Kolejna odsłona Akademii Opowieści. O co chodzi w naszej akcji?
Cezary Łazarewicz radzi jak pisać [PORADNIK]
"Nieznani bohaterowie naszej niepodległości". Weź udział w naszej akcji, przyślij opowieść [FORMULARZ]
Gerard Sowiński: Nie mogłem.
– Im więcej się o nim dowiadywałem, im głębiej wchodziłem w to, co napisał, tym bliższy mi się stawał.
– Zaczęło się od szkolnej gazetki. Ja opiekowałem się przez prawie 15 lat „Tygodnikiem Żakowskim”, który wydawali uczniowie „Marcinka”...
– Od 1964 r. Ten tygodnik to było niezwykłe pismo w formie gazetki ściennej, wychodziło raz w tygodniu w objętości 10-12 stron maszynopisu. Co piątek na korytarzu przed gablotą zbierał się tłumek uczniów, żeby przeczytać. Pisali tam m.in. Ryszard Szubert, Juliusz Tyszka, Wojciech Fibak, Wojciech Suchocki, Igor Morski.
I dlatego, kiedy potem przeszedłem do Zakładu Dydaktyki Literatury Polskiej na UAM – by uczyć studentów tego, jak uczyć języka polskiego – zająłem się tam m.in. czasopismami uczniowskimi wydawanymi w 20-leciu międzywojennym.
– Tak, i to jest fantastyczny materiał źródłowy do poznania tamtych czasów. W jednym z numerów gazety „Stal”, wydawanej przed wojną w Poznaniu, w gimnazjum Paderewskiego i „Marcinku”, znalazłem wiersz, którego autorem był Stefan Borsukiewicz, wówczas uczeń „Marcinka”. Przeczytałem i pomyślałem: „Ten chłopak miał iskrę bożą....”. Zacząłem szukać dalej.
– Borsukiewicz nie był tu znany. O tym, jak bardzo, nawet w gronie fachowców, świadczy to, że gdy poszedłem z jego tomikiem do prof. Edwarda Balcerzana, zapytał: „A kto to jest?”. Potem wspaniale zadziałał, bo przekazał tomik swoim studentom i powstała znakomita praca magisterska o Borsukiewiczu napisana przez Agnieszkę Rydz. Autorka napisała też potem wnikliwe studium zamieszczone w książce, którą wydaliśmy, będącej próbą zebrania jego spuścizny.
– Najpierw jedyny tom jego wierszy „Kontrasty”, wydany w 1941 r. w Anglii. Potem odnalazłem w Międzychodzie rodzinę Borsukiewicza. Rodzice i brat już nie żyli, rozmawiałem z bratową. Skontaktowała mnie z Andrzejem Tauberem-Ziółkowskim, który pracował na Uniwersytecie Warszawskim i fascynował się Borsukiewiczem. Znał go, bo miał kontakty ze środowiskiem polskich żołnierzy spadochroniarzy w Anglii. Od niego i od rodziny dostałem potem bezcenne archiwum: rękopisy, listy, zdjęcia...
– To Szkocja, 1941 albo 1942 r. Przerwa w szkoleniu wojskowym. Borsukiewicz był atrakcyjnym mężczyzną.
– Sporo jest takich zdjęć z dziewczętami. Są też listy i kartki od nich po angielsku.
– To wycieczka do Lwowa, jego klasa maturalna, 1937 r. Niech pani spojrzy, jacy dostojni mężczyźni, kanty spodni jak żyletki.
– To też jego klasa, już po maturze w 1938 r., na wycieczce w Zakopanem. A tutaj z grupą przyjaciół, na ulicy Zwierzynieckiej, gdzie mieszkał. Jest taki wiersz „Rozpięty nad wiosną”, w którym pisze o sąsiedniej ulicy Gajowej: „Ulicą Gajową tęskniłem do oczu utkanych w chabry...”.
– Wspaniałe są jego wiersze huculskie. Jeździł na wakacje na Huculszczyznę, fascynował go tamten świat.
– Jest duszą towarzystwa, lubiany. Ma zdolność improwizacji, mówienia wierszem. Z kolegami organizuje wieczorki literackie, kabaret literacki.
– Poza szkołą. Spotykali się w księgarni Wilaka, która mieściła się na rogu ul. Podgórnej i Al. Marcinkowskiego. W szkole Borsukiewiczowi różnie się układało z nauczycielami.
– Jak wiem z opowieści Leszka Kaleńskiego, jego przyjaciela ze szkoły, on naraził się któremuś z profesorów i powtarzał klasę. Stąd w jego biogramie wojskowym, który sam napisał, są pewne nieścisłości, np. informacja, że maturę zdawał w 1936 r., a zdawał w 1938 r.
– Chyba tak.
– 28 kwietnia. Właśnie minęło 100 lat.
– Tak, ale po wojnie wracają do Poznania. Ojciec pracuje jako kolejarz. Matka zajmuje się domem i wspiera synów w artystycznych pasjach. Stefan pisze, a jego brat Jerzy jest grafikiem, znakomitym. Obaj publikują w czasopismach. Wiersze Stefana ukazują się m.in. w poznańskich „Ilustracji Polskiej” i „Tęczy”, w krakowskim „Kuryerze Literacko-Naukowym”.
Stefan wspominał też w którymś miejscu, że zaczął studiować polonistykę – ale to również jest część legendy, którą tworzył.
– Jeden z najznakomitszych, najbardziej poruszających to „14 Poznańska Dywizja Piechoty”. O bitwie nad Bzurą, w której walczył.
– Po bitwie przedziera się do Warszawy. Walczy w jej obronie jako dowódca plutonu na Ochocie. Po kapitulacji udaje mu się uniknąć niewoli, wraca do Poznania. Chce dostać się do wojsk alianckich. Z trójką przyjaciół próbują przedostać się na Węgry. Jeden z jego przyjaciół z Poznania, Jerzy Żarnowiecki, zostaje schwytany przez Niemców i wysłany do Oświęcimia. Matka Żarnowieckiego była Norweżką i udało się jej wyciągnąć syna z obozu, wrócił do kraju i potem zginął tu w wypadku samochodowym.
Borsukiewicz dociera na Węgry.
– Dołącza tam do innych polskich żołnierzy. Przechodzą szkolenie wojskowe. I czekają na rozstrzygnięcie swojego losu. Skracają sobie czas, organizując wieczorki literackie.
– Potem dołącza do armii we Francji i walczy w Bretanii. Jego pułk zostaje rozbity. Przedziera się przez Bordeaux do Tuluzy. A później generał Maczek bierze jego, szczeniaka 22-letniego i wysyła na placówkę dyplomatyczną do Casablanki. Zachował się ten rozkaz generała Maczka.
– Pojawia się w różnych portach, nie tylko w Maroku, ale i w innych afrykańskich. Organizuje transporty żołnierzy polskich do Anglii. Borsukiewicz wysyła stamtąd listy do rodziny, ale nie mógł pisać, co w rzeczywistości tam robi. Z listów dowiadujemy się, że znalazł się tam w znakomitych warunkach.
– Jest tam do listopada 1940 r. A potem już Szkocja i Anglia. Zostaje skierowany do 4. Brygady Kadrowej Strzelców dowodzonej przez Stanisława Sosabowskiego, która zostanie przekształcona w Brygadę Spadochronową.
Przechodzi bardzo intensywny kurs wojskowy i zostaje instruktorem spadochronowym w Ringway koło Manchesteru. Szkoli tam cichociemnych. Brygada spadochronowa to była najkrótsza droga do Polski – tak ci młodzi ludzie to postrzegali, marzyli, żeby wylądować w Warszawie i tutaj walczyć.
– W czasie ćwiczeń oddał swój spadochron jednemu z kursantów. Z magazynu wyciągnął inny. Skoczył, spadochron się nie rozwinął.
– Romiszewski także mówił, że choć spadochron się nie otworzył, skok Borsukiewicza był „przeraźliwie przytomny i nadludzko opanowany do samego końca”. Czytała pani ten wiersz Borsukiewicza? „Będziemy się spieszyć, by zdążyć / Trzeba nam lata dopędzić / dognać jesienie. / Skok. Boże – najwyższy Sędzio – / uspokój ziemię”.
– Ta twórczość z 1942 r. jest tym przesiąknięta.
– Miał go przy sobie w czasie tamtego skoku.
– Był niewielki, cieniutki. Spadochroniarze mieli obszerne kombinezony. Ten tomik na okładce ma datę 1941, ale ukazał się w 1942. Jak każdy poeta, Borsukiewicz pewnie był zakochany w swoim pierwszym tomie.
– Nie ma go w materiałach, które ja dostałem od rodziny i przyjaciół. Są dwa inne wzruszające przedmioty, które miał przy sobie. Oprawki okularów...
– Tak, proszę zobaczyć...
– Większość archiwum oddałem właśnie do Biblioteki Uniwersyteckiej. Jestem już stary i uznałem, że powinienem to przekazać dalej. Ale tego jeszcze nie dołączyłem... Muszę porozmawiać z rodziną, czy oni nie chcieliby zachować tych osobistych rzeczy.
– Jest jeszcze portfel. Na nim zapisane jego ręką adresy węgierski, londyński...
– Ten portfel ma dla mnie szczególną emocjonalną wartość, bo po moim ojcu też został tylko taki portfel...
– Został zamordowany przez Niemców w Borach Tucholskich i jedyną materialną pamiątką po nim, jaką mam, jest taki właśnie skórzany portfel. Leży w mojej szufladzie. Ilekroć biorę go do ręki, to jakbym się z nim łączył.
– Cztery. To było w 1944 r. Mieszkaliśmy w Borach Tucholskich. W mojej rodzinnej wiosce Radańska połowa mężczyzn została zamordowana za współpracę z partyzantami. A tych, którzy przeżyli, później Rosjanie zabrali na Ural.
Ojciec wcześniej walczył w kampanii wrześniowej, dostał się do niewoli, osadzili go w Gross Born, czyli w Bornym Sulinowie. Mamie udało się ojca stamtąd wyreklamować, wyciągnąć. Później miała do siebie ogromne pretensje, bo może gdyby tam został, przeżyłby.
– Siostrę starszą o dwa lata i brata, który był jeszcze u mamy w brzuchu. Mama została sama na gospodarstwie ze starymi rodzicami. Stopniowo ja przejmowałem obowiązki. Orałem, siałem, kosiłem. Do 14. roku życia. Później już wyszedłem z domu. Moja mama to była bardzo inteligentna osoba, dużo czytała, została sołtysem we wsi.
– Ponad 20 lat była sołtyską… Wyciąga mnie pani na zwierzenia, a mieliśmy mówić o Borsukiewiczu.
– A na tym zdjęciu, proszę spojrzeć, jest matka Borsukiewicza. Rodzina długo utrzymywała w tajemnicy przed nią jego śmierć. Gdy dowiedziała się, że syn nie żyje, to popadła w taki stan, że właściwie stracili z nią kontakt.
– „Diem acu tetigi” (Dotknąłem dnia) opublikowany w Londynie w 1942 r. Przejmujący, zawierający główne motywy poezji Borsukiewicza. Śnione krajobrazy raju utraconego, świata i domu sprzed apokalipsy i świadomość jego kruchości. Ostatnie wersy mówione ze ściśniętym gardłem.
Diem acu tetigi
Mijają pieśni i śnieg taje.
Tak łatwo spotkać na rozstajach
maj i drogowskaz, jakby we śnie.
Tędy się idzie ku Zgorzałej,
Tamtędy na Czerwone Wsie. –
Czy się z Ojczyzną nie poznałem, –
czy może śnię?
Brzozy są wiotkie, jakby zdrowsze,
i słony jakby zapach pnia –
Zakołysało się Mazowsze –
dotknąłem dnia:
Mój dom nakryty starym gontem,
jak tkliwą dłonią świętego Jana,
drzemał i nocą czekał świtu,
żeby do zmroku mu się kłaniać.
Bo dom mój wiedział: słońce niesie
mleko I miód w kamiennej stągwi. –
Bielony pieśnią, pacierzami,
niech będzie biało pochwalony.
Od stodół, pomnę, las sosnowy
dopadał go i krzyk derkaczy –
Las był zdyszany i pachnący.
Cóż, – kiedy zapach nie tłumaczy!
Sklepiony z koron jak testament
był las świątyni wielką nawą.
Co noc umierał nade mchami
i w brzask nade mną zmartwychwstawał.
Ukłuty w pierś szeroką duktą –
las dymił mszalnie i sosnowo.
Bóg mieszkał w lesie i w mym domu,
a przecież las i dom już spłonął!
***
Na zgliszczach trudno spocząć oczom
i trudno śpiewać poprzez łzy,
gdy się po ziemi jak mgły toczą.
***
Tędy się idzie ku Zgorzałej,
tamtędy na Czerwone Wsie. –
Jak powój groby pokochałem
i – słone pnie.
Historia Polski to nie tylko dzieje wielkich bitew. To również codzienny wysiłek zwykłych ludzi. Mieli marzenia i energię, dzięki której zmieniali świat. Pod okupacją, zaborami, w czasach komunizmu, dzisiaj – zawsze byli wolni.
Każdy w polskiej rodzinie, wsi, miasteczku i mieście ma takiego bohatera: babcię, dziadka, nauczyciela, przyszywanego wujka, sąsiada. Jednych znaliśmy osobiście, innych ze słyszenia. Opowiada się o nich anegdoty, wspomina ich z podziwem i sympatią.
Dzięki nim mamy szkoły, biblioteki na wsi, związki zawodowe, gazety, wiersze, fabryki. Dawali innym ludziom przykład wolności, odwagi, pracowitości.
Bez nieznanych bohaterów – kobiet i mężczyzn – nie byłoby niepodległej Polski. Dzięki nim przetrwaliśmy.
Napiszcie o nich. Tak stworzymy pierwszą wielką prywatną historię ostatnich stu lat Polski. Opowieści zamiast pomników.
Regulamin akcji jest dostępny na stronie Wyborcza.pl/akademiaopowiesci. Na wspomnienia o objętości nie większej niż 8 tys. znaków (ze spacjami) czekamy do 15 sierpnia 2018 r. Można je przysyłać za pośrednictwem naszej strony internetowej: Wyborcza.pl/akademiaopowiesci.
Najciekawsze będą sukcesywnie publikowane na łamach „Gazety Wyborczej” lub w serwisach z grupy Wyborcza.pl. Nadesłane wspomnienia wezmą udział w konkursie, w którym jury wyłoni trzech zwycięzców oraz 80 osób wyróżnionych rocznymi prenumeratami Wyborcza.pl. Laureatów ogłosimy 5 listopada 2018 r.
Zwycięzcom przyznane zostaną nagrody pieniężne:
W ramach Akademii Opowieści zapraszamy naszych Czytelników na spotkanie z prof. Anną Wolff-Powęską, która opowie o tym, kto dla niej jest bohaterem polskiej niepodległości.
Spotkanie odbędzie się 6 czerwca o godz. 18 w Bibliotece Raczyńskich. Wstęp jest wolny.
Akademia Opowieści. „Nieznani bohaterowie naszej niepodległości”
Historia Polski to nie tylko dzieje wielkich bitew i przelanej krwi. To również codzienny wysiłek zwykłych ludzi, którzy nie zginęli na wojnie. Mieli marzenia i energię, dzięki której zmieniali świat. Pod okupacją, zaborami, w czasach komunizmu, dzisiaj – zawsze byli wolni.
Każdy w polskiej rodzinie, wsi, miasteczku i mieście ma takiego bohatera: babcię, dziadka, nauczyciela, przyszywanego wujka, sąsiada. Jednych znaliśmy osobiście, innych – ze słyszenia. Opowiada się o nich anegdoty, wspomina ich z podziwem i sympatią.
Byli prawnikami, konstruktorami, nauczycielami, bywało też, że nie mieli żadnego zawodu. Uczyli, leczyli, tworzyli, wychowywali dzieci, budowali, projektowali. Dzięki nim mamy szkoły, biblioteki na wsi, związki zawodowe, gazety, wiersze, fabryki. Dawali innym ludziom przykład wolności, odwagi, pracowitości.
Bez nieznanych bohaterów – kobiet i mężczyzn – nie byłoby niepodległej Polski. Dzięki nim przetrwaliśmy.
Napiszcie o nich. Tak stworzymy pierwszą wielką prywatną historię ostatnich stu lat Polski. Opowieści zamiast pomników.
Na wspomnienia o nieznanych bohaterach naszej niepodległości o objętości nie większej niż 8 tys. znaków (ze spacjami) czekamy do 15 sierpnia 2018 r. Można je przysyłać za pośrednictwem NASZEGO FORMULARZA.
Najciekawsze teksty będą sukcesywnie publikowane na łamach „Gazety Wyborczej” (w tym jej dodatków, np. „Ale Historia”, „Magazynu Świątecznego”, „Dużego Formatu”, oraz w wydaniach lokalnych) lub w serwisach z grupy Wyborcza.pl. Nadesłane wspomnienia wezmą udział w konkursie, w którym jury wyłoni trzech zwycięzców oraz 80 osób wyróżnionych rocznymi prenumeratami Wyborcza.pl. Laureatów ogłosimy 5 listopada 2018 r.
Zwycięzcom przyznane zostaną nagrody pieniężne:
* za pierwsze miejsce w wysokości 5556 zł brutto,
* za drugie miejsce w wysokości 3333 zł brutto,
* za trzecie miejsce w wysokości 2000 zł brutto
Wszystkie komentarze