AKADEMIA OPOWIEŚCI. On mi otworzył jakąś klapkę w mózgu i doprowadził w życiu do pięknych sytuacji. On - prawdziwy i dwie inne, fikcyjne postaci.Raper L.U.C opowiada o najważniejszej osobie w jego życiu.

* Czym jest Akademia Opowieści?

* Wyślij zgłoszenie konkursowe

* Zapoznaj się z regulaminem

Nie chciałbym, żeby przez tę opowieść ktokolwiek z moich bliskich poczuł się pominięty. W końcu każdy, kto staje na mojej drodze, jest ważny i w każdym człowieku staram się odnaleźć coś wartościowego. Mam wiele autorytetów, na różnych płaszczyznach.

Rodzice - wiadomo, że są najważniejsi. Przyjaciele - jest ich sporo, naprawdę różnych i są wspaniali. Kobiety – ooo, to wielki, niezgłębiony temat (śmiech). Zawsze fascynował mnie Spiderman. Tak, tak, proszę się nie śmiać, to moja ukochana postać z komiksu. Nie tylko dlatego, że fruwał na pajęczynie między wieżowcami Nowego Jorku. Przede wszystkim dlatego, że wykorzystywał swoją moc, by pomagać innym. To mnie motywuje. Również przy kolejnych płytach, bo chcę, żeby pomagały ludziom, żeby niosły jakieś wartości. To ważne w tym świecie płytkim już chyba tak jak refreny disco polo.

Ale do opowieści o najważniejszym człowieku mojego życia wybiorę kogoś z „tu i teraz”. Kto okazał się dla mnie ważny akurat dziś, kiedy o tym rozmawiamy. Bo wywarł na mnie wielkie wrażenie, mocno zmienił moje życie i jego flow.

Akademia Opowieści: Prof. Włodzimierz Jarmundowicz i dr Paweł Tabakow

Wybieram "tu i teraz"

„Potęgę teraźniejszość” Eckharta Tolle’a polecił mi najpierw jeden przyjaciel, potem drugi, w końcu co najmniej z pięć osób namawiało mnie do jej przeczytania. Czytałem długo, średnio stronę dziennie. Nie będę tu próbował wykładać przemyśleń Tolle’a, ale ogólnie chodzi o docenienie teraźniejszości.

Tolle był depresyjny. Zastanawiał się, jak sobie z tym poradzić. Dlaczego jego jestestwo jest tak trudne? Dlaczego jego własne myśli wciągają go w coraz mroczniejsze labirynty? Aż pewnej nocy doznał olśnienia - wiem, wiem, może to i śmiesznie brzmi, ale tak tę sytuację Tolle opisuje. W każdym razie dotarło do niego, że za wszystko, co się z nim dzieje, odpowiada jego umysł. To umysł funduje mu te wszystkie jazdy, podczas gdy on jako ludzka istota jest w sumie pogodny i czysty. Tolle’a tak to odkrycie podniosło na duchu, że praktycznie już następnego dnia jego depresja odeszła. Wystarczyło, że uświadomił sobie rozdzielność z własnym umysłem i przestał się z nim utożsamiać. I ta myśl na mnie mocno podziałała. Oczywiście - chodzi o trening i pracę z własnym umysłem - ale taką naprawdę motywującą oraz inspirującą. Takie Zen przydatne w każdej chwili życia.

Zanim jednak Tolle dotarł do mnie z tym swoim Zen...

Tracę grawitację

Eckhart Tolle przytrafił mi się kilka lat temu, kiedy bardzo przeżywałem stratę bliskiej kobiety. Rozpadła się moja ważna relacja, która trwała od liceum, całe 15 lat. Niby rozeszliśmy się pokojowo, niby wiedziałem, że tak miało być, ale bolało. Bo nasz związek był silny jak cesarstwo rzymskie, jak panteon. Gdy kruszyła się jedna kolumna, inne podtrzymywały konstrukcję, ale kiedy posypało się kilka filarów naraz, nie było już dla nas ratunku.

To było strasznie trudne, bo miłość, bo ideał, że się z kimś będzie do końca życia, bo załamały się fundamentalne wartości. To jakby przestała działać grawitacja.
Moja eks bardzo szybko założyła nową rodzinę. To chyba największy szok, jaki może przeżyć kochający mężczyzna. Nawet nie wiedziałem, że mnie tak mocno dotknie, widać słabo siebie znałem. Niby miałem wszystko – fanów, karierę, grałem dużo koncertów, mogłem sobie jeździć na deskę w połowie tygodnia - a jednak wszystko stało się jakieś szare.

Zostałem totalnie sam, z tą muzyką i rozpędzoną jak bolid karierą, ale w pustym domu. Potem doszły kredyty, obciążenia, by utrzymać studio, i inne takie bardziej przyziemne problemy.

Pomagała mi tylko jazda na rowerze po górskich klifach i zboczach, kiedy mój mózg skupiał się wyłącznie na tym, żeby mnie nie zabić. Zacząłem mocno przekraczać linie ryzyka.

Wpadam we własną zapadnię

No i zaczęły się wypadki. Takie absurdalne, ale groźne. Na przykład – jeździłem rowerem wyczynowo po górach, gdzie jeden ruch kierownicą i można było polecieć w przepaść, ale rękę złamałem na głupim murku, na planie teledysku. Dwa tygodnie później grałem prestiżowy koncert. Za kulisami Ula Dudziak, Leszek Możdżer, Vienio, Motion Trio, Buka, czyli wielki zaszczyt dla mnie. Bilety wyprzedane, słowem - zawodowy hajp. Powymyślałem sobie na scenie zapadnie: jedna jechała w górę, druga w dół a ja miałem po tym biegać. No więc biegnę do przodu, reflektory w oczy, nic nie widzę - a tu dziura na cztery metry. I łubudu, lecę na złamanie karku.

Trzeba to sobie tak przedstawić: wielki sukces, blask reflektorów na mnie, wspaniałe nazwiska, które mają ze mną grać... Mija sekunda, a ja leżę sam w karetce z przetrąconym kręgosłupem i podejrzeniem krwiaka w mózgu. Dziura, czaaarna dziura.

Czułem się tak, jakbym wyczerpał limit dostępnego mi szczęścia. Zaczęły we mnie jakieś demony włazić jak te czarne zjawy w Harrym Potterze, takie „voldemorty”. Wtedy właśnie przyjaciel wcisnął mi do ręki Tolle’a.

Chwytam się uduchowionego Niemca

I tak pojawił się w moim życiu ten niepozorny, uduchowiony Niemiec Eckhart Tolle. Biorąc pod uwagę historię naszych sąsiadów zza Odry i ruchy myślowe, które się tam wykluły, a doprowadziły do tragedii typu II wojna światowa, to dla mnie dziwne. Jako Polak, wychowany w Zielonej Górze, tuż przy granicy polsko-niemieckiej, nie sądziłem, że to właśnie Niemiec przyjdzie mi z pomocą (śmiech).

Zacząłem jednak czytać jego książkę. I dotarło do mnie, że sam pisałem, choć mniej udanie na pierwszym albumie "Planet L.U.C" - że to my decydujemy w 90 proc. o własnym szczęściu. Z tą różnicą, że myślałem tak: kluczem jest pozytywne nastrajanie umysłu. A Toll mi wskazał, że chodzi bardziej o umiejętność wyzwalania się od umysłu.

Dzięki tej lekturze zacząłem lepiej sobie radzić ze smutkiem, samotnością i złymi emocjami. Teraz, kiedy tylko mój umysł zaczyna dołować i fikać - myślę o Eckharcie Tolle’u. I udaje mi się przepracować przeszłość, nie martwić się przyszłością, żyć tym, co dostaję „tu i teraz”.

Pamiętam dobrze pierwszy test, który przeszedłem już jako uczeń Tolle'a. Po traumie rozstania, kilka miesięcy po rozwodzie, pojechałem z rowerem na Maderę - enduro i offroad bardzo mi pomagały zapomnieć. I ci się okazało? Ona też tam przyjechała. Dokładnie do tej samej miejscowości i w tym samym czasie. I była wysoko w ciąży.

Wybuchły we mnie ekstremalne emocje, bo spotkaliśmy się na obiedzie z jej rodzicami i przez chwilę było jak dawniej - nadal się uwielbialiśmy. Z tą różnicą, że ona nosiła dzieci, i to dwójkę dzieci, innego mężczyzny. Wszystko wydało mi się jakąś koszmarną iluzją.

Wtedy za wskazówkami Tolle'a zaakceptowałem wspomnienia. Porzuciłem lęki o przyszłość - o to, że zostanę sam i może już nigdy nikogo sobie nie znajdę. Skupiłem się na czystej przyjemności spędzania czasu z nią - zabrałem nad wodospad, podawałem rękę, żeby sobie nie zrobiła krzywdy. Zorganizowałem podwózkę, gdy było jej ciężko.

Kiedy wyjechała, potrafiłem znowu się skupić na teraźniejszości - na pięknej pogodzie i na rowerze.

Zamiast się smucić, cieszyłem się tymi chwilami - małymi rzeczami - uważnością, tym, co mam dobrego tu i teraz.

Celebruję życie

Dziś mam nową relację - wspaniałą kobietę! Od niej też się wiele uczę. A dzięki Eckhartowi Tolle'owi jestem silniejszym człowiekiem. I to dzięki niemu byłem w stanie rozpocząć budowę Rebel Babel Ensemble. Jestem teraz w stanie przyjmować dużo większe stresy niż dawniej i nie niszczy mnie to. Zarządzam dużymi zespołami, orkiestrami, setkami muzyków: np. w Toruniu graliśmy z 10 orkiestrami naraz, a to jest przecież aż 300 muzyków! Do tego potrzebny jest zen - duży spokój i dystans.

Od Tolle’a nauczyłem się celebrować życie. Zawsze celebrowałem, ale teraz robię to bardziej świadomie. On miał takie momenty, że np. dwa lata spędził, rozmyślając na ławce w parku. Przypomniało mi się to, kiedy na Maderze też siedziałem na ławce, kontemplując całymi godzinami. Słuchałem ptaków i czułem się bardzo szczęśliwy. Bo ważny jest też pewien rodzaj wyzwolenia, otwarcia się, umiejętność powiedzenia sobie „stop” - mam czas dla siebie, nie tylko dla swoich ambicji, projektów, pracy, zawodu.

Jak to wpływa na moją pracę? No właśnie, moja praca naraża na ekstremalne uczucia. To nie jest żadne „tu i teraz”, o nie. Są momenty entuzjazmu, kiedy gra się koncert, wychodzi świetnie, są tysiące ludzi. A potem nagle robisz płytę, a płyty się dziś nie sprzedają, więc pojawia się frustracja. Albo klipy - jeden staje się wielomilionowym hitem, a drugi wykręca marne wyniki. Do tego, kiedy wychodzisz za mocno na świecznik, zaczynasz być promowany, od razu zlatują się hejterzy i próbują ci wsadzić kij w szprychy.

Ale spoko. Bo Tolle otworzył mi jakąś klapkę w mózgu. Teraz nie poddaję się tak łatwo emocjom. Zamiast się kłócić o coś - "staję" jakby obok siebie i oceniam sytuację z dystansu. Oczywiście do mnicha mi jeszcze daleko (śmiech). Ale to mi pomaga iść do przodu, to jest dla mnie wielka rzecz.

Tak - bywam spokojny, nawet wyciszony, to prawda. Ale to mi pomaga radzić sobie z negatywnymi informacjami, które spływają codziennie, kiedy wojuję na wielu frontach. Co prawda nie napisałem ostatnio płyty „na emocjach” - projekt Rebel Babel Ensemble to taka publicystyka bardziej i kontemplacja radości, miłości i spokoju właśnie. Ale napisałem też utwór „Tinderelation” - bo relacje między ludźmi nadal są dla mnie ważne. Natomiast nie mam czegoś takiego, żeby mnie ten spokój zblokował. Mam jednak z tego Eckharta same plusy.

Trzech panów, dwóch fikcyjnych

Na koniec chcę jeszcze powiedzieć, że cała ta historia z Tolle'em wiąże mi się z ławką i jeszcze jedną bardzo ważną dla mnie postacią - to Forest Gump. Bardzo polubiłem ten jego naiwny entuzjazm, odnalazłem go w sobie i postanowiłem chronić całe życie jak stróż bitego BMW. Gdybym tego nie zrobił, po hejtach albo ludziach, którzy wystawiali mnie do wiatru, byłbym dziś pewnie sfrustrowanym, nieufnym i niemiłym gościem.

Staram się zawsze przed samym sobą grać trochę głupszego, niż jestem. Odkładam inteligentne emocje i doświadczenia, które niby mają mnie chronić, tymczasem szkodzą, bo prowadzą do stereotypowych zachowań. Kiedy ktoś mnie próbuje usztywnić - bo „ten cię wykorzysta” albo „tamten cię zrobi w konia” - to celowo wpuszczam się w taką naiwną „głupotę”.

Trochę błaznuję i to mi pomaga w życiu oraz doprowadza do wielu pozytywnych momentów. Bo jak inaczej nazwać sytuację, w której budujemy otwarty, największy big band Europy - Rebel Babel oparty wyłącznie na otwartości i zaufaniu? Lecimy na tym i gramy koncerty w Lizbonie, w Pradze, w Barcelonie, Madrycie. I do takich oto pięknych sytuacji doprowadziły mnie te trzy postaci - Eckhart Tolle i dwie fikcyjne, a każda w sumie z innej bajki.

AKADEMIA OPOWIEŚCI. KONKURS Z NAGRODAMI

Kim jest najważniejszy człowiek w twoim życiu?

Stałeś się dzięki niemu lepszy, mądrzejszy, bardziej wartościowy. Kim on jest, co dla ciebie znaczy?

Opowiedz nam o nim, razem napiszmy jego historię. Może to właśnie twój bohater będzie tak interesujący, że pozna go cała Polska. Daj mu szansę, zasługuje na to.

Aby pomóc w pracy nad waszymi opowieściami, wyruszamy w Polskę, by uczyć pisania. Chcemy bohaterów pełnych życia, z krwi i kości. Takich, o jakich milczą podręczniki, a przecież dla was najważniejszych. Nasi dziennikarze Mariusz Szczygieł, Michał Nogaś i Włodzimierz Nowak zapraszają na warsztaty Akademii i poświęcą waszym opowieściom dużo więcej czasu niż akademicki kwadrans.

Serwis: Akademia Opowieści

Prace do 8 tys. znaków przyjmujemy do 31 marca 2017 r. I nagroda będzie miała wartość 5 tys. zł, II – 3 tys. zł, III – 2 tys. zł

 

Komentarze