Kolejna odsłona Akademii Opowieści. O co chodzi w naszej akcji?
Cezary Łazarewicz radzi jak pisać [PORADNIK]
Do szkoły w Słupnie rodzice zapisali go dopiero, gdy miał 10 lat. Na lekcjach był tylko zimą, bo latem pomagał ojcu w polu. Miał 15 lat, kiedy skończył wiejską szkołę, chciał iść dalej, ale rodzice kręcili nosem. Na szczęście kuzyn wstawił się za nim, uprosił, wytłumaczył, że warto. Udało się. Do szkoły w Płocku chodził pieszo, kilkanaście kilometrów w jedną stronę. Potem był strajk szkolny, bo zaborcy cisnęli, więc choć chciał się uczyć – nie mógł. Wrócił na pole. Wtedy chłopi z Cekanowa założyli tajną szkołę, a jego wybrali na nauczyciela. Był rok 1905. Leon Dorobek miał wtedy 19 lat.
– Zdaje się, że zwierzchnicy za nim nie przepadali – wspomina Elżbieta Sobiesiak, uśmiechając się. – Był zbyt widoczny, nie mieścił się w ramach. Jak ta historia z basenem. W jego szkole była pływalnia. Dzieci z całego Płocka z niego korzystały. Leon Dorobek słał więc pisma do magistratu: A gdzie w związku z tym dodatkowy węgiel na opał? To nękanie nawet w tak oczywistej sprawie w ratuszu nie bardzo się podobało.
Pani Elżbieta uczy historii w Szkole Podstawowej nr 1 w Płocku, zwanej przed wojną, a i jeszcze po niej, „szkołą Dorobka”. SP nr 1 jest rówieśniczką niepodległej Polski. W kwietniu świętować będzie swoje 100. urodziny.
– Przed uroczystością trzeba było opracować krótki wyciąg z jej historii. W Archiwum Państwowym w Płocku szukałam dokumentów i wtedy poznałam lepiej Leona Dorobka – opowiada nauczycielka. – Bo to nie jest tak, że to postać powszechnie znana, w środowisku nauczycielskim owszem, ale poza nim już nie. Nie mamy niestety jego portretu, materiałów mu poświęconych. Jedyne zdjęcie, małą fotografię legitymacyjną udało mi się wyszperać wśród papierów w archiwum. Szkoda, bo Dorobek zrobił na mnie wrażenie. Musiał być niezwykłym człowiekiem. Z jednej strony wszyscy, którzy go znali, którzy pamiętali, ile zrobił dla szkoły, miasta i całej okolicy, mówią, że był świetnym nauczycielem, wychowawcą, miał pasję, pomysły i siłę, by je realizować. Z drugiej strony znalazłam w dotyczącej go teczce niezbyt pochlebne opinie na temat jego zarządzania szkołą. Inspektor wypomina mu na przykład, że… przemawiał na różnych zgromadzeniach. Albo że zamiast robić w klasach hospitacje, „wygłasza do dzieci przemówienia moralizatorskie”. Nazywa go w tym dokumencie „typowym demagogiem społecznym”. Wydaje mi się, że Leon Dorobek był człowiekiem niepokornym i to mogło wiele osób drażnić.
„Typowy demagog społeczny” urodził się w 1884 roku (choć są źródła, które podają rok 1888) w Cekanowie. Pochodził z chłopskiej rodziny i kiedy miał 10 lat, nie umiał czytać i pisać, za to zwoził z ojcem siano i nikomu raczej się nie śniło, że zostanie kiedyś dyrektorem szkoły, założycielem nauczycielskiego seminarium, autorem podręczników, wykładowcą metodyki, wydawcą pism, miejskim radnym… A jednak. Po nauce w Słupnie, Płocku (i kilometrach pokonywanych na piechotę) wyjechał do Warszawy, skończył tam kursy pedagogiczne. Przez pewien czas prowadził założoną przez siebie szkołę w Radziwiu, potem uczył we wsi Róże pod Rypinem. Chciał wciąż się kształcić, pojechał więc z powrotem do Warszawy, tam pracował i słuchał wykładów z pedagogiki i psychologii. Przez pewien czas zatrudniony był w Zwierzyńcu niedaleko Lublina (władze rosyjskie usunęły go jednak stamtąd jako „nieprawomyślnego”). I znowu powrócił do Płocka, a po – jak pisze w swym życiorysie – „usilnych staraniach” otrzymał posadę nauczyciela i kierownika w jednoklasowej szkole prywatnej przy Towarzystwie Kredytowym Miejskim. Potem przez chwilę uczył jeszcze w I Gimnazjum Polskim. Odszedł stamtąd w roku 1919.
– Tymczasem już od roku 1917 na rogu dzisiejszych ulic Sienkiewicza i 1 Maja, zdaje się, że w budynku, gdzie teraz mieszkają siostry pasjonatki, działała sześcioklasowa szkoła miejska, którą zarządzał Bronisław Tarnicki. Rząd polski przejął ją od wycofujących się Rosjan – mówi Sobiesiak. – 1 września 1919 przemianowano ją na siedmioklasową Powszechną Szkołę Miejską nr 1.
Pani Elżbieta przyznaje, że właściwie trudno wyliczyć z matematyczną precyzją, kiedy rozpoczęło się to właściwie życie „Jedynki”. – Szkoła działała już od roku 1917, choć numer i tę właściwą tożsamość, szkoły obowiązkowej i bezpłatnej, dostała w 1919… Przyjęliśmy więc wartość uśrednioną – rok 1918. Dlatego w tym roku świętujemy stulecie – wyjaśnia nauczycielka.
Także w roku 1918 władze Płocka założyły rzemieślniczą szkołę dokształcającą dla młodzieży pracującej, a jej kierownictwo powierzyły Dorobkowi. Lekcje odbywały się wieczorami, właśnie w budynku „Jedynki” przy Sienkiewicza. Na początku lat 20. Dorobek został także kierownikiem SP nr 1. Szkoła nosiła wtedy imię Stanisława Jachowicza.
PRZECZYTAJ TAKŻE: O OŚRODKU "BRAMA GRODZKA - TEATR NN"
Był typem nauczyciela-bojownika. Wrogiem byli Rosjanie – jeszcze w czasie zaborów Dorobek działał w płockiej tajnej organizacji (nie wspomina w swym życiorysie jej nazwy), która nakazała mu „walkę o język polski” w gminie Bielino. „Rezultatem tej pracy był strajk w szkołach gminnych w okolicach Płocka i zniszczenie wszystkiego, co napisano w języku rosyjskim” – dość spokojnie opisał to po latach nauczyciel.
Wrogiem analfabetyzm – Dorobek więc w swej tajnej szkole dla dorosłych w Cekanowie nauczył czytać i pisać wszystkich we wsi, od 30- do 67-latków. A żeby czytać było co, założył w Cekanowie bibliotekę. Podobnie jak we wsi Róże, gdzie tak przy okazji utworzył jeszcze kółko rolnicze. W Warszawie redagował podziemne pisma, a wśród kolegów z seminariów nauczycielskich zakładał tajne koła. W roku 1911 przedarł się do Lwowa na kurs podoficerski dla nauczycieli szkół ludowych. W roku 1915, kiedy do Płocka weszli Niemcy, Dorobek włączył się do zbrojnej milicji obywatelskiej, która zajęła się sprawami porządkowymi w mieście i – jak pisze Aleksandra Zapłatowa, nieżyjąca już nauczycielka, wieloletnia dyrektorka szkoły w Borowiczkach w swym opracowaniu dotyczącym Dorobka – radziła sobie doskonale. Niemcy nie byli jednak zachwyceni tą formacją, członków milicji rozbroili i wszystkich uwięzili we Włocławku i Toruniu. Potem część z więźniów, w tym Leona Dorobka, zwolnili.
Kiedy zaś wybuchła wojna z bolszewikami, pedagog rodem z Cekanowa natychmiast zgłosił się na ochotnika do polskich oddziałów. A potem, jeszcze długo po zakończeniu działań, uczył żołnierzy z Płocka czytać i pisać.
Jednym z jego największych dzieł pozostaje „Jedynka”. Jedyna w Płocku wybudowana w międzywojniu, jedyna w mieście szkoła podstawowa z prawdziwego zdarzenia, przystosowana do potrzeb uczniów. Zapłatowa pisze, że powstała właśnie z jego inicjatywy. Dorobek był świetnym mówcą. I tak gorąco do płocczan przemawiał, tak usilnie ich namawiał (organizował też zbiórki pieniędzy), aż się zdecydowali: zbudowali przy al. Jachowicza piękny, nowoczesny i jak na ówczesne warunki – przestronny szkolny budynek (dziś jest to siedziba SP nr 14). Dość powiedzieć, że w szkole był basen, o którego ogrzewanie tak zabiegał kierownik „Jedynki”. W sali gimnastycznej dwa razy w tygodniu wyświetlano filmy (Dorobek drżał wtedy o parkiet). W nowym gmachu zaczęła działać 103. Drużyna ZHP. Zastępy nazywały się „Orlęta” i „Żubry”, a swą siedzibę miały w podziemiach gmachu.
„Szkołą Dorobka” jej założyciel kierował do roku 1938. Wtedy to, jak pisze Zapłatowa, „z powodów rodzinnych” zdecydował się na przeprowadzkę do Radziwia. Po prostu zamienił się z kolegą – tamten poszedł do szkoły przy Jachowicza, Dorobek zaś przejął zarząd w szkole po drugiej stronie rzeki. Nie stracił jednak kontaktu ze swoją placówką – wciąż był kierownikiem w wieczorowej szkole doszkalającej.
Druga wspaniała rzecz autorstwa Leona Dorobka to letnie kolonie dla dzieci z miasta. „Niestrudzony działacz” – jak nazywa go Zapłatowa – sam wszystko wymyślił i zorganizował. Zdobył pieniądze i na skraju lasu w Cekanowie wybudował trzy baraki. Latem przyjeżdżały tu dzieci z Płocka, to były pierwsze płockie kolonie. Najpierw skorzystało z nich ok. 40 maluchów, a po kilku latach w Cekanowie lato spędzało jednorazowo niemal pół tysiąca małych płocczan. Leon Dorobek, póki trwał rok szkolny, przyjeżdżał tam na rowerze, a w wakacje już nie ruszał się spod lasu. Chodził z dzieciakami na wycieczki, spacery po lesie, uczył je naśladowania głosu ptaków – podobno był w tym niedościgniony. W części jednego z baraków była biblioteka i kącik ornitologiczny. A w niedzielne wieczory organizowano ogniska i występy dla mieszkańców okolicy. Marek Siwanowicz w „Naszych Korzeniach” w roku 2012 pisał o swojej babce, która pamiętała dzieci z Płocka, kolonie i ogniska. Dla malców ze wsi ich przyjazd był nie lada atrakcją. W lesie w Cekanowie wciąż są pozostałości po fundamentach kolonijnych baraków.
O Leonie Dorobku mówią jeszcze tak: – Kochał wieś, nigdy się jej nie wstydził i nigdy o niej nie zapomniał. A że w wolnej Polsce było jedno słowo zaklęcie: postęp, to Dorobek zachęcał wsie do postępu. Młodych z Cekanowa namówił np. do upraw eksperymentalnych na małych poletkach i ta akcja tak się spodobała, że objęła cały powiat. W Cekanowie także założył młodzieżowy zespół muzyczny, wspierał miejscową straż pożarną – reprezentował ją w powiatowym zarządzie. Są źródła, które podają, że przygotował ludzi do założenia mleczarni, piekarni i sklepu wielobranżowego. Należał i do Okręgowego Towarzystwa Rolniczego, i do Związku Katolickiego, prezesował zarządowi powiatowego oddziału Związku Młodzieży Wiejskiej „Siew”.
Ale o mieście też nie zapominał. W Płocku działała Szkolna Rada Miejska, która organizowała dożywianie dla tysiąca najuboższych dzieci. Rzecz jasna działał w niej Leon Dorobek. Redagował też płocki miesięcznik nauczycielski „Pokłosie Szkolne”. Był jednym z założycieli Seminarium Nauczycielskiego i wiceprezesem Związku Nauczycielstwa Polskiego Ziemi Płockiej. Doprowadził nawet do reaktywacji Płockiego Towarzystwa Kolarskiego. Kiedy wrócił do Radziwia i zobaczył, ilu młodych jest tam bez pracy, planował założyć halę z maszynami rękodzielniczymi i w niej wszystkich zatrudnić. Zapewne udałoby mu się i to, niestety nie zdążył. Wybuchła wojna.
5 marca 1940 roku Niemcy rozstrzelali Leona Dorobka w lesie pod Łąckiem. Do końca wojny jego los był nieznany, po jej zakończeniu gajowy wskazał zbiorową mogiłę. Była ekshumacja, rozpoznano szczątki nauczyciela. Pochowano go w grobowcu rodzinnym na cmentarzu w Radziwiu, obok żony, która w czasie wojny została ranna w trakcie nalotu i zmarła w efekcie zakażenia.
Zapłatowa cytuje w swym opracowaniu ludzi, którzy go pamiętali. Mówili: „Dorobek to człowiek, który był dla nas wzorem i przykładem pracy dla dobra dziecka i odradzającej się Polski”, „Dorobek był wielkim człowiekiem, choć małego wzrostu”, „To wielki mówca, nawet w trudnych momentach nie tracił odwagi. Kiedy zaczęła się II wojna, mówił w Radziwiu: młodzi ludzie poszli na wojnę bronić Ojczyzny, a my będziemy pracować, musimy pracować, ażeby było co jeść, żeby wszystkim było dobrze”. W 1996 roku płocki oddział Związku Nauczycielstwa Polskiego zabiegał, by dawna „Jedynka”, potem SP nr 14 nosiła imię Leona Dorobka. Nie udało się, nauczycielowi poświęcono jednak tablicę wmurowaną w hol budynku w 110. rocznicę jego urodzin.
Szkoła Podstawowa nr 1 jest najstarszą działającą podstawówką w Płocku. Choć... wcale nie wygląda. Mieści się przy pasażu Vuka Karadžica, w parterowym budynku z oryginalnymi trójkątami na dachu.
– To projekt z lat 60., zdaje się jugosłowiański – wyjaśnia Elżbieta Sobiesiak. – Szkoła przez lata blisko współpracowała z tym krajem, dzieci jeździły na wymiany, patronował nam właśnie Vuk Karadžić, reformator języka serbsko-chorwackiego, przyjaciel Mickiewicza. A jak to się stało, że zawędrowaliśmy tu z Jachowicza?
W czasie wojny Niemcy zamknęli szkołę w alejach. W lasach łąckich wraz z Leonem Dorobkiem zginął Eugeniusz Gessek, jej ostatni przedwojenny dyrektor. Placówkę uruchomiono ponownie pod koniec stycznia 1945 r. Na jej czele stanął Stefan Pernej.
Na przełomie lat 50. i 60. „Jedynka” przeniosła się do nieistniejącego już budynku przy ul. Kolegialnej (dziś jest tam przychodnia medycyny pracy). Przy Jachowicza działało wtedy Studium Pedagogiczne, potem wydział inżynierii politechniki. A dziś budynek wzniesiony z inicjatywy Leona Dorobka służy Szkole Podstawowej nr 14.
– My zaś z Kolegialnej przenieśliśmy się na krótko na Jakubowskiego, w gościnne progi Szkoły Podstawowej nr 4. A w roku 1967 tu – do centrum. Wtedy była to po prostu ulica Królewiecka – wyjaśnia pani Elżbieta. – Budynek był niezwykle nowatorski, w kronice szkoły porównują go do szklanych domów, o których marzył Żeromski. Miał 16 pracowni, świetlicę, bibliotekę, salę gimnastyczną, stołówkę, gabinet lekarski. Klasy były pełne słońca.
Rok później szkole zmieniono patrona – z Jachowicza na Karadžica. Odbyło się to z wielką pompą, do szkoły przyjechał ambasador Jugosławii. Jednym z inicjatorów zmiany patrona był Franciszek Dorobek, bratanek Leona, znany i zasłużony dla miasta działacz oświatowy i kulturalny.
W roku 2005 szkoła otrzymała imię Braci Jeziorowskich.
– Czy czujemy się spadkobiercami stuletniej tradycji? Z pewnością, choć wydaje mi się, że czasy się zmieniły i ludzie w ogóle w większości już nie podchodzą do historii z takim pietyzmem, szacunkiem. Wielka szkoda – wzdycha Elżbieta Sobiesiak.
– O historii szkoły opowiemy na wielkiej imprezie jubileuszowej 12 kwietnia – zapowiada wicedyrektorka SP 1 Małgorzata Roszko. – Nie zdradzę jej szczegółów, ale będzie dużo śpiewu, tańca, muzyki. Wszystkie rekwizyty zrobiliśmy sami!
AKADEMIA OPOWIEŚCI. "Nieznani bohaterowie naszej niepodległości"
Historia Polski to nie tylko dzieje wielkich bitew i przelanej krwi. To również codzienny wysiłek zwykłych ludzi, którzy nie zginęli na wojnie. Mieli marzenia i energię, dzięki której zmieniali świat. Pod okupacją, zaborami, w czasach komunizmu, dzisiaj – zawsze byli wolni.
Każdy w polskiej rodzinie, wsi, miasteczku i mieście ma takiego bohatera: babcię, dziadka, nauczyciela, przyszywanego wujka, sąsiada. Jednych znaliśmy osobiście, innych – ze słyszenia. Opowiada się o nich anegdoty, wspomina ich z podziwem i sympatią.
Byli prawnikami, konstruktorami, nauczycielami, bywało też, że nie mieli żadnego zawodu. Uczyli, leczyli, tworzyli, wychowywali dzieci, budowali, projektowali. Dzięki nim mamy szkoły, biblioteki na wsi, związki zawodowe, gazety, wiersze, fabryki. Dawali innym ludziom przykład wolności, odwagi, pracowitości.
Bez nieznanych bohaterów – kobiet i mężczyzn – nie byłoby niepodległej Polski. Dzięki nim przetrwaliśmy.
Napiszcie o nich. Tak stworzymy pierwszą wielką prywatną historię ostatnich stu lat Polski. Opowieści zamiast pomników.
Regulamin akcji jest dostępny TUTAJ. Na wspomnienia o nieznanych bohaterach naszej niepodległości o objętości nie większej niż 8 tys. znaków (ze spacjami) czekamy do 15 sierpnia 2018 r. Można je przysyłać za pośrednictwem naszego FORMULARZA.
Najciekawsze teksty będą sukcesywnie publikowane na łamach „Gazety Wyborczej” (w tym jej dodatków, np. „Ale Historia”, „Magazyn Świąteczny”, „Duży Format” oraz w wydaniach lokalnych) lub w serwisach z grupy Wyborcza.pl. Nadesłane wspomnienia wezmą udział w konkursie, w którym jury wyłoni trzech zwycięzców oraz 80 osób wyróżnionych rocznymi prenumeratami Wyborcza.pl. Laureatów ogłosimy 5 listopada 2018 r.
Wszystkie komentarze