Kolejna odsłona Akademii Opowieści. O co chodzi w naszym konkursie?
Zapoznaj się z REGULAMINEM konkursu
Weź udział w konkursie, przyślij opowieść, wygraj nagrody! [FORMULARZ]
Cecylia Judek*: Książka powinna żyć, dotrzeć ze swym słowem do jak największej liczby odbiorców. Dlatego pożyczam, ale prowadzę zeszyt z zapiskami, kto i kiedy wypożyczył dany tytuł. Choć czasem nie notuję i wówczas jest kłopot.
Ostatnio nie mogłam odnaleźć książki „Skok dla życia” autorstwa Ruth Altbeker Cyprys.
– Kiedy zdecydowałam się na podjęcie pracy w Książnicy Pomorskiej w 1981 r., trafiłam do Działu Zbiorów Specjalnych. A od jesieni 1983 r. zaczęłam pracę w nowo powstałym Oddziale Rękopisów – Muzeum Literackim. Funkcję czytelni oddziału, a jednocześnie – jak mówiło się w Szczecinie – nieoficjalnego salonu literackiego pełniła Sala Stefana Flukowskiego, będąca muzealną rekonstrukcją pracowni pisarza związanego z grupą literacką Kwadryga. Chciałam się o nim jak najwięcej dowiedzieć.
Flukowski okres wojny spędził w obozie jenieckim w Woldenbergu (obecnie Dobiegniew). Był serdecznie zaprzyjaźniony ze szczecińskimi twórcami, szczególnie z Jerzym Pachowskim i jego rodziną. Zasłabł na spotkaniu z czytelnikami i zmarł 8 maja 1972 r. w świnoujskim szpitalu. Miejska Biblioteka Publiczna w Świnoujściu nosi jego imię.
Główną donatorką Książnicy i inicjatorką stworzenia sali, która by go upamiętniała, była żona poety Maria Flukowska. Otwarcie Sali Flukowskiego nastąpiło w piątą rocznicę jego śmierci [w 1977 r. zmarła też Maria Flukowska – red.].
Poznałam jej córkę z pierwszego małżeństwa, panią Halinę Leszczyńską, pasierbicę Flukowskiego. Zaprzyjaźniłyśmy się. Chociaż nie był mi dany dar długiej przyjaźni, to jednak istotny nie jest czas trwania, a jej intensywność. Poznałyśmy się na początku 1984 r., a 16 października 1988 r. pani Halinka zmarła. Jako sanitariuszka uczestniczyła w Powstaniu Warszawskim. Podczas akcji ratowania rannych kolegów została wielokrotnie obsypana i pokiereszowana odłamkami. Większe odłamki wydobyto z jej ciała tuż po wojnie. Małe szpileczki metalu tkwiły w niej do końca życia. Być może to one wyzwoliły w organizmie reakcję, której skutkiem był gościec postępujący. Choroba po pewnym czasie uniemożliwiła jej pracę zawodową, by w końcu unieruchomić ją całkowicie. Była doktorem onkologii, autorką publikacji o chorobach nowotworowych. Spędziłam z panią Halinką wiele godzin, słuchając opowieści o jej rodzicach i kręgu ich przyjaciół.
I im bardziej poznawałam postać Marii Flukowskiej, tym bardziej byłam nią zafascynowana.
– W końcu sierpnia 1939 r. pani Maria, na prośbę męża, chodziła do Teatru Polskiego na próby jego sztuki „Przemytnicy wolności” w reż. Stefana Węgierki. Premierę planowano właśnie we wrześniu. Dyrektor Teatru Polskiego Arnold Szyfman będzie chyba pierwszą osobą, która znalazła schronienie u pani Marii przez całą wojnę heroicznie i z determinacją pomagającej Polakom żydowskiego pochodzenia.
Ale wcześniej, jesienią 1939 r., Maria Flukowska znalazła się we Lwowie. Po aresztowaniu męża pisarki Herminii Naglerowej, który przed wojną był ministrem polskiego rządu, poszła poprosić Wandę Wasilewską [pisarkę, polską i sowiecką działaczkę komunistyczną, która po zajęciu wschodniej Polski przez Sowietów przyjęła obywatelstwo radzieckie – red.] o interwencję w jego sprawie. W mieszkaniu autorki „Pokoju na poddaszu” zobaczyła bele materiałów. Wasilewska wybierała je, przymierzając do twarzy tkaniny przed lustrem. Maria była oszołomiona tym widokiem – w mieście był głód i strach. W końcu wyjąkała prośbę od Herminii i Władysława Broniewskiego, którego przed wojną Nagler zawsze wyciągał z więzienia, ilekroć po demonstracjach czy wiecu tam trafiał. Wtedy Wasilewska spytała panią Marię, czy nie widzi, że jest zajęta, bo za parę dni ma bankiet i nie ma co na siebie włożyć. I stwierdziła, że dla Naglera nie będzie się narażać.
– Ze Lwowa Maria uciekła do Tarnopola, gdzie zgłosiła się do pracy jako siostra miłosierdzia. Halina opisywała, że była tam osobą do wszystkiego: zmieniała opatrunki, przywoływała lekarzy do cierpiących, karmiła, sprzątała ubikacje. I wykradła kilkaset koców oraz leki dla naszych żołnierzy z lepiej zaopatrywanej rosyjskiej części szpitala.
Po powrocie do Warszawy dowiedziała się, że rodzice męża zginęli podczas bombardowania, a syn z pierwszego małżeństwa Jerzy Leszczyński, absolwent Korpusu Kadetów, dostał się do niemieckiej niewoli. Podobnie jak mąż.
Natychmiast związała się z ruchem oporu i Związkiem Walki Zbrojnej. Wyrzucona z własnego mieszkania wynajęła dla siebie i córki część willi, należącej do wdowy po lekarzu, pani Jadwigi Jarosińskiej. Wkrótce Sanitariat Kierownictwa Dywersji (Kedyw) AK zorganizował tam maleńką konspiracyjną lecznicę. Pod opieką pani Marii i jej córki przebywali tam żołnierze AK zranieni podczas akcji lub wypadków z bronią. Piwnicę willi przekształcono na salę operacyjną. Pisze o tym w „Spowiedzi chirurga” dr Witold J. Rudawski. Trafił tu m.in. „Olbrzymek” (Henryk Humiecki) z przestrzelonym płucem, uczestnik zamachu na Franza Kutscherę. On pierwszy z pacjentów zaczął zwracać się do pani Marii „mamo”, co potem czynili kolejni chorzy. Opiekowała się rannymi z niespożytą energią, pełna empatii i ciepła. Miała predyspozycje, żeby być lekarzem, które potem przejęła córka.
– Znalazłam świadectwo Czesława Miłosza, który odwiedzał Flukowską. Była żoną jednego z jego bliskich kolegów. Napisał, że u Marii, niczym w mieszkaniu u Matki Bożej, przy stole siada pełno żydowskich dzieci. I to w czasie wojny, kiedy nawet za podanie kromki chleba Żydowi groziła kara śmierci.
Pod opieką Marii i jej rodziny wojnę przeżyła mała Ewunia, córka Ruth Cyprys, jednej z pierwszych kobiet adwokatów. Flukowska załatwiła dziewczynce fałszywe dokumenty na nazwisko Ewa Flukowska.
Mężowi, który był w oflagu, najpierw w Arnswalde, czyli w zachodniopomorskim Choszcznie, a potem w Woldenbergu, czyli wielkopolskim Dobiegniewie, pisała, że odnalazła się twoja mała bratanica Ewunia. Stefan Flukowski, który był jedynakiem, domyślił się, że jest to jakaś konspiracyjna gra. W swych listach do żony często pytał o osieroconą bratanicę. Maria Flukowska pokazywała je potem właścicielce willi, by przekonać ją o rodzinnych więzach. Według fałszywych dokumentów Ewunia urodziła się we Lwowie, co trudno było sprawdzić. Tuż przed wybuchem Powstania Warszawskiego dziewczynka została wywieziona do matki Marii, Julii Ladzińskiej, do Bukowiny Tatrzańskiej, gdzie doczekała końca wojny. Tam dotarła do niej jej matka Ruth Cyprys.
– Było ich kilkoro, Marysia Friedmann, zaledwie roczny Jędruś Czerski ze swą mamą, pielęgniarką Ludwiką Libin. Dr Tadeusz Stępniewski, przyjaciel rodziny Flukowskich poprosił panią Marię o zaopiekowanie się 15-letnim Jankiem, chłopcem o bardzo semickich rysach, którego nikt nie chciał. Pewnego razu Janek nierozsądnie wyszedł do ogrodu i wówczas zobaczyła go właścicielka willi. Powiedziała wówczas: „Ja bardzo proszę, żeby ten chłopiec tutaj nie mieszkał. Pani wie, czym to nam grozi?”. Pani Maria i Halinka urządziły więc coś w rodzaju teatru na użytek pani doktorowej. Janek został przez Halinkę wyprowadzony na zewnątrz, a pani Maria natychmiast wprosiła się do pani Jadwigi na herbatę, żeby zająć ją na czas cichego ponownego wprowadzenia chłopca do mieszkania. Maria potrafiła bardzo energicznie i zdecydowanie walczyć o dobro innych ludzi.
Kiedy musiała, na rozkaz Niemców, opuścić po powstaniu miasto, wyprowadziła swoich podopiecznych wraz z rannymi AK-owcami do obozu w Pruszkowie. Jankowi zabandażowała twarz, by ukryć jego semickie rysy.
Udało się im, po przekupieniu jednego z żandarmów, opuścić pruszkowski obóz i wraz z grupą rannych dotrzeć na Podkarpacie. Tam, w wynajętym pokoju, gdy Janek zdjął bandaże, nagle pojawiła się właścicielka mieszkania. „Nikt tu pani mieszkania nie wynajmie, bo tutaj zginęli ludzie za pomoc Żydom. Proszę, żeby jutro opuściła pani dom” – usłyszała Maria.
Kiedy w Książnicy ambasador Izraela przekazał dyrektorowi Lucjanowi Bąbolewskiemu medal „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata” dla trzech heroicznych kobiet (Ladzińskiej, Flukowskiej i Leszczyńskiej), zaprzyjaźniony z Flukowskimi Jerzy Pachlowski, był przekonany, że to właśnie Janek był wnioskodawcą.
– Przygotowując artykuł poświęcony Marii Flukowskiej i znając archiwalia rodzinne dotyczące ratowania przez nią polskich Żydów, postanowiłam sprawdzić w Yad Vashem w Jerozolimie, czy Maria została uhonorowana medalem „Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata”. Okazało się, że pomimo zgłoszenia jej nazwiska – z powodu braku potrzebnych świadectw osoby bezpośrednio uratowanej – nie został jej przyznany. W spuściźnie po rodzinie Flukowskich znajdowało się wiele listów Ruth Cyprys, matki małej Ewy, z wyrazami wdzięczności. Były też fałszywe metryki, zameldowania i inne dokumenty z tego okresu. A dodatkowo Jolanta Liskowacka zobaczyła w księgarni książkę „Skok dla życia. Pamiętnik z czasów okupacji Polski” Ruth Altbeker Cyprys (Wyd. Philip Wilson, Warszawa 2000, wyd. I w Londynie w 1997). Dzięki informacji polskiego wydawcy dotarłam do Ewy Cyprys, która przetrwała wojnę jako Ewa Flukowska. Złożyła stosowne oświadczenia w Yad Vashem, rozszerzając wniosek o medal również dla Haliny Leszczyńskiej i jej babci, Julii Ladzińskiej.
– Z wiary i przekonań, że człowiekowi trzeba pomagać. W praktyce realizowała przykazanie „miłuj bliźniego swego jak siebie samego”. Maria Flukowska, w drugim małżeństwie żyła w związku niesakramentalnym, ale była osobą głęboko wierzącą. Ufną, że Bóg da jej siłę, by wykonać przyjęte zadanie.
Jak zapisała w swej książce Ruth Cyprys, Maria wciąż modliła się do św. Antoniego, aby pomógł jej uratować wszystkich podopiecznych. Kiedy Ewa urodziła w 1965 r. syna, nadała mu imię Antoni.
– Flukowscy zamieszkali przy ul. Krupniczej 22 w Krakowie. W kołchozie literatów czy Domu 40 wieszczów, jak ponoć mówił Gałczyński. Ten okres krakowski zaowocował opieką nad Xawerym Dunikowskim, Jadwigą Witkiewiczową, innymi przyjaźniami. Potem, już mieszkając w Warszawie, Flukowscy (choć to zapewne Maria była motorem działania) pomagali Zofii Nałkowskiej, wspierali nieco zagubionego w nowej rzeczywistości dramaturga Jerzego Szaniawskiego.
Po śmierci męża Maria Flukowska podjęła decyzję o przekazaniu darowizny po nim Książnicy w Szczecinie, a kolejne dary przekazała jej córka Halina. Sala Stefana Flukowskiego powstała z inicjatywy żony poety [w ten sposób Książnica Pomorska stała się posiadaczką m.in. listów Witkacego do żony Jadwigi Witkiewiczowej – red.].
– Jeżdżę z prelekcjami do wielu bibliotek, nazwałam to Objazdową Akademią Literatury i Wiedzy Wszelakiej. W tym roku opowiadam m.in. o Irenie Sendlerowej i Zbigniewie Herbercie, którzy – zgodnie z decyzją Sejmu RP – zostali patronami 2018 r. Podczas spotkań w różnych środowiskach próbuję wyzwolić u moich słuchaczy refleksje, wskazać na niewłaściwe oceny różnych zjawisk wynikające ze stereotypów myślenia, a także na korzyści płynące z kontaktu z książką.
Młodzież zachęcam, by postawiła na osobisty rozwój, na czytanie, które pozwoli im lepiej zrozumieć świat i jego złożoność. Przy czym uparcie wierzę, że jeśli chociaż jedna osoba po spotkaniu sięgnie po książkę, coś przemyśli, warto było podjąć trud. Jestem nieuleczalną pozytywistką.
Sekretarz naukowy Książnicy Pomorskiej. W bibliotece pracuje od 36 lat. W piątek na Targach Książki w Warszawie odbierze tytuł polskiego Bibliotekarza Roku 2017. Z pasją, rozległą wiedzą na temat pisarzy i innych ludzi polskiej kultury, działa na rzecz ochrony ich spuścizny i pamięci o nich.
Akademia Opowieści. Nieznani bohaterowie naszej niepodległości
Historia Polski to nie tylko dzieje wielkich bitew i przelanej krwi. To również codzienny wysiłek zwykłych ludzi, którzy nie zginęli na wojnie. Mieli marzenia i energię, dzięki której zmieniali świat. Pod okupacją, zaborami, w czasach komunizmu, dzisiaj – zawsze byli wolni.
Każdy w polskiej rodzinie, wsi, miasteczku i mieście ma takiego bohatera: babcię, dziadka, nauczyciela, przyszywanego wujka, sąsiada. Jednych znaliśmy osobiście, innych – ze słyszenia. Opowiada się o nich anegdoty, wspomina ich z podziwem i sympatią.
Byli prawnikami, konstruktorami, nauczycielami, bywało też, że nie mieli żadnego zawodu. Uczyli, leczyli, tworzyli, wychowywali dzieci, budowali, projektowali. Dzięki nim mamy szkoły, biblioteki na wsi, związki zawodowe, gazety, wiersze, fabryki. Dawali innym ludziom przykład wolności, odwagi, pracowitości.
Bez nieznanych bohaterów – kobiet i mężczyzn – nie byłoby niepodległej Polski. Dzięki nim przetrwaliśmy.
Napiszcie o nich. Tak stworzymy pierwszą wielką prywatną historię ostatnich stu lat Polski. Opowieści zamiast pomników.
Regulamin akcji jest dostępny na stronie internetowej.
Na wspomnienia o nieznanych bohaterach naszej niepodległości o objętości nie większej niż 8 tys. znaków (ze spacjami) czekamy do 15 sierpnia 2018 r. Można je przysyłać za pośrednictwem strony: FORMULARZA.
Najciekawsze teksty będą publikowane na łamach „Gazety Wyborczej” (w tym jej dodatków, np., „Ale Historia”, „Magazyn Świąteczny”, „Duży Format” oraz w wydaniach lokalnych) lub w serwisach z grupy Wyborcza.pl. Nadesłane wspomnienia wezmą udział w konkursie, w którym jury wyłoni trzech zwycięzców (otrzymają wysokie nagrody pieniężne) oraz 80 osób zostanie wyróżnionych rocznymi prenumeratami Wyborcza.pl. Laureatów ogłosimy 5 listopada 2018 r.
Zwycięzcom przyznane zostaną nagrody pieniężne:
za pierwsze miejsce w wysokości 5556 zł brutto
za drugie miejsce w wysokości 3333 zł brutto
za trzecie miejsce w wysokości 2000 zł brutto
Wszystkie komentarze