* O co chodzi w Akademii Opowieści?
* Wyślij zgłoszenie konkursowe
* Zapoznaj się z REGULAMINEM
Mam 41 lat, specjalizuję się we wspinaczce wielkościanowej. Potrafię wisieć w pionowej ścianie 20 dni, by zdobywać kolejne metry, bez schodzenia i śpiąc w podwieszanym namiocie. Ale gdyby nie Zubek i Pietka, to dalej stałbym w bramie.
20 dni w ścianie. Przygody Marcina Tomaszewskiego
Miałem pięć lat, gdy zdiagnozowano u mnie wadę serca. Dwa kolejne lata spędziłem w szpitalach. Rodziców zmartwiła moja choroba, chcieli, żebym popracował nad sobą, ruszył z miejsca. Zapisali mnie na judo, wyszedłem na matę i zacząłem walczyć.
Mieszkałem w Szczecinie, w bloku z wielkiej płyty. Osiedle dzieliło się na miłośników Depeche Mode i raperów. Ścieraliśmy się przy każdej okazji. Oni nosili glany i skórzane kurtki, my jeździliśmy na deskorolkach, mieliśmy saszetki i flamastry. W chłopaków z innych ulic rzucaliśmy kamieniami.
Miałem kilkanaście lat, kiedy koledzy odwrócili się ode mnie. Jak to dzieciaki, wybrali innych kumpli. Moja rodzina zaczęła się sypać. Ojciec wpadł w nałóg alkoholowy, ja brałem puste butelki, wkładałem do nich listy i wrzucałem do morza. Wpadłem w dziurę. Dziś można pewnie powiedzieć, że to były zalążki depresji. Nie miałem nic, siedziałem w domu, gapiłem się przez okno i cierpiałem.
Zubek, czyli Arkadiusz Bojarun, był starszym o osiem lat bratem mojego kolegi z klatki obok. Był członkiem drużyny harcerskiej im. Żołnierzy Cichociemnych, która na początku lat 80. powstała przy Zespole Szkół Samochodowych w Szczecinie.
(Zubek: – Żeby uzyskać imię cichociemnych, musieliśmy się postarać. Uczyliśmy się o ich historii, odnaleźliśmy trzech żyjących jeszcze żołnierzy, odwiedzaliśmy ich. Dlatego złoszczę się, gdy dziś ktoś mówi o żołnierzach zapomnianych. My to robiliśmy już w latach 80.).
Pietkę, Piotra Brejwę, poznałem trochę później.Do drużyny szybko zaczęli dołączać ludzie spoza szkoły. Poszedłem i ja. Zubek i Pietka spadli mi jak z nieba, czasami sobie myślę, że kumple zostawili mnie, by oczyścić pole pod to, co miało przyjść i zdecydować o mojej przyszłości.
Wakacje w latach 80. "Harcerstwo pozwalało nam przeżyć smutę stanu wojennego"
Zubek był skryty, rzadko się odzywał, ale kiedy już mówił, to wszyscy go słuchali. Pietka był bardzo inteligentny, świetny organizator, samym wzrokiem potrafił nas ustawić. Musiał, bo nie byliśmy grzeczni. Nie cackali się z nami, mówili jak moi kumple z podwórka. Jak coś źle zrobiliśmy, to dostawaliśmy w „karczycho". Bardzo mi to wtedy odpowiadało. Potrzebowałem kogoś, kto mnie chwyci z dobrą intencją, powie: „Weź się, chłopie, w garść, tam masz cel i zapierdzielaj".
(Zubek: – Marcin, zwany „Marchewą", zawsze był duży. Mam taką życiową teorię, że ludzie duzi mają świadomość swojej wielkości, więc nie muszą narzucać się ze swoją siłą. „Marchewa" był spokojny, nie sprawiał problemów, jak miał coś zrobić, to robił).
Zubek i Pietka byli jednymi z założyli SAM (Starszoharcerskiej Akademii Marzeń). Próbowali zmienić skostniały system szkoleń ZHP, pełen formularzy, zbiórek, kursów na drużynowego, traktujący ludzi bardzo formalnie. Chcieli pokazać nam, że horyzont jest szerszy i nie kończy się na klatkach naszych bloków.
Mieliśmy po 14 lat. Byliśmy „owsikami", czyli najmłodszymi w grupie. SAM wyciągnęła nas z osiedlowych dziupli, w których wegetowaliśmy. Organizowała spotkania z ciekawymi ludźmi. Kiedyś np. przyszedł ktoś znający się na lotach w kosmos i opowiedział nam, jak skonstruowana jest rakieta. Ktoś inny przedstawił zasady raczkującej wtedy w Polsce giełdy. Takich spotkań były dziesiątki.
(Zubek: – Prowadziliśmy warsztaty teatralne, uczyliśmy się, jak robić gazety od podstaw: pisać, składać, drukować. To było łatwe, bo korzystaliśmy z pomocy rodziców. Każdy potrafił co innego. Jeden był anestezjologiem, przyszedł i pokazał nam, na czym polega pierwsza pomoc. Szczecin na początku lat 90. nie był miejscem, w którym młody człowiek miał wiele możliwości).
Dlaczego im uwierzyłem? Po prostu mnie wchłonęli w chwili, gdy tonąłem. W tamtym roku straciłem wszystko, co młody człowiek może mieć. Zostawili mnie kumple, mieszkałem z alkoholikiem, który niszczył rodzinę.
(Zubek: – Nie wiedziałem o tym, rodzice Marcina przychodzili na spotkania i nic o problemach nie mówili, nie dawali po sobie poznać).
Zubek i Pietka założyli też Harcerski Klub Trekkingowy. Nie mieliśmy żadnego dofinansowania, ale przekonali naszych rodziców, żeby opłacili nam wyjazdy. Sami płacili za siebie.
Pierwszy obóz był w Bieszczadach. Zorganizowali nam szkołę przetrwania, ale nie taką, w której w samych majtkach i z jedną zapałką trzeba poradzić sobie w lesie. Postanowili, że nauczą nas, jak poradzić sobie w trudnych warunkach i czuć się przy tym maksymalnie komfortowo.
(Zubek: – Surwiwal to mieszanina wiedzy i kombinowania. Myśleliśmy: jeśli poradzisz sobie w lesie, to i w życiu coś wykombinujesz).
Mieliśmy najlepszy sprzęt i uczyliśmy się jak go stosować. To się przełożyło na moje późniejsze podejście do wspinaczki. Na tym obozie w Bieszczadach nauczyłem się samodzielności.
(Zubek: – Z Pietką skończyliśmy kursy wspinaczkowe i na tym pierwszym wyjeździe bawiliśmy się trochę linami. Marcina od razu to zainteresowało. Od nas niewiele można się było nauczyć, więc skierowaliśmy chętnych do klubu alpinistycznego w Szczecinie).
Drugi wyjazd trwał dwa tygodnie, przeszliśmy z Karkonoszy w Tatry. Nie mieliśmy namiotów ani mundurów, bo uznaliśmy, że to dodatkowy ciężar. Spaliśmy pod gołym niebem.
(Zubek: – Dużo ciekawych rzeczy robiłem w życiu, ale pod mostem spałem tylko raz, właśnie wtedy na obozie. Spaliśmy też w krzakach w parku i w pustostanie. Nudniejsze fragmenty drogi pokonywaliśmy autobusami, co dwa-trzy dni szliśmy do schroniska, żeby się domyć, dosuszyć rzeczy. W Zakopanem spaliśmy za darmo u gaździny, bo pomogliśmy jej nosić węgiel, na Krupówkach graliśmy na gitarach i śpiewaliśmy, żeby zarobić na puchar lodów).
Podzielili nas na małe trzy-czteroosobowe grupy. Każda miała kuchenkę i sama sobie gotowała. Raz na kilka dni dawali nam pieniądze na zakupy, kupowaliśmy do jedzenia, co chcieliśmy, byle wystarczyło na trzy dni.
(Zubek: – W zasadzie nie kontrolowaliśmy ich, raz tylko musieliśmy zareagować, bo jeden chciał zostać wegetarianinem i zaczął się źle czuć. Pomogła mielonka).
Uwierzyliśmy w siebie. Ja już byłem po pierwszych spotkaniach w związku alpinistycznym i gdy widziałem jakieś skałki, to chciałem się wspinać. Zubek i Pietka byli starsi o prawie 10 lat, a traktowali nas jak kumpli – to również jak na tamte czasy było w harcerstwie czymś nowym. W Żywcu poszliśmy nawet na małe piwo.
(Zubek: – Za to z Pietką później dostaliśmy po łbach od innych harcerzy. Małe piwo było wynikiem kalkulacji. Uznaliśmy, że młodzi pomyślą: jak można być w Żywcu i nie napić się piwa? Poszliśmy do nich i powiedzieliśmy: „Zamiast się kryć, możemy się umówić, że idziemy razem i kto chce, wypije małe piwo. Wszystkie wynikające z tego problemy bierzemy na siebie").
Zyskałem nowy świat – po tym mózg wyczyścił mi się jak dysk komputera. Dzięki harcerzom poznałem wspinaczkę i straciłem stare życie na rzecz nowego. Góry mnie wciągnęły. Początki były trudne, bo okazało się, że mam lęk wysokości. Pracowałem nad tym latami, aż minął. Wspinaczka stała się dla mnie narzędziem do walki z samym sobą, lustrem, w którym mogłem zobaczyć swoje lęki i zmierzyć się z nimi. W ciągu 25 lat wytyczyłem nowe drogi na wielkich ścianach w Alpach, Himalajach, Ziemi Baffina, Grenlandii, Alasce. Wiem, że to dzięki Zubkowi i Pietce, bo oni otworzyli mi głowę i pokazali, że można więcej. Czasami w życiu warto jednych pożegnać, by trafić na kogoś, kto nas natchnie.
Żeby dobrze przypomnieć sobie tę historię, po wielu latach zadzwoniłem do Zubka. Pierwszy raz w życiu powiedziałem mu: dziękuję.
Stałeś się dzięki niemu lepszy, mądrzejszy, bardziej wartościowy. Kim on jest, co dla ciebie znaczy?
Opowiedz nam o nim, razem napiszmy jego historię. Może to właśnie twój bohater będzie tak interesujący, że pozna go cała Polska. Daj mu szansę, zasługuje na to.
Aby pomóc w pracy nad waszymi opowieściami, wyruszamy w Polskę, by uczyć pisania. Chcemy bohaterów pełnych życia, z krwi i kości. Takich, o jakich milczą podręczniki, a przecież dla was najważniejszych. Nasi dziennikarze Mariusz Szczygieł, Michał Nogaś i Włodzimierz Nowak zapraszają na warsztaty Akademii i poświęcą waszym opowieściom dużo więcej czasu niż akademicki kwadrans.
Prace do 8 tys. znaków przyjmujemy do 31 marca 2017 r. I nagroda będzie miała wartość 5 tys. zł, II – 3 tys. zł, III – 2 tys. zł
Wszystkie komentarze