Kolejna odsłona Akademii Opowieści. O co chodzi w naszej akcji?
Przeczytaj REGULAMIN KONKURSU
Cezary Łazarewicz radzi jak pisać [PORADNIK]
"Nieznani bohaterowie naszej niepodległości". Weź udział w naszej akcji, przyślij opowieść [FORMULARZ]
Maria Kwaśniewska (1913-2007) była wszechstronnie uzdolniona. Oprócz brązowego medalu w Berlinie w rzucie oszczepem wywalczyła też tytuł mistrzyni Polski w piłce ręcznej w 1932 i 1933 r. w barwach ŁKS Łódź oraz w koszykówce w 1947 r. jako zawodniczka AZS Warszawa. W tej dyscyplinie wywalczyła też brąz światowych igrzysk kobiecych w 1930 r.
Kiedy patrzę na zdjęcie oszczepniczki Marii Kwaśniewskiej z Hitlerem, przypominają mi się słowa nieżyjącego już pierwszego wielkopolskiego medalisty olimpijskiego, wioślarza Jana Krenza-Mikołajczaka. Odwiedziłem go przed laty w jego mieszkaniu na Wildzie w Poznaniu. Rozmawialiśmy o igrzyskach w Los Angeles w 1932 r., gdzie zdobył brąz (polska reprezentacja płynęła za ocean transatlantykiem „Pułaski”, a potem jechała pociągiem przez USA niczym zdobywcy Dzikiego Zachodu), a także o nazistowskich igrzyskach w Berlinie w 1936 r., na których startował.
– Adolf Hitler pojawiał się na trybunach zawsze tam, gdzie Niemcy mieli szanse na złoto. Kiedy je tracili, od razu wychodził – opowiadał pan Janusz. I dodał: – Może się to panu wyda dziwne, skoro dzisiaj wiemy, co Hitler zrobił, ale wówczas mnie na przykład było przykro, gdy wychodził.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Letnie Igrzyska Olimpijskie 1936. Żydzi na olimpiadzie Adolfa Hitlera
Podczas rozegranego 2 sierpnia 1936 r. konkursu rzutu oszczepem kobiet Hitler siedział na widowni do końca. O złoto walczyły bowiem trzy świetne niemieckie zawodniczki – Ottilie Fleischer (wicemistrzyni Światowych Igrzysk Kobiet), Luise Krüger i Lydia Eberhardt. Ich największą przeciwniczką okazała się Polka Maria Kwaśniewska. Największą metaforycznie, bowiem charakteryzowała się niskim wzrostem i ten fakt zaważył na tym, że później stała się sławna.
– Taka mała Polka, a tak daleko rzuca – miał bowiem po konkursie powiedzieć do niej Hitler, gdy spotkała się z nim w loży.
– Pan też niewysoki. Wcale nie czuję się mniejsza – odpyskowała, co kilkakrotnie potwierdziła w późniejszych wywiadach.
Szef propagandy Joseph Goebbels osobiście miał potem wymyślić wersję powielaną przez niemiecką prasę, jakoby Hitler powiedział do oszczepniczki z Łodzi nie: „taka mała Polka”, ale: „taka mała Polska”. Miało to osłabić ripostę zawadiackiej lekkoatletki, która na stadionie wszystkich rozbawiła.
Jakkolwiek było, spotkanie z Hitlerem okazało się kluczowe nie tyle dla samej Kwaśniewskiej, ile dla dziesiątek ludzi, którym uratowała życie.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Towarzyszka Lidia Ciołkoszowa nie dostała stanowiska za bycie żoną posła
Na zdjęciach z ceremonii rozdania medali w rzucie oszczepem kobiet Niemcy są zadowoleni, bo Ottilie Fleischer zdobyła złoto, a Luise Krüger srebro. Podium miało być w całości niemieckie, ale wdarła się na nie ta „mała Polka”. Fotografia podium wygląda zatem dość osobliwie – dwie Niemki na dwóch najwyższych miejscach prostują ramiona w nazistowskim pozdrowieniu, robią to także oficjele wokół podium, a kamery Leni Riefenstahl filmują ceremonię. Słynna operatorka hitlerowskiej propagandy zarejestrowała też medalowy rzut Polki – to dla nas bezcenne nagranie.
Maria Kwaśniewska nie pasuje do tego towarzystwa – stoi sztywno z rękoma niemal ostentacyjnie wzdłuż ciała i miną, która jako żywo oddaje myśl: „Co ja właściwie tu robię, wśród tych hajlujących ludzi?”.
W czasach, gdy pojawiają się pomysły, by bojkotować mundial w putinowskiej Rosji, fotografie polskiej oszczepniczki z Berlina są bardzo znamienne. Pokazują bowiem, że chociaż nie pasowała do tej nazistowskiej hucpy, to jednak dobrze, że tam była.
Na innym ze zdjęć z Berlina widać już cztery uśmiechnięte postaci. Trzy noszą swastyki – to dwie niemieckie oszczepniczki i Adolf Hitler. Pod rękę z nimi stoi również uśmiechnięta Maria Kwaśniewska, wybrana na miss igrzysk. Jak sama mówiła: – Głupoty takie. Zawsze wybierają najładniejszą dziewuchę.
Fotografię można by nazwać kontrowersyjną, gdyby nie to, co powiedział Jan Krenz-Mikołajczak. I gdyby nie fakt, jak ważkie znaczenie miała dla życia wielu ludzi.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Któregoś dnia na progu Wichrówki stanęło żydowskie małżeństwo. Zbigniew Pajor o nic nie pytał, ukrył ich pod podłogą
We wrześniu 1939 r. polscy żandarmi na przejściu granicznym przecierali oczy ze zdumienia. Z Polski wyjeżdżały sznury uchodźców uciekających przed wojną – zarówno cywilów, jak i wojskowych. Tymczasem niewysoka kobieta zamierzała się przedostać przez granicę w drugą stronę.
Atak Niemiec na Polskę zastał Marię Kwaśniewską w Genui. Polski Związek Lekkoatletyki wysłał ją tam na stypendium. Pod okiem najlepszych trenerów przygotowywała się do kolejnych igrzysk w Helsinkach w 1940 r., gdzie miała powalczyć o złoto.
– Jest pani pewna? – pytali żandarmi, sprawdzając jej dokumenty. – Tam wojna.
Była pewna, wróciła do domu.
– Uznałam, że moje miejsce jest w kraju, a nie w domku nad błękitnym morzem – tłumaczyła po latach. Po przekroczeniu granicy, brnąc pod prąd uchodźców, przybyła do Warszawy i wzięła udział w jej obronie. Jako przeszkolona sanitariuszka z prawem jazdy przydała się bardzo. Jeździła sanitarką po rannych po niemieckich nalotach, przenosiła ich na własnych ramionach, którymi trzy lata wcześniej posłała oszczep na medalową odległość 41,80 m.
Gdy kierowca sanitarki został zabity, wyciągnęła ciało i zajęła jego miejsce. Prezydent Stefan Starzyński jeszcze przed kapitulacją miasta zdążył ją za to odznaczyć Krzyżem Walecznych.
Zdjęcie z Hitlerem leżało w walizce jako pamiątka z berlińskich igrzysk. Zaskakujące, że Maria Kwaśniewska bardzo się go bała. Gdy zdobyła medal olimpijski i tytuł miss igrzysk, a niemiecka i polska prasa nagłośniły jej rozmowę z Hitlerem, stała się znana. Obawiała się, że zostanie rozpoznana przez Niemców, którzy na Szucha zakatowali przecież jej drugiego męża – Juliana Koźmińskiego.
Hitlera, którego w 1936 r. potraktowała opryskliwie, nie znosiła. Zdjęcie z dyktatorem chętnie wrzuciłaby do pieca. Na szczęście tego nie zrobiła, okazało się bowiem skuteczniejsze niż przepustka.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Stosy trupów, rzeka krwi. I wojna oczami 18-latka na kasecie z napisem "Dziadek"
Dom Marii Kwaśniewskiej w Podkowie Leśnej stał niedaleko obozu przejściowego w Pruszkowie, znanego jako Dulag 21. Po upadku powstania warszawskiego rozgrywały się tutaj dramatyczne sceny. Segregowano ludzi, rozdzielano rodziny, słabi i chorzy pociągami jechali do obozów koncentracyjnych, zdrowi – na roboty.
Kwaśniewska powiedziała kiedyś, że niemieccy strażnicy „bili jej w czapę”. Robili to, gdy pokazywała im zdjęcie z Hitlerem. Było skuteczniejsze niż ausweis. Na zdjęciu stała obok wodza Trzeciej Rzeszy, najwyraźniej się znali. Żaden żandarm nie odważył się kwestionować tej znajomości, a z kobietą, która znała Hitlera, woleli nie dyskutować.
W ten sposób oszczepniczka z Berlina wyprowadziła z Dulagu 21 wielu ludzi. Początkowo nieśmiało, potem coraz odważniej, pod wpływem reakcji niemieckich służbistów na fotografię. W swoim domu urządziła azyl dla więźniów.
Kiedy byłem dzieckiem, to była moja ulubiona kołysanka śpiewana albo recytowana przez mamę:
Idzie niebo ciemną nocą,
ma w fartuszku pełno gwiazd.
Gwiazdy świecą i migocą,
aż wyjrzały ptaszki z gniazd.
Jak wyjrzały, zobaczyły,
to nie chciały dłużej spać.
Kaprysiły, grymasiły,
żeby im po jednej dać.
Gwiazdki nie są do zabawy,
tożby nocka była zła.
Bo usłyszy kot kulawy,
cicho bądźcie! Aaa...
Ten wiersz w 1966 r. napisała pisarka Ewa Szelburg-Zarembina, która także została wyprowadzona z obozu w Pruszkowie „na zdjęcie z Hitlerem” i ukrywała się w domu Marii Kwaśniewskiej. Nigdy nie usłyszałbym tej pięknej kołysanki, gdyby…
...Polka wygrała konkurs oszczepu, a nie była trzecia, bo Hitler by wtedy wyszedł;
...nie pozowała do zdjęcia, mimo że Führer ją wyraźnie zirytował;
...spaliła zdjęcie z nim, na które w czasie wojny nie mogła chwilami patrzeć.
Patrzyli strażnicy, więc obok Ewy Szelburg-Zarembiny uratowany został również np. Stanisław Dygat, którego „Jezioro Bodeńskie” stoi na mojej półce z książkami.
Sądzę, że w Stanach Zjednoczonych już dawno powstałby film o Marii Kwaśniewskiej.
W rozmowie „Ja bym za siebie nie wyszła” z redaktorem Markiem Jóźwikiem w „Rzeczpospolitej” oszczepniczka powiedziała znamienne słowa, że przed wojną wszyscy żyli w permanentnym poczuciu zagrożenia. Dwudziestolecie międzywojenne może było zbyt krótkie, żeby poczuć się zupełnie wyzwolonym. Ciągle wisiał nad nami ten bicz, ale kiedy przyszło zagrożenie, nie było jednego zawodnika, który by nie stanął do walki. Kusociński, Lokajski i agent numer jeden, czyli Szajnowicz, Zabierzowski, Głuszek – to wszystko byli młodzi ludzie, młodzi sportowcy. A przecież są to bohaterowie – powiedziała w 2002 r. Zmarła dwa lata później jako 94-latka, która twierdziła, że nie lubi wspominać spotkania z Hitlerem. I żeby już do tego nie wracać.
***
Akademia Opowieści. „Nieznani bohaterowie naszej niepodległości”
Historia Polski to nie tylko dzieje wielkich bitew i przelanej krwi. To również codzienny wysiłek zwykłych ludzi, którzy nie zginęli na wojnie. Mieli marzenia i energię, dzięki której zmieniali świat. Pod okupacją, zaborami, w czasach komunizmu, dzisiaj – zawsze byli wolni.
Każdy w polskiej rodzinie, wsi, miasteczku i mieście ma takiego bohatera: babcię, dziadka, nauczyciela, przyszywanego wujka, sąsiada. Jednych znaliśmy osobiście, innych – ze słyszenia. Opowiada się o nich anegdoty, wspomina ich z podziwem i sympatią.
Byli prawnikami, konstruktorami, nauczycielami, bywało też, że nie mieli żadnego zawodu. Uczyli, leczyli, tworzyli, wychowywali dzieci, budowali, projektowali. Dzięki nim mamy szkoły, biblioteki na wsi, związki zawodowe, gazety, wiersze, fabryki. Dawali innym ludziom przykład wolności, odwagi, pracowitości.
Bez nieznanych bohaterów – kobiet i mężczyzn – nie byłoby niepodległej Polski. Dzięki nim przetrwaliśmy.
Napiszcie o nich. Tak stworzymy pierwszą wielką prywatną historię ostatnich stu lat Polski. Opowieści zamiast pomników.
Na wspomnienia o nieznanych bohaterach naszej niepodległości o objętości nie większej niż 8 tys. znaków (ze spacjami) czekamy do 15 sierpnia 2018 r. Można je przysyłać za pośrednictwem NASZEGO FORMULARZA.
Najciekawsze teksty będą sukcesywnie publikowane na łamach „Gazety Wyborczej” (w tym jej dodatków, np. „Ale Historia”, „Magazyn Świąteczny”, „Duży Format” oraz w wydaniach lokalnych) lub w serwisach z grupy Wyborcza.pl. Nadesłane wspomnienia wezmą udział w konkursie, w którym jury wyłoni trzech zwycięzców oraz 80 osób wyróżnionych rocznymi prenumeratami Wyborcza.pl. Laureatów ogłosimy 5 listopada 2018 r.
Zwycięzcom przyznane zostaną nagrody pieniężne:
* za pierwsze miejsce w wysokości 5556 zł brutto,
* za drugie miejsce w wysokości 3333 zł brutto,
* za trzecie miejsce w wysokości 2000 zł brutto.
Wszystkie komentarze
A zwłaszcza z Górnego Śląska, nawiezieni w teczuszkach sanacyjni aparatczycy.
Nie można mieć komuś za złe, że ratował się przed sprawiedliwośćią.
Ale można mieć za złe, co wyrabiał przed 39 rokiem. A jakby nie wyrabiał, to by też być może nie musiał z takim popłochem uciekać.
To szalenie ciekawe. Może napisze Pan/Pani więcej?
Pozdrawiam
Radosław Nawrot
Dziadek był działaczem sportowym a jego syn (mój stryj) sportowcem.
Pani Maria i stryj ustawiali się w odpowiedniej odległości i rzucali do siebie oszczepem. Mieli podobne rekordy ale stryjek w konkurencji męskiej się nie liczył.
to może być odwrotny efekt, hahaha