Kolejna odsłona Akademii Opowieści. O co chodzi w naszym konkursie?
Przeczytaj REGULAMIN KONKURSU
"Nieznani bohaterowie naszej niepodległości". Przyślij opowieść, wygraj nagrody [FORMULARZ]
Miałem sześć lat, gdy na początku września 1953 r. dreptałem u boku mamy na swoją pierwszą lekcję skrzypiec w Państwowej Podstawowej Szkole Muzycznej w Bielsku-Białej. Nie miałem pojęcia, jak taka lekcja przebiega i czy sobie poradzę w nowej sytuacji. Trzymałem mocno w ręce otrzymane od rodziców małe, dostosowane do mojej postury skrzypeczki, które tak ukochałem, że nie chciałem się z nimi rozstawać nawet w nocy. Przywitał mnie stosunkowo młody, niezwykle sympatyczny mężczyzna i natychmiast podbił moje serce łagodnością oraz uśmiechem, który nie schodził z jego twarzy. Do tego dochodził jeszcze ciepły, miękki tembr głosu, zawsze spokojnego i pełnego serdeczności. Taki pozostał przez cały siedmioletni okres mojej prowadzonej pod jego opieką wiolinistycznej edukacji, a to, czego się o nim później dowiedziałem, utwierdziło mnie tylko w przekonaniu, że spotkałem osobę ze wszech miar wyjątkową.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Tajna amerykańska misja Kamila Bogackiego
Józef Prower, bo on jest bohaterem mojej opowieści, miał niezwykłą biografię, naznaczoną wojną, a po niej zmaganiami z rygorami ustroju totalitarnego. Urodził się 19 maja 1917 r. w Wiedniu jako syn Adolfa i Karoliny Prowerów, a w wieku trzech lat zamieszkał wraz z rodzicami w Bielsku-Białej, gdzie jego ojciec podjął służbę jako kapitan Wojska Polskiego. Józef przejawiał niezwykły talent muzyczny, potwierdzony nie tylko ukończeniem z wyróżnieniem Państwowego Konserwatorium Muzycznego w Katowicach, ale także wygraniem ogłoszonego przez wojewodę śląskiego konkursu na stypendium w Anglii, gdzie podjął dalsze studia pod kierunkiem Carla Flescha, najwybitniejszego bodaj w owych czasach europejskiego pedagoga wiolinistycznego. Podczas jednej z udzielanych mi lekcji wspominał nie bez dumy wstępne przesłuchanie u Flescha i uznanie, z jakim spotkała się u mistrza jego muzyczna prezentacja. Z rozmarzeniem mówił mi: „Józiu, szkoda, że nie widziałeś miny Flescha, gdy zakończyłem mój program. Jego oczy wyrażały zdumienie i jakby pytały: Gdzie ten Polak nauczył się tak grać?! ”.
Podczas pobytu w Anglii samotny, wrażliwy młodzieniec poznał środowisko tzw. braci plymuckich, konserwatywnych ewangelicznych chrześcijan, których mocna wiara i życiowa postawa przemieniły życie młodego skrzypka.
Odtąd nie kariera artystyczna, ale chęć dzielenia się wiarą stała się dla Prowera najważniejsza. Gdy był moim nauczycielem, krążyły plotki, że ta przemiana duchowa była owocem rzekomego kryzysu psychicznego spowodowanego zawodem miłosnym. Nie znalazłem nigdzie potwierdzenia tej pogłoski, trzeba ją więc traktować z dużym sceptycyzmem. W tle tej romantycznej, a prawdopodobnie zmyślonej historii pobrzmiewa echo biografii Henryka Wieniawskiego i gorącego uczucia tego wielkiego skrzypka do Angielki Izabeli Hampton.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Profesor uchodził za dziwaka, ale ja do dziś żałuję, że nie powiedziałam mu tego jednego słowa
W 1941 r. Józef Prower wstąpił jako ochotnik do utworzonych w Wielkiej Brytanii Polskich Sił Zbrojnych i mimo możliwości uzyskania stopnia oficerskiego postanowił służyć jako tłumacz sztabowy w randze szeregowca. Jak pisze biograf Prowera Tadeusz Żądło, odmowę przyjęcia przez niego stopnia oficerskiego mimo wyższego wykształcenia przyjęto w kręgach wojskowych jako dziwactwo. Ta decyzja pokazuje jednak, jak niezwykle był skromny. Ta cecha wyróżniała go przez całe życie.
Zarówno podczas pobytu na Wyspach Brytyjskich, jak i po powrocie do kraju Józef Prower udzielał się intensywnie jako organizator nabożeństw, kaznodzieja i tłumacz książek religijnych. Działalności kaznodziejskiej, prowadzonej przede wszystkim w obrębie Zjednoczonego Kościoła Ewangelicznego, ale także innych wspólnot, towarzyszyła niemal zawsze jego gra na skrzypcach, której piękno miało zbliżać do Boga. Właśnie z racji porzucenia przez Prowera świetnie zapowiadającej się kariery na rzecz aktywności religijnej jego instrument nazywany był „nawróconymi skrzypcami”. Preferował utwory Jana Sebastiana Bacha, wysoko ceniąc w tym kompozytorze głębokie inspiracje religijne. Często w trakcie lekcji potrafił nieoczekiwanie wziąć do ręki instrument i wykonać np. fragment Chaconne z drugiej partity Bacha, przy czym jego gra przepełniona była ogromnym ciepłem i uczuciem. Takie muzyczne niespodzianki zdarzały się dosyć często i były miłym suplementem do owych lekcji.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Szklane domy doktora Pawła. Swój zawód do końca traktował jako służbę
Powrót do kraju w 1946 r., przyspieszony śmiercią ojca i koniecznością przejęcia opieki nad matką, okazał się decyzją ryzykowną. Prowerem, który pracował jako nauczyciel muzyki jednocześnie w Chorzowie oraz Bielsku-Białej, zainteresowała się bezpieka i we wrześniu 1950 r. został aresztowany na ponad pięć miesięcy. Znając metody służb, można się tylko domyślać, jak trudny był to dla niego okres. Nie uległ jednak naciskom i pokusom, odmawiając wszelkiej współpracy. Uwolniony po umorzeniu śledztwa przez Prokuraturę Wojewódzką w Katowicach został poddany stałej inwigilacji, która trwała do końca jego życia. Sam w pewnym sensie ją prowokował, utrzymując rozległe kontakty nie tylko w Polsce, ale również za granicą. W owych czasach budziło to ogromne podejrzenia i stwarzało podstawy do posądzenia o działalność zagrażającą ustrojowi. Jednak Prower nie przejmował się tym i gościł u siebie wszystkich tych, którzy w różny sposób wspomagali jego działalność na rzecz wspólnoty wiernych, głównie edycji wydawnictw religijnych, których w latach PRL-u dotkliwie brakowało.
Prower dwoił się i troił jako autor, tłumacz i wydawca, zabiegając o skąpo przydzielany papier i niezbędne zezwolenia władz. Niezwykle bogaty jak na te warunki katalog książek, śpiewników i innych wydawnictw wspólnoty wiernych w całej Polsce zawdzięczały jego niestrudzonej działalności. Tak intensywna, różnorodna aktywność prowadzona przez długie lata nie pozostała bez wpływu na jego zdrowie.
Pod koniec lat 60. musiał porzucić pracę w szkole i przejść na rentę inwalidzką. Nie zaprzestał jednak działalności religijnej. „Nawrócone skrzypce” zamilkły na zawsze 12 lipca 1976 r. Odszedł człowiek rzeczy wielkich, niedocenianych i niezauważanych przez innych, jak trafnie napisał wspomniany biograf Prowera Tadeusz Żądło.
Dla mnie mój nauczyciel na zawsze pozostanie kimś wyjątkowym, osobowościowym wzorcem człowieka niczym wzorzec metra z Sevres. Wśród pamiątek z dzieciństwa szczególnie cenna jest dla mnie fotografia z wczesnych lat szkolnych przedstawiająca grono mniej więcej dziesięcioletnich uczniów Państwowej Podstawowej Szkoły Muzycznej w Bielsku-Białej z klasy skrzypiec Józefa Prowera. Stoję wśród koleżanek i kolegów na małej scence szkolnej auli tuż po zakończeniu naszego corocznego „popisu uczniów”, a za nami zobaczyć można dwoje pedagogów: właśnie Józefa Prowera oraz wychowawczynię naszej klasy Stefanię Drabczyńską. Tych dwoje dziwnym zrządzeniem losu połączyła nie tylko praca pedagogiczna w bielskiej szkole, ale także historia. Józef Prower był żołnierzem Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, natomiast nasza wychowawczyni – żoną por. Tadeusza Drabczyńskiego, który wsławił się tym, że jako pierwszy spośród uczestników walk gołębiem pocztowym przesłał do sztabu 2. Korpusu Polskiego wiadomość o zdobyciu klasztoru na Monte Cassino.
***
Akademia Opowieści. „Nieznani bohaterowie naszej niepodległości”
Historia Polski to nie tylko dzieje wielkich bitew i przelanej krwi. To również codzienny wysiłek zwykłych ludzi, którzy nie zginęli na wojnie. Mieli marzenia i energię, dzięki której zmieniali świat. Pod okupacją, zaborami, w czasach komunizmu, dzisiaj – zawsze byli wolni.
Każdy w polskiej rodzinie, wsi, miasteczku i mieście ma takiego bohatera: babcię, dziadka, nauczyciela, przyszywanego wujka, sąsiada. Jednych znaliśmy osobiście, innych – ze słyszenia. Opowiada się o nich anegdoty, wspomina ich z podziwem i sympatią.
Byli prawnikami, konstruktorami, nauczycielami, bywało też, że nie mieli żadnego zawodu. Uczyli, leczyli, tworzyli, wychowywali dzieci, budowali, projektowali. Dzięki nim mamy szkoły, biblioteki na wsi, związki zawodowe, gazety, wiersze, fabryki. Dawali innym ludziom przykład wolności, odwagi, pracowitości.
Bez nieznanych bohaterów – kobiet i mężczyzn – nie byłoby niepodległej Polski. Dzięki nim przetrwaliśmy.
Napiszcie o nich. Tak stworzymy pierwszą wielką prywatną historię ostatnich stu lat Polski. Opowieści zamiast pomników.
Na wspomnienia o nieznanych bohaterach naszej niepodległości o objętości nie większej niż 8 tys. znaków (ze spacjami) czekamy do 15 sierpnia 2018 r. Można je przysyłać za pośrednictwem NASZEGO FORMULARZA.
Najciekawsze teksty będą sukcesywnie publikowane na łamach „Gazety Wyborczej” (w tym jej dodatków, np. „Ale Historia”, „Magazynu Świątecznego”, „Dużego Formatu”, oraz w wydaniach lokalnych) lub w serwisach z grupy Wyborcza.pl. Nadesłane wspomnienia wezmą udział w konkursie, w którym jury wyłoni trzech zwycięzców oraz 80 osób wyróżnionych rocznymi prenumeratami Wyborcza.pl. Laureatów ogłosimy 5 listopada 2018 r.
Zwycięzcom przyznane zostaną nagrody pieniężne:
* za pierwsze miejsce w wysokości 5556 zł brutto,
* za drugie miejsce w wysokości 3333 zł brutto,
* za trzecie miejsce w wysokości 2000 zł brutto.
Wszystkie komentarze