyna. Dla autora tego hejtu z mało aktualnymi informacjami dodam, że w Celestynie zatrudnionych jest nie kilkanaście, a niemalże kilkaset osób, a dokładnie pond 170 i są to specjaliści z różnych dziedzin, którzy świadczą opiekę medyczną, rehabilitacyjną, edukacyjną dla osób chorych i niepełnosprawnych. Śmieszne też są zarzuty o utrzymywaniu pracowników z żebrów, bo każda podjednostka ma swoje źródła finansowania, które też są kontrolowane przez te źródła. Mówienie, więc o "grabieży majątku i ciemnych interesach" jest karygodne i kwalifikuje się, jako zniesławienie, za które mam nadzieję, że autor tych słów odpowie również na łamach niniejszej gazety w formie sprostowania, bo ten, kto chociaż raz odwiedził Stowarzyszenie i widział dokumentację fotograficzną wie, że zakupiona została całkowita ruina budynku, który dzięki założycielkom Celestyna został uratowany.
Kolejne pomówienie o jakimś proteście księży, to informuję, że pełna nazwa ośrodka to: Stowarzyszenie św. Celestyna, z niezmiennie funkcjonującym w nazwie ŚWIĘTEGO i przy pełnej od lat bardzo dobrej współpracy z kościołem, którego reprezentant jest kapelanem Stowarzyszenia.
Jednak najbardziej oburzające, choć świadczące o braku jakiejkolwiek wiedzy medycznej, a dosadniej mówiąc o ciemnocie orionka, jest posądzenie matki Krzysia o "nieodpowiednie dla płodu zachowanie", którego skutkiem według orionka jest dziecięce porażenie mózgowe, jest nie tylko obrazą matki Krzysztofa, ale wszystkich matek dzieci cierpiących na porażenie mózgowe, a takich w Celestynie jest bardzo wiele. Myślę, że tego typu hejt przekracza wszelkie granice i uwłaczający jest też dla samej gazety, bo niedopuszczalne jest to, aby w ten sposób obrażać matkę chorego dziecka, która robiła wszystko, aby przywrócić zdrowie i zapewnić jak najlepszą opiekę swojemu dziecku i nie skupiła się na samym Krzysiu, a mogła to spokojnie uczynić razem z siostrą lekarzem, tylko zaoferowała tez pomoc innym matkom w podobnej sytuacji. Czy hejter zastanowił się, choć przez chwilę, nad tym, jak mało, kto w podobnej sytuacji ma siłę i chęci, aby skupić się na czymkolwiek innym poza własnym chorującym dzieckiem. Osobiście chylę czoła dla takich ludzi, bo wiem ile wysiłku kosztuje każdy kolejny krok rozwoju ośrodka i oferowanej w nim pomocy. Skala działań i zaangażowanie ludzi pracujących w Celestynie wykracza jak dla mnie poza dotychczas poznane mi tego typu organizacje. Sama jestem matką i wiem, że gdyby moje dziecko było tak ciężko chore to też wszędzie szukałabym pomocy i do orionka-nawet gdyby trzeba było żebrać to dla cierpiącego dziecka z chęcią bym to zrobiła!
Szkoda, że ludzie, którzy nigdy nic dobrego nie zrobili dla innych tak bardzo chcą zniszczyć tych, którzy nie siedzą z założonymi rękami.
Ze swojej strony przekazuję słowa uznania dla autorki artykułu, za chęć przytoczenia historii niezwykłej osobowości, jaką jest Pani Anna i życzę nie zniechęcenia się i wiary w to, że jest też bardzo wielu ludzi, których nie zżera nienawiść do innych. Jeżeli ten tekst jest infantylny, to ja życzę sobie, aby więcej tak infantylnej młodzieży było w naszym czasach. Brawo dla Katarzyny Tkacz!
Co do konkretów:
1. Krzyś nie był ofiarą szczepionki, lecz wrodzonego dziecięcego porażenia mózgowego - częstego skutku nieodpowiedniego dla płodu zachowania matki. Od urodzenia z pełną bezwzględnością i wyrachowaniem, był wykorzystywany jako skuteczne narzędzie żebrów...
2. Piękny ośrodek panie Kobel nabyły w drodze wyłudzenia zgody na rezygnację z prawa pierwokupu (wtedy za symboliczną kwotę) m.in. przez państwo Kubiszów byłych pracowników przedszkola Cukrowni Strzelin i lokatorów budynku przedszkola. W przedszkolu On był dozorcą, palaczem i konserwatorem. Ona kucharką. Oboje na zebraniu w obecności sołtysa wsi Mikoszów zostali zapewnieni, że mieszkanie zachowają dożywotnio i dożywotnio korzystać będą z opieki medycznej ośrodka. Będą pracować w ośrodku dopóki zechcą... Niezmiernie sugestywnym Paniom Kobel Kubisze uwierzyli na słowo. Przez kilka pierwszych lat ośrodek przyjmował na wakacjach po kilkunastu woluntariuszy z Holandii (Jeden z nich został mężem Krystyny lekarki). Ale szeroko rozpropagowane prośby o pomoc - 200 biednych dzieci z porażeniem mózgowym (sic! których faktycznie nie było) - wywołały lawinę darów. Z tego gotówkę i przedmioty łatwe do zbycia panie Kobel absorbowały bez śladu. Problem był gdy darem okazał się worek ziemniaków czy marchwi... Kubisze do gruntu uczciwi, nie mogli ścierpieć marnotrawstwa. W tym był początek konfliktu zakończonego ich eksmisją..
Czy osoby okrutne wobec starszych ludzi i swych dobroczyńców są odpowiednie do gospodarowania darami dla biednych dzieci?
3. ... W archiwum mam dokumenty na kilka następnych punktów.. Za dużo, by tu cytować.
Wypada zakończyć konkluzją.
Lata wielkiej grabieży majątku będącego w zarządzie PRL stworzyły wielkie zapotrzebowanie na zasłonę ciemnych interesów.
Panie Kobel tę potrzebę realizowały.
W tym jest tajemnica ich powodzenia...
A ośrodek?
Nie wiem, czy jest lepsza alternatywa. W końcu jakoś działa. Ale było by dobrze skontrolować wszelkie rozliczenia, powołać nowy Zarząd i rzetelną Komisję Rewizyjną...
Na szczęście hejtowanie w internecie nie jest anonimowe i ma też odpowiednią kwalifikację prawną, która w tym miejscu aż się prosi o to, aby osoby z imienia i nazwiska pomówione złożyły doniesienie do prokuratury.
Zastanawiam się tylko nad tym czy można być tak dalece odrealnioną osobą jak autor tych pomówień, bo każdy, kto ma, chociaż odrobinę wiedzy na temat działalności organizacji pożytku publicznego, jaką jest Stowarzyszenie św. Celestyna z Mikoszowa powinien wiedzieć, że takie organizacje mają pełną jawną księgowość, a sprawozdania z takiej działalności publikowane są między innymi na stronie Ministerstwa Rodzin, Pracy i Polityki Społecznej oraz na stronie ośrodka www.celestyn.pl. Tego typu organizacje w tym również Celestyn bez przerwy są kontrolowane (zapewne też dzięki donosom takich zorientowanych w temacie orionków, którzy nie mogą poradzić sobie z zawiścią i kultywują tradycjom donosicielstwa rodem z PRL), na szczęście dzięki przejrzystej dokumentacji Ośrodka w Mikoszowie, nigdy nie było zastrzeżeń do działalności Celestyna. Dla autora tego hejtu z mało aktualnymi informacjami dodam, że w Celestynie zatrudnionych jest nie kilkanaście, a niemalże kilkaset osób, a dokładnie pond 170 i są to specjaliści z różnych dziedzin, którzy świadczą opiekę medyczną, rehabilitacyjną, edukacyjną dla osób chorych i niepełnosprawnych. Śmieszne też są zarzuty o utrzymywaniu pracowników z żebrów, bo każda podjednostka ma swoje źródła finansowania, które też są kontrolowane przez te źródła. Mówienie, więc o "grabieży majątku i ciemnych interesach" jest karygodne i kwalifikuje się, jako zniesławienie, za które mam nadzieję, że autor tych słów odpowie również na łamach niniejszej gazety w formie sprostowania, bo ten, kto chociaż raz odwiedził Stowarzyszenie i widział dokumentację fotograficzną wie, że zakupiona została całkowita ruina budynku, który dzięki założycielkom Celestyna został uratowany.
Kolejne pomówienie o jakimś proteście księży, to informuję, że pełna nazwa ośrodka to: Stowarzyszenie św. Celestyna, z niezmiennie funkcjonującym w nazwie ŚWIĘTEGO i przy pełnej od lat bardzo dobrej współpracy z kościołem, którego reprezentant jest kapelanem Stowarzyszenia.
Jednak najbardziej oburzające, choć świadczące o braku jakiejkolwiek wiedzy medycznej, a dosadniej mówiąc o ciemnocie orionka, jest posądzenie matki Krzysia o "nieodpowiednie dla płodu zachowanie", którego skutkiem według orionka jest dziecięce porażenie mózgowe, jest nie tylko obrazą matki Krzysztofa, ale wszystkich matek dzieci cierpiących na porażenie mózgowe, a takich w Celestynie jest bardzo wiele. Myślę, że tego typu hejt przekracza wszelkie granice i uwłaczający jest też dla samej gazety, bo niedopuszczalne jest to, aby w ten sposób obrażać matkę chorego dziecka, która robiła wszystko, aby przywrócić zdrowie i zapewnić jak najlepszą opiekę swojemu dziecku i nie skupiła się na samym Krzysiu, a mogła to spokojnie uczynić razem z siostrą lekarzem, tylko zaoferowała tez pomoc innym matkom w podobnej sytuacji. Czy hejter zastanowił się, choć przez chwilę, nad tym, jak mało, kto w podobnej sytuacji ma siłę i chęci, aby skupić się na czymkolwiek innym poza własnym chorującym dzieckiem. Osobiście chylę czoła dla takich ludzi, bo wiem ile wysiłku kosztuje każdy kolejny krok rozwoju ośrodka i oferowanej w nim pomocy. Skala działań i zaangażowanie ludzi pracujących w Celestynie wykracza jak dla mnie poza dotychczas poznane mi tego typu organizacje. Sama jestem matką i wiem, że gdyby moje dziecko było tak ciężko chore to też wszędzie szukałabym pomocy i do orionka-nawet gdyby trzeba było żebrać to dla cierpiącego dziecka z chęcią bym to zrobiła!
Szkoda, że ludzie, którzy nigdy nic dobrego nie zrobili dla innych tak bardzo chcą zniszczyć tych, którzy nie siedzą z założonymi rękami.
No cóż może dla orionka lepsze byłoby zaspokojenie swoich lub swojej rodziny interesów, „ bo nam się należy” niż działania na szeroką skalę jakiegoś Celestyna, dzięki którym pomoc uzyskuje tysiące chorych i niepełnosprawnych osób w każdym wieku.
A tutaj dla orionka:
Przestępstwo zniesławienia zostało określone w art. 212 Kodeksu karnego (w skrócie K.k.). Polega ono na tym, że sprawca przypisuje innemu podmiotowi negatywnie oceniane właściwości lub postępowanie, co może doprowadzić do poniżenia ofiary w opinii publicznej bądź narazić na utratę zaufania potrzebnego dla danego stanowiska, zawodu lub rodzaju działalności. Przedmiotem ochrony jest tu, zatem dobre imię, pozytywne wyobrażenie o wartości danego człowieka u innych.
Wyróżnić możemy dwie postacie przestępstwa zniesławienia, a mianowicie postać zwykłą (art. 212 § 1 K.k.) i tzw. kwalifikowaną (art. 212 § 2 K.k.). Jeśli sprawca dopuszcza się zniesławienia za pomocą środków masowego komunikowania, to mamy do czynienia z postacią kwalifikowaną przestępstwa. Do środków masowego komunikowania należy zaliczyć prasę, radio i telewizję, a także np. Internet.
Sprawcę można skutecznie pociągnąć do odpowiedzialności karnej, jeśli udowodnimy, że jego zachowanie wypełnia wszystkie znamiona przestępstwa określone w art. 212 K.k., a mianowicie:
- Sprawca naruszył dobro prawne chronione przez art. 212 K.k., czyli dobre imię pokrzywdzonego poprzez zarzucenie mu negatywnych właściwości, np. lenistwa, niekompetencji, uzależnienia od alkoholu czy innych środków odurzających, brak przyzwoitości.
- Sprawca pomówił pokrzywdzonego o jakieś negatywne cechy, niesłusznie zarzucił coś pokrzywdzonemu, oskarżył go o coś, posądził; zniesławienie może być dokonane w każdej formie, np. werbalnie, za pomocą pisma, wizerunkiem, karykaturą, gestem.