Kłóciliśmy się o muzykę. Dziadek zachwalał Moniuszkę, bo polski i patriotyczny. Ja wolałam Mozarta.

* O co chodzi w Akademii Opowieści?

* Wyślij zgłoszenie konkursowe

* Zapoznaj się z REGULAMINEM

Golił się brzytwą. Miała żółtą rączkę. Lubiłam obserwować, jak ostrzył ją na rozciągniętym pasku i jak otwierał podłużne brązowe pudełko i wyjmował pędzel i mydło w kostce, potrzebne do zrobienia piany. Z pudełka unosił się mdławy zapach, ale dla mnie to wszystko było jakieś magiczne, inne niż w domu z tatą, użytkownikiem maszynki do golenia. Dlaczego dziadek używał brzytwy? W latach 80. w Polsce brakowało nawet żyletek, ale chyba nie to było powodem. Nie, dziadek nie był twardzielem. Wyniósł to z przedwojnia, domyślam się, że z wojska, w którym służył jako podoficer piechoty i muzyk w pułkowej orkiestrze, w której grał na klarnecie i na skrzypcach.

Do Bytomia, gdzie mieszkali rodzice mojej mamy, przyjeżdżałam na święta, ferie i wakacje. Dziadek Roman i babcia Ludmiła pochodzili z Cieszyńskiego, na Górny Śląsk przybyli tuż po wojnie, gdy dziadek dostał pracę w Operze Śląskiej w Bytomiu jako koncertmistrz drugich skrzypiec. W poniemieckiej kamienicy mieli dwupokojowe mieszkanie z kuchnią. W stołowym urzędował dziadek. Tam były książki, nuty, pianino i adapter. W kuchni, gdzie na ogół przebywała babcia, cały czas coś bulgotało - a to na gazie, a to w kranie - w radiu śpiewały Sośnicka, Rodowicz i Majewska, a babcia rozpamiętywała życie z dziadkiem. Mieli czworo dzieci, ale wolała opowiadać o kłótniach, np. o tej, gdy ze złości rozsypała cały cukier po całej podłodze. „A on nosił takie lśniące buty z cholewą, wojskowe, i jak chodził po mieszkaniu, to mu ten cukier chrzęścił pod nogami” - babcia miała wyczucie dramaturgii. I chyba dar opowiadania, bo bardzo lubiłam jej słuchać, choć z perspektywy czasu widzę, że bywała złośliwa. Dziś wydaje mi się, że non stop gotowała i stała przy kuchni, przez cały czas rozmawiając z moją haftującą lub szydełkującą mamą. Ja, trochę się nudząc, czytałam wtedy stare numery „Przekroju” i „Panoramy” piętrzące się na starej maszynie do szycia marki Singer, a potem wychodziłam z kuchni w chłód przedpokoju i zmierzałam do stołowego - do dziadka.

Graliśmy sobie w warcaby, ale częściej dziadek komponował przy wielkim stole. Maczał stalówkę w szklanym kałamarzu i stawiał nuty na papierze w pięciolinię. Siadałam naprzeciwko niego i nie spuszczałam zeń wzroku. Miałam może z 10 lat. Dziadek na emeryturze dorabiał sobie, komponując marsze i inne drobne utwory dla kopalnianych orkiestr, które potem grały je w muszli koncertowej w parku miejskim. Raz nawet byłam na takim koncercie. Marsze były fajne, ale nie pobudzały mojej wyobraźni tak jak opery, o których za chwilę. Natomiast też chciałam mieć pióro, więc mama kupiła mi w Katowicach obsadkę, zapas stalówek i kolorowe tusze. Do pisania i do rysowania, bo cały czas coś rysowałam albo pisałam, a z książką szłam nawet do łazienki. Dziadek dużo czytał. Więc ja też. Jak tylko przyjeżdżałam do dziadków, zaraz szłam do ich sypialni i przeglądałam nowe książki leżące na nocnej szafce obok radia. Wszystko było o wojnie. Niepotrzebnie oglądałam te fotografie: sceny rozstrzeliwań, twarze esesmanów, migawki z bitew II wojny światowej… Dziadek zapisał mnie do biblioteki, do której sam należał, po nowe książki chodziliśmy więc razem. Tak samo jak dziadek układałam je na stoliku przy łóżku, jedną przy drugiej, jak na wystawie (jak dziadek). Co tam było? „Duch Białowieży” Aleksandra Omilianowicza o sowieckim odpowiedniku kapitana Klossa, „Kawa po turecku, czyli niezwykłe przygody imć pana Jerzego Franciszka Kulczyckiego pod Wiedniem” i znaleziony w szafie w przedpokoju „Przewodnik operowy” Józefa Kańskiego z fotosami z przedstawień.

Dziadek wolał, żebym ćwiczyła na skrzypcach i jako trzecie pokolenie muzyków kontynuowała rodzinną tradycję. Wiem, że kochał operę. Mam to po nim. Od niego pierwszy raz usłyszałam o Bogdanie Paprockim, wielkim polskim tenorze, który zaczynał karierę w Bytomiu, o Adamie Didurze, światowej sławy basie, dyrektorze Opery Śląskiej. Dziadek znał ich osobiście, bo przecież był muzykiem w operowej orkiestrze. To z dziadkiem pierwszy raz posłuchałam z płyt IV Symfonii Brahmsa, suity „Arlezjanka” Bizeta, którą dziadek uwielbiał, i walców Johanna Straussa. To za sprawą dziadka przeżyłam swoją pierwszą muzyczną miłość - do oper Giuseppe Verdiego. „Rigoletto”, „Traviata”, „Bal maskowy”, „Aida”. „Wszystko to grałem” - mówił dziadek, a mnie czar tej muzyki pochłonął całkowicie. Te historie o złamanych sercach lub miłości aż po grób… Ale nie chodziło o nie, tylko o pełne powabu melodie i oszałamiające harmonie. W ogóle nie czułam, że jest to muzyka, która powstała ponad sto lat wcześniej, że to jest stare, archaiczne, niewspółczesne. Czysty zachwyt. I z tego zachwytu narysowałam wielki portret Verdiego, ołówkową kopię jego zdjęcia.

Kłóciliśmy się o muzykę. Dziadek zachwalał Moniuszkę, bo polski i patriotyczny. Ja wolałam Mozarta. „U Mozarta nutki jak perełki, ale głębi mało” - oponował dziadek, a ja się wkurzałam, bo Mozart piękny. Na Moniuszkę zaś prychałam, że nuda narodowa. „Przecież nie będę się zachwycać jakąś muzyką tylko dlatego, że jest polska” - broniłam się.

Któregoś dnia dał mi jednak nuty: Koncert skrzypcowy A-dur Mozarta. „Aniu, chciałbym, żebyś zagrała ten koncert na dyplom”. Zagrałam. Dziadek już wtedy nie żył i nie mogłam mu puścić płyty z cudownym nagraniem Anne-Sophie Mutter, które stało się dla mnie wzorem. Ciekawe, co by o nim powiedział.

No cóż, dziadek po prostu bardzo nie lubił Niemców. Do tego stopnia, że po wojnie zmienił imię: z Rudolfa stał się Romanem. Trzy lata siedział w obozie jenieckim. Wiedzieli z babcią, co działo się w Oświęcimiu. Kiedyś wyjęłam z jej starej torebki zdjęcie w kolorze sepii. Babcia młoda i pociągająca w otoczeniu trzech miłych koleżanek. Kim były? „Moje koleżanki ze szkoły. Żydówki. Wszystkie zginęły”. Nie mogłam tego pojąć. Byłam wstrząśnięta: gdy one patrzyły na mnie z fotografii, nie wiedziały jeszcze, co je czeka, natomiast ja już wiedziałam, co je spotkało.

Moniuszko miał być pewnie antidotum na te wszystkie przeżycia. A jednak dziadek żył otoczony niemczyzną - w poniemieckiej kamienicy, wśród mebli po Niemcach, w których trzymał nuty z lipskiego wydawnictwa Peters, w zbudowanym przez Niemców pięknym mieście. Bytom, mimo że zniszczony rabunkowym wydobyciem węgla, zachwycał mnie tak bardzo, że niechętnie wracałam do szarej Warszawy, gdzie był tylko Pałac Kultury i bloki. Komunistyczna Polska bardzo mi się nie podobała, ale dziadek uważał, że kraj zawdzięcza wolność Rosjanom, więc należy się wdzięczność. Czyli niewola? Intuicyjnie czułam, że to jest źle, i powtarzałam mu, że to musi się skończyć.

Mówił ironicznie: „Chameryka”. Ubolewał, że jego młodsza córka, a moja ciotka, Bogumiła, skrzypaczka jak jej ojciec, wyjechała do Stanów Zjednoczonych. „Wykształciła się na koszt państwa, powinna zostać w kraju” - upierał się. Tak było łatwiej powiedzieć, niż przyznać, że tęskni.

Ciotka po studiach w katowickiej Akademii Muzycznej grała w Filharmonii Śląskiej. Po wielu latach powiedziała mi, że gdyby została w Polsce, to by się rozpiła. „Wszyscy pili wódkę, po każdym koncercie, przy każdej okazji i bez okazji”. Czmychnęła do Wenezueli, a stamtąd na Florydę, żeby pracować jako koncertmistrz w Miami City Ballet.

Dziadek chyba nigdy nie wyjechał za granicę, może do Czech. Ale to od niego dostałam globus na urodziny i mogłam oglądać z tęsknotą tę Amerykę, w której mieszkała ciocia, której prawie nie znałam. To był porządny, wielki globus, a nie takie małe globusiki, które mieli w swoich domach moi kumple z klasy. Mam go do dziś.

***
AKADEMIA OPOWIEŚCI. KONKURS Z NAGRODAMI

Kim jest najważniejszy człowiek w twoim życiu?
Stałeś się dzięki niemu lepszy, mądrzejszy, bardziej wartościowy? Kim on jest, co dla ciebie znaczy?

Opowiedz nam o nim, razem napiszmy jego historię. Może to właśnie twój bohater będzie tak interesujący, że pozna go cała Polska. Daj mu szansę, zasługuje na to.

Aby pomóc w pracy nad waszymi opowieściami, wyruszamy w Polskę, by uczyć pisania. Chcemy bohaterów pełnych życia, z krwi i kości. Takich, o jakich milczą podręczniki, a przecież dla was najważniejszych. Nasi dziennikarze Mariusz Szczygieł, Michał Nogaś i Włodzimierz Nowak zapraszają na warsztaty Akademii i poświęcą waszym opowieściom dużo więcej czasu niż akademicki kwadrans.

Serwis: Akademia Opowieści

Prace do 8 tys. znaków przyjmujemy do 31 marca 2017 r. I nagroda będzie miała wartość 5 tys. zł, II – 3 tys. zł, III – 2 tys. zł

Komentarze