* O co chodzi w Akademii Opowieści?
* Wyślij zgłoszenie konkursowe
* Zapoznaj się z REGULAMINEM
Być może ruszyłem w stronę Arktyki z powodu złamanej ręki. Miałem pięć lat, byłem na wakacjach u cioci w Helenowie, przewróciłem się. Nastawione w łódzkim szpitalu kości nie chciały się zrosnąć. Rękę wielokrotnie łamano i składano, groziła mi amputacja, kolejne lata dzieliłem między dom, szpitale i sanatoria. Tam kilka razy usłyszałem, że rodzice już po mnie nie wrócą. Dorośli bywają okrutni. Rodzice oczywiście wracali, ale dawna bliskość już nie. Ojciec pracował w banku, mama była pielęgniarką. Gdy miałem kilkanaście lat, rozwiedli się, zostałem z tatą. Mieszkaliśmy w Połczynie-Zdroju.
O planach na życie dyskutowałem zazwyczaj sam ze sobą, a pomysły brałem głównie z książek. Jednym z nich była samotna podróż dookoła świata. Chciałem to zrobić jako najmłodszy człowiek na świecie. Żeby dowiedzieć się, jak ten świat wygląda, pisałem listy. Dzwoniłem do ambasady jakiegoś kraju, pytałem, jakie są u nich najpopularniejsze gazety. Potem pisałem do redakcji, że chciałbym poznać kogoś z ich kraju. W ten sposób miałem korespondentów w Kolumbii, Kanadzie, ZSRR, Hiszpanii, Wenezueli, Argentynie i wielu innych krajach. Nie znałem języków, więc listy tłumaczyli życzliwi ludzie.
Poza marzeniami o podróżach od zawsze ważny był dla mnie Bóg. Służyłem do mszy i żarliwie wierzyłem, po dziecięcemu. W czerwcu 1979 roku Jan Paweł II odprawiał mszę na Błoniach Gnieźnieńskich. Udało mi się stać bardzo blisko i przyglądać się, jak papież daje komunię. Nie pamiętam, co mówił, pamiętam doskonale działanie Ducha Świętego, którego rozlał między wiernych Jan Paweł II.
Miałem wtedy 15 lat. Wracając z mszy, frunąłem. Ten stan utrzymywał się przez parę dni, może nawet tygodni. Pierwszy raz czułem odwagę, która została ze mną na resztę życia.
Niedługo potem popłynąłem sam w rejs do Maroka. Oczywiście papież nie powiedział do mnie wprost: „Płyń”. Po prostu przestałem się bać. Miejsce na statku towarowym „Górnik” kupiłem za pieniądze zarobione na myciu samochodów. Rejs trwał miesiąc, płynęliśmy przez kanał La Manche, Zatokę Biskajską, Atlantyk. Dnie spędzałem na mostku z kapitanem i oficerami. Ruch statków był niewielki i pozwalano mi trzymać koło sterowe przez wiele godzin. W Maroku byliśmy koło tygodnia, zaprzyjaźniłem się z Arabami, którzy prowadzili koło portu kafejki i sklepy.
Marzyłem o pływaniu, ale zdałem na filozofię na Uniwersytecie Warszawskim. Chciałem zrozumieć, jak działa świat. Jako drugi kierunek zacząłem studiować fizykę, chodziłem też na zajęcia na wydziałach matematyki, biologii i chemii. Po trzecim roku poczułem, że niczego więcej się nie nauczę. Zrozumiałem, że jeśli zostanę, w najlepszym wypadku stanę się kolejną książką na półce. Gdy odchodziłem z uczelni, na tablicy ogłoszeń w czytelni zostawiłem kartkę z fragmentem wiersza Achmatowej „Samotność”, zaczynał się: „Tak mnogo kamniej broszeno w mienia / czto ni odin iz nich uże nie straszen” (Tylekroć we mnie rzucano kamieniem / że teraz ciosu czekam już bez trwogi).
Marek Kamiński: gwiżdżę na mróz!
Wróciło dziecięce marzenie, by opłynąć świat. Z przyjacielem z roku Jurkiem Andrzejukiem kupiliśmy w Pucku podniszczony jacht Carter 30 i przewieźliśmy go do Górek Zachodnich (dzielnica Gdańska), do Akademickiego Klubu Żeglarskiego.
Pewnego dnia zadzwonił telefon, ktoś przedstawił się jako kapitan Dubiel, opiekun żeglarzy, i zaprosił do budynku Służby Bezpieczeństwa. Powiedziałem, że jak chce ze mną rozmawiać, niech przyjdzie do klubu. Dzwonił jeszcze wiele razy, strasząc, że jacht nigdy nie wypłynie. Ale ja od tamtego popołudnia na Błoniach już się nie bałem, siła Ducha Świętego nie słabła. Po jakimś czasie kazano nam usunąć „Władimira Wysockiego”, nasz jacht, z hali klubu. Na placu obok udało się zbudować drewniany barak i tam wstawiliśmy jacht. Po kilku miesiącach skrobania, szlifowania i malowania był gotów. Mieliśmy dokumenty i certyfikaty, rejs był oficjalnie zgłoszony, a ja z patentem sternika mogłem być kapitanem. Gdy zwodowałem jacht, zjawił się kapitan Dubiel i ekipa z dźwigiem. Wyciągnęli go z wody. Nocą wsadziłem łódkę na przyczepę i zawiozłem do Kostrzyna nad Odrą, ale i tam nie wypuszczono mnie z rzecznego portu na granicy. Trzyletnia praca poszła na marne.
Był maj 1988, wróciłem do Gdańska, zostawiłem jacht i wyjechałem do Niemiec. Zatrzymałem się w Hamburgu, gdzie od paru miesięcy Jurek zarabiał na nasz rejs. Znałem dość dobrze niemiecki, więc zapisałem się na zajęcia w Instytucie Goethego. Rano pracowałem, potem szedłem na wykłady, złożyłem też papiery na filozofię na Uniwersytecie Hamburskim, studia zacząłem w październiku.
Marek Kamiński: Idę zdobyć mój trzeci biegun
Gdy w 1989 roku zaczął się Okrągły Stół, wróciłem. Założyliśmy z Jurkiem firmę. Plan był prosty: pół roku pracy, pół roku podróżowania. Jurek wybrał Atlantyk, ja myślałem o Spitsbergenie. Od kilku lat biegun przyciągał moją uwagę. Najpierw znajomy zachęcał, by zbudować stalowy jacht i wmrozić się w lody Arktyki. Potem poznałem alpinistę i podróżnika Michała Kochańczyka, który przemierzył na biegówkach Spitsbergen.
Po spotkaniach z ludźmi zostają zdania, w które wierzysz, które dają ci energię. I słowa cię budują.
W 1990 roku wyprawa na Spitsbergen kosztowała koło 200 dolarów, ja miałem tylko na bilety do Rosji. Poleciałem do Petersburga, stamtąd pociągiem Murmańska, dalej autostopem. Norwegowie, którzy mnie podwieźli, kupili mi bilet na samolot. Jak jesteś na swojej drodze, ona ci sprzyja.
Do polskiej bazy dostałem się helikopterem. Któregoś dnia, idąc przez lodowiec Hansa, spotkałem Wojtka Moskala, który wracał do stacji. Byłem w euforii: poznałem go! Oceanolog, badacz i podróżnik był wśród polarników postacią legendarną.
Wojtek zabrał mnie potem do chatki traperskiej, w jedną noc powiedzieliśmy sobie, o co chodzi w życiu. To wówczas Wojtek zaproponował, by razem pójść na Grenlandię. Zacząłem tym żyć, a on stał się dla mnie kluczem do rzeczywistości polarnej: albo z nim, albo z nikim.
Traktował mnie jak partnera, a miałem 26 lat i byłem nikim. Nie mówił: bierzemy to i tamto, ale pytał: student, jakie bierzemy rękawice?
To, co mu zawdzięczam, jest nie do przecenienia. Najważniejsza rzecz to traktowanie innych. On każdemu okazuje szacunek. Jest obdarzony niezwykłą uważnością. Ja taki nie byłem. Gdy przeszliśmy Grenlandię, nie krzyczał „jesteśmy wielcy”, tylko spokojnie mówił: „udało nam się”. Miałem tendencję, by uważać się za bohatera, on to tonował. Nauczył mnie, jak zachowywać się wobec mediów. Myślałem: „będę w telewizji, super!”, a on: „i co z tego”. Po jednej z wypraw zaprosił nas premier Józef Oleksy. Wojtek od razu odmówił: nie jego opcja polityczna. Ja pewnie bym poszedł, choć SLD to też nie moja bajka.
Gdy go spotkałem, nie wiedziałem: co będzie z moim życiem? Dopiero po wyprawie na biegun zobaczyłem, że moje wybory miały sens.
Dzięki niemu nie próbuję nikogo udawać. I prawie w każdej książce piszę, jak jestem mu wdzięczny. Przyjaźnimy się i nigdy się nie zdradziliśmy. Jest jedną z niewielu osób, z którą się nie pokłóciłem.
Dużo razem przeżyliśmy. W czasie wyprawy na biegun Wojtek wszedł na lodowy most spinający dwie kry i gdy był blisko krawędzi zrobił grzybka, uratował się, bo w ostatniej chwili skoczył na krę. Ja z kolei zapadłem się – pękł lód. Cudem wydostałem się na powierzchnię.
Gdyby nie Wojtek, nigdy nie zdobyłbym biegunów. Przy pokonywaniu trudności pewnie zużyłbym całą energię i nigdzie nie doszedł. Wojtek miał doświadczenia, a ja na początku drogi za darmo dostałem całą jego mądrość.
Stałeś się dzięki niemu lepszy, mądrzejszy, bardziej wartościowy. Kim on jest, co dla ciebie znaczy? Opowiedz nam o nim, razem napiszmy jego historię. Może to właśnie twój bohater będzie tak interesujący, że pozna go cała Polska. Aby pomóc w pracy nad waszymi opowieściami, ruszamy w Polskę, by uczyć pisania. Chcemy bohaterów z krwi i kości. Takich, o jakich milczą podręczniki, a przecież dla was najważniejszych. Nasi dziennikarze Mariusz Szczygieł, Michał Nogaś i Włodzimierz Nowak zapraszają
na warsztaty Akademii.
Serwis: AKADEMIA OPOWIEŚCI
Prace do 8 tys. znaków przyjmujemy do 31 marca 2017 r. I nagroda będzie miała wartość 5 tys. zł, II – 3 tys. zł, III – 2 tys. zł
Wszystkie komentarze