W moim domu uczyłam się prawdziwej historii najnowszej, w szkole tej zakłamanej. Szkoda, że wielu z tych odważnych młodych ludzi nie dożyło czasów wolności słowa. Szkoda też, że nikt nie przeprosił rodzin żołnierzy wyklętych za te lata cierpień, za zmowę milczenia, za to, że rodziny bohaterów nazywano faszystami, a ich samych mordowano. Mojego dziadka przecież nie zabili Niemcy ani nawet Sowieci, tylko funkcjonariusze UB.
Kolejna odsłona Akademii Opowieści. O co chodzi w naszym konkursie?
Zapoznaj się z REGULAMINEM konkursu.
Weź udział w konkursie, przyślij opowieść, wygraj nagrody! [FORMULARZ]
Wszyscy, którzy znali te wydarzenia z autopsji – już nie żyją. Gdy byłam mała, babcia opowiadała mi historię pewnego żołnierza, jej męża, tak jak tragiczną bajkę, jakby chciała okruchy pamięci ocalić od zapomnienia. Ta pamiątka – legitymacja Krzyża Monte Cassino, zdjęcia z Armii Andersa i inne dokumenty to historia bólu, cierpienia, miłości i śmierci, to prawda o moich przodkach uwikłanych w poplątane nici historii.
Moja babcia – Karolina Szostaczyńska z Tunikowskich, miłość swego życia poznała na rok przed rozpoczęciem II wojny światowej. Pracowała wówczas w szpitalu we Lwowie, do którego trafił młody, przystojny żołnierz. Można powiedzieć, że była to miłość od pierwszego wejrzenia, gdyż kilka miesięcy później w rodzinnych Rudkach koło Lwowa brała już ślub z Feliksem Karczem. Kościół rudecki był ponoć przecudnie ustrojony, gdyż wcześniej rodzina Fredrów miała tam jakąś uroczystość (notabene w tym kościele był pochowany słynny komediopisarz, którego sad czereśniowy odwiedzała jeszcze jako dziecko). Pradziadek mieszkał w Krakowie, dlatego w maju 1940 r. urodziła się tam Krystyna Janina Karcz, a obecnie Pernal, czyli moja mama. Tylko Feliksa przy tych narodzinach już nie było.
W 1939 r. polscy żołnierze zostali rozbrojeni i zatrzymani przez Armię Czerwoną oraz NKWD w wyniku uzgodnionej z hitlerowską III Rzeszą agresji radzieckiej i zagarnięciu wschodnich obszarów Polski przez ZSRR. Mój dziadek – wielokrotnie więziony – znalazł się na Sybirze. Może to i lepiej, gdyż już wówczas rozpoczęto intensywne poszukiwania zaginionych oficerów i żołnierzy, jak obecnie wiadomo zamordowanych w wyniku zbrodni katyńskiej. Specjalnym pełnomocnikiem do tych spraw został rotmistrz Józef Czapski, jeden z ocalonych.
Feliksa uratował fakt, że był zwykłym kapralem, a NKWD interesowali głównie oficerowie. 13 lub 14 kwietnia 1940 r. odbyła się deportacja. I tak znalazł się na zesłaniu. Pracował przy wyrębie lasu, w temperaturze prawie minus 40, ale i tak miał dużo szczęścia, gdyż Rosjanie mieli rozkaz uśmiercać poprzez miażdżenie ich pod gąsienicami czołgów. Wielu jeńców polskich rozstrzelano wkrótce po ich poddaniu się w doraźnych egzekucjach. Część Polaków z obozów starobielskiego, ostaszkowskiego oraz kozielskiego wymordowano wiosną 1940 r. Jednak tego, co działo się we Lwowie, nie da się opisać. Więzienie wojskowe na Zamarstynowie było we krwi. Babcia Karolina opowiadała, że być może lepiej dla Felka, iż wówczas przebywał w łagrze, bo działy się tam straszne rzeczy, które z jej opowieści wydawały się wręcz nieprawdopodobne. W więzieniu tym pastwiono się nad mordowanymi więźniami, przybijano ich do ścian, kobietom obcinano piersi. Tak zginęła jej przyjaciółka ze szpitala.
Mój dziadek zdecydował się na ucieczkę. Z grupy trzydziestu jeńców tylko dwóch przeżyło. W tym – On. Więźniowie byli wyniszczeni. Poruszali się głównie między gałęziami drzew. Bywało, że psy gubiły trop. Później kilka miesięcy przeleżał w szpitalu. Chorował na szkorbut, był totalnie wygłodzony, ale przeżył. Układ Sikorski-Majski oraz formowanie się Armii Polskiej na Wschodzie był nową nadzieją dla Polaków. Ciągle napływali ochotnicy z łagrów. Feliks został przydzielony do 4. Kresowego Pułku Artylerii Lekkiej – w Polskich Siłach Zbrojnych na Zachodzie, co zresztą wyraźnie widać na legitymacji. Wchodził on w skład 5. Kresowej Dywizji Piechoty. Zalążki jego stanowili przede wszystkim artylerzyści z reorganizującej się Armii Andersa. Dywizja powstała w marcu 1943 r. na bazie sformowanych jeszcze w ZSRR.
W połowie kwietnia dywizję przetransportowano do Kirkutu. Oddziały miały ochraniać pola naftowe. Prowadzono też intensywne szkolenie. Pora letnia przyniosła nawrót epidemii. Szerzyła się malaria, choroby żołądkowe, porażenia słoneczne. Poważnie wzrosła śmiertelność w oddziałach. Feliksa też nie ominęła choroba: dopadł go szkorbut.
W czerwcu 1943 r. gen. Władysław Sikorski wizytował dywizję i spotkał się z Kresowiakami. Wtedy Feliksowi wręczono odznakę dywizji. Był to swoisty gest pojednania i zapewnienia, że dywizja jest gotowa do walki, a sprawy polityczne schodzą na plan dalszy. Tak opowiadał mój dziadek. Na przełomie sierpnia i września 1943 r. nastąpiło przegrupowanie dywizji do Palestyny. Klimat tam okazał się łagodniejszy, a i warunki kwaterunkowe lepsze niż w Iraku. Dywizję rozmieszczono 20 km na południe od Gazy. Zaczęła otrzymywać nowy sprzęt i uzbrojenie. Czas wolny wykorzystano na zwiedzanie pamiątek Ziemi Świętej (takie zdjęcia przesyłał wówczas dziadek z Palestyny). W połowie stycznia 1944 r. zostali przesunięci do Egiptu. Żołnierze otrzymali sprzęt i wyposażenie. W 1944 r. nastąpiły przygotowania oddziałów dywizji do transportu na Półwysep Apeniński. Potem walczyli siedem dni pod Monte Cassino i … zwyciężyli. Feliks przeżył.
Zawsze opowiadał, że walczyli za wolność całej Europy, za Wilno, za Lwów, wyciągnięci ze stalinowskich łagrów. Po zakończeniu działań wojennych armia dziadka pozostawała w składzie wojsk okupacyjnych we Włoszech. W czerwcu 1946 r. została przewieziona do Anglii. 5. KDP po pięciu latach istnienia przeszła do historii. Zdecydowana większość jej żołnierzy pozostała na emigracji.
Mój dziadek wrócił do kraju. W Krakowie, gdzie mieszkała żona z moją mamą, stał się obiektem obserwacji i prześladowań komunistycznych władz bezpieczeństwa. W 1951 r. wyemigrował do Żar na Ziemie Zachodnie. Uciekał przed UB. W 1952 r. urodziła się Grażynka – siostra mojej mamy.
Rok później, w drodze do Poznania, w pociągu, został zastrzelony przez dwóch UB-eków.
Moja mama miała wówczas 13 lat, pamięta, jak nachyliła się nad trumną i włożyła dwa małe palce w tył przedziurawionej głowy. Co jeszcze pozostało w pamięci po żołnierzu Armii Andersa? Miłość do zwierząt, był cudownym ojcem i weterynarzem amatorem. Odbierał porody kotkom i opiekował się na strychu zwierzętami, miał coś w rodzaju własnego przytułku na Gnieźnieńskiej w Żarach. Był niezwykle tolerancyjny, dlatego nie rozumiał nowej sytuacji w Polsce.
W Żarach była knajpa Kolorowa, na Okrzei. Za głośno tam opowiadał o Polakach w Anglii, o wolności, adoptowanym niedźwiadku w Armii Andersa. Za dużo wspominał, a panowie w długich, czarnych oficerkach już za nim chodzili. Był patriotą. Nie pasował do rzeczywistości połowy lat 50. Ktoś Go zdradził, może własny brat, wówczas o przeciwnych poglądach politycznych, będący w służbach UB. Moja mama złożyła papiery w IPN. Już wkrótce będzie znać prawdę. Przez wiele lat Feliks spoczywał na cmentarzu w Opalenicy, a obecnie, po eshumacji na cmentarzu w Żarach. To tylko mała część tej smutnej historii, zdjęć i pamiątek, a jest ona wpisana w los tysiąca Polaków.
*Katarzyna Pernal-Wyderkiewicz – nauczycielka z Zielonej Góry, obecnie lubuski wicekurator oświaty.
Historia Polski to nie tylko dzieje wielkich bitew i przelanej krwi. To również codzienny wysiłek zwykłych ludzi, którzy nie zginęli na wojnie. Mieli marzenia i energię, dzięki której zmieniali świat. Pod okupacją, zaborami, w czasach komunizmu, dzisiaj – zawsze byli wolni.
Każdy w polskiej rodzinie, wsi, miasteczku i mieście ma takiego bohatera: babcię, dziadka, nauczyciela, przyszywanego wujka, sąsiada. Jednych znaliśmy osobiście, innych – ze słyszenia. Opowiada się o nich anegdoty, wspomina ich z podziwem i sympatią.
Byli prawnikami, konstruktorami, nauczycielami, bywało też, że nie mieli żadnego zawodu. Uczyli, leczyli, tworzyli, wychowywali dzieci, budowali, projektowali. Dzięki nim mamy szkoły, biblioteki na wsi, związki zawodowe, gazety, wiersze, fabryki. Dawali innym ludziom przykład wolności, odwagi, pracowitości.
Bez nieznanych bohaterów – kobiet i mężczyzn – nie byłoby niepodległej Polski. Dzięki nim przetrwaliśmy.
Napiszcie o nich. Tak stworzymy pierwszą wielką prywatną historię ostatnich stu lat Polski. Opowieści zamiast pomników.
Na wspomnienia o nieznanych bohaterach naszej niepodległości o objętości nie większej niż 8 tys. znaków (ze spacjami) czekamy do 30 września 2018 r. Można je przysyłać za pośrednictwem NASZEGO FORMULARZA.
Najciekawsze teksty będą sukcesywnie publikowane na łamach „Gazety Wyborczej” (w tym jej dodatków, np. „Ale Historia”, „Magazynu Świątecznego”, „Dużego Formatu”, oraz w wydaniach lokalnych) lub w serwisach z grupy Wyborcza.pl. Nadesłane wspomnienia wezmą udział w konkursie, w którym jury wyłoni trzech zwycięzców oraz 80 osób wyróżnionych rocznymi prenumeratami Wyborcza.pl. Laureatów ogłosimy 5 listopada 2018 r.
Zwycięzcom przyznane zostaną nagrody pieniężne:
* za pierwsze miejsce w wysokości 5556 zł brutto,
* za drugie miejsce w wysokości 3333 zł brutto,
* za trzecie miejsce w wysokości 2000 zł brutto.
Wszystkie komentarze
inny były żołnierz AK willę na Żoliborzu, niepojęte losy ludzkie
A pewien bojownik o oderwanie Zachodniej Ukrainy od Polski - mieszkanie w Alei Przyjaciół.
A ty ubeku, czego chcesz?