Natalia Letwienienko wierzyła we mnie, dostrzegła potencjał w tej młodej, czasem rozchwianej emocjonalnej dziewczynie, której poczucie wartości nie było specjalnie wysokie. To Natalia przekonała mnie, żebym poszła na studia, zmotywowała mnie do tego kroku, choć sama nie bardzo wierzyłam, że mi się uda. A jednak się udało - mówi Natalia Kovalyshyna, Ukrainka z Żytomierza, która od ponad dwóch lat mieszka w Gdańsku.

* O co chodzi w Akademii Opowieści?

* Wyślij zgłoszenie konkursowe

* Zapoznaj się z REGULAMINEM

Każdy człowiek, którego spotykam w swoim życiu - czy to na długo, czy na krótko - zostawia po sobie jakiś ślad. Niektóre z tych śladów chciałabym pamiętać zawsze, o niektórych zapomnieć - wiadomo, pewnie z każdym tak jest.

Ślady, o których będę myśleć zawsze z czułością i tęsknotą, odcisnęła w moim sercu moja rodzina, szczególnie mama i siostry. Mam je dwie, obie starsze - jedna o osiem lat, druga o dwanaście - ta najstarsza, Tatiana była dla mnie jak druga mama. Opiekowała się mną, nauczyła mnóstwa rzeczy. To ona pokazała mi, jak trzymać w ręku igłę - nauczyła szyć ubranka dla lalek, dziergać dla nich sweterki i szaliczki. Zawsze twórcza i pełna wyobraźni - kiedyś pocięła futro mamy po to, żeby uszyć zimowy strój dla mojej ulubionej lalki (śmiech). A kiedy w domu był remont, czerwoną farbą do podłogi przemalowała białe buty mamy - bo nie podobał jej się ten kolor. Myślę, że to dzięki niej na poważnie zajęłam się haftem, podobnie jak nasza średnia siostra. Skończyłam szkołę zawodową w tym kierunku, pracowałam w Centrum Twórczości Młodzieży, gdzie dawałam lekcje haftu, zostałam też uhonorowana tytułem Ukraińskiego Mistrza Twórczości Ludowej. Znam więcej niż sto technik hafciarskich. Za znaczący wkład w rozwój sztuki ludowej Ministerstwo Kultury Ukrainy nagrodziło mnie grawerowanym imiennie zegarkiem, u nas to bardzo duże wyróżnienie. Do dziś, jeśli tylko mam czas, zajmuję się haftem.

Ona ma siłę

W dorosłym życiu Tatiana była i jest dzielna, niezależna, mocna. Sama, bez męża, wychowała dwójkę dzieci, dużo przeżyła - i nie zawsze były to dobre rzeczy. Ale nigdy nie słyszałam od niej słowa skargi, narzekania, biadolenia - choć naprawdę miałaby nieraz ku temu powody. Tę jej siłę przypominam sobie za każdym razem, gdy mnie jest ciężko. Na przykład kiedy latem 2014 r. z powodów politycznych musiałam z młodszym synem opuścić Ukrainę. Miałam 10 dni na to, by wyrobić paszport, spakować najpotrzebniejsze rzeczy, pożegnać się z rodzicami i starszym, pełnoletnim już synem, z rodzinnym Żytomierzem. Przyjechaliśmy do Polski - niby blisko i kultura podobna, ale dla kogoś, kto nigdy wcześniej nie był za granicą, nie znał języka, nie miał pojęcia, gdzie tu mieszkać i za co żyć, nie było tak łatwo.

Najpierw zatrzymaliśmy się w Warszawie, po dwóch miesiącach przeprowadziliśmy się do Gdańska. Stopniowo znalazłam mieszkanie, pracę - fizyczną, wiadomo: sprzątanie, zmywanie; dziś opiekuję się dziećmi. Syn chodzi do szkoły, świetnie sobie radzi. Trenuje piłkę nożną w Akademii Sportowej Pomorze - jestem z niego bardzo dumna. Ja też znalazłam dla siebie miejsce. Działam w gdańskim Centrum Wsparcia Imigrantów i Imigrantek jako asystentka pobytowa - opiekuję się kobietami w kryzysie. Pracowałam przy tworzeniu Modelu Integracji Imigrantów, jestem też członkinią gdańskiej Rady Imigrantów i Imigrantek.

A wracając do osoby, która miała największy wpływ na moje życie - to Natalia Letwienienko. Poznałam ją, kiedy zaczęłam pracować jako nauczycielka haftu (ręcznego i maszynowego) w przyfabrycznej szkole zawodowej dla tkaczek, włókniarek, krawcowych. Miałam wtedy 21 lat, byłam świeżo po tej właśnie szkole. Trafiła mi się ostatnia klasa, uczennice miały po 17 lat. Zawsze byłam drobna i niewysoka, wyglądałam jak one. Oczywiście, że się stresowałam - sama dopiero co skończyłam szkołę, a teraz mam uczyć innych. Natalia była w tej szkole wicedyrektorką. Z wykształcenia fizyczka, tutaj zajmowała się organizacją szkolnych imprez kulturalnych - pisała scenariusze spektakli, koncertów (dla siebie pisała też przepiękne wiersze); do niej należało także wychowanie uczniów.

Od pierwszej chwili ją polubiłam. Jakieś 10-15 lat ode mnie starsza, szczuplutka i nieduża jak ja. Ale w przeciwieństwie do mnie - osoby niezbyt pewnej siebie, rzadko się uśmiechającej, bardzo emocjonalnej i nieraz tym emocjom ulegającej - Natalia promieniała uśmiechem i spokojem. Choć jej praca - jak każda praca z ludźmi - dawała nierzadko powody do zdenerwowania, Natalia nigdy nie podnosiła głosu. Gdy zwracała nam, nauczycielom, uwagę, robiła to w sposób rzeczowy i kulturalny, nawet początkujący - jak ja - nie czuli się przez to gorzej.

Bardzo mi imponowała. Najbardziej opanowaniem i równowagą ducha; chciałam być taka jak ona.

Być jak Scartlett

Ale najważniejsze było to, że Natalia Letwienienko we mnie wierzyła, że dostrzegła potencjał w tej młodej, czasem rozchwianej emocjonalnej dziewczynie, której poczucie wartości nie było specjalnie wysokie. To Natalia przekonała mnie, żebym poszła na studia, zmotywowała mnie do tego kroku, choć sama nie bardzo wierzyłam, że mi się uda. A jednak się udało. Zaocznie skończyłam filologię ukraińską. Po siedmiu latach uczenia haftu, kiedy przenieśliśmy się z rodziną na wieś, zostałam w tamtejszej szkole nauczycielką ukraińskiego. Bez skończonych studiów nie mogłabym tego zrobić.

Od Natalii nauczyłam się też tego, że to właśnie rodzina jest najważniejsza. Praca jest taka albo inna - dziś, w Polsce szczególnie się o tym przekonuję, pracę można mieć, można też ją stracić, ale jak człowiek chce, zawsze znajdzie inne zajęcie. A rodzina jest jedna. Świadomość tego bywa jednak bolesna. Już ponad dwa lata nie widziałam moich bliskich, na święta też się nie spotkaliśmy. Nie mogę wrócić na Ukrainę, dla nich natomiast taka podróż jest zbyt kosztowna. Pozostaje nam Skype, widzenie się poprzez kamerkę, zdjęcia. Na co dzień o tym nie myślę, nie ma na to czasu. Ale taki moment jak przed świętami jest bardzo trudny. Tak bym chciała objąć starszego syna; to, że ma 21 lat, nie zmienia faktu, że bardzo za nim tęsknię. Pamiętam jednak o tym, czego nauczyłam się od Tatiany i Natalii, ich poczucie siły i niezależności. Wiem też, że wiele osób ma znacznie trudniej niż ja. I przypominam sobie ulubione książki z dzieciństwa. Jedną z nich jest "Przeminęło z wiatrem" z dzielną, upartą Scarlett w roli głównej. Dla niej nie było sytuacji bez wyjścia. To zawsze mi pomaga.

***

„Akademia Opowieści” to wielkie przedsięwzięcie mediów związanych z „Gazetą Wyborczą”.

Organizujemy spotkania i warsztaty w kilkunastu polskich miastach, publikujemy artykuły w prasie, proponujemy wam filmy i opowieści w specjalnym serwisie: jesteśmy obecni w mediach społecznościowych.

I wszystko po to, żebyście dali się namówić do udziału w konkursie na opowieść „Najważniejszy człowiek w moim życiu”.

Wasze prace zbieramy do północy 31 marca br. Śpieszcie się, bo czasu zostało niewiele!

Mamy nadzieję, że nagrody pieniężne będą dla was dodatkową motywacją.

I nagroda będzie miała wartość 5 tys. zł, II – 3 tys. zł, III – 2 tys. zł.

Cz111ego szukamy? Opowieści, które nas uwiodą. Bohaterów z krwi i kości. Takich, o których milczą podręczniki. Może to właśnie najważniejszy człowiek w waszym życiu zasługuje na to, by poznała go cała Polska. I dzięki wam znajdzie swoje miejsce w historii. Dajcie mu szansę.

Szczegóły akcji i formularz zgłoszeń do konkursu: Akademia Opowieści.

Komentarze