* O co chodzi w Akademii Opowieści?
* Wyślij zgłoszenie konkursowe
* Zapoznaj się z regulaminem
Dominik Rokosz, poeta
Nie istniałbym bez kobiet. To one ukonstytuowały to, kim jestem i jaki jestem. To one sprawiły, że piszę, że jakimś cudem wciąż nie padłem do końca. To one nauczyły mnie wszystkiego, co w sobie lubię i próbowały oduczać tego, co nie jest we mnie fajne. Nadal uczą i nadal próbują.
I. Prababcia, Marianna, rocznik 1909. Skóra na dłoniach jak bibułki papierosowe, największa w życiu wyrozumiałość. Pieniądze oszczędzane na tacy w kościele, by raz w miesiącu wcisnąć mi zawiniątek w chusteczce. Osoba, za którą tęsknię najczęściej. Moje pierwsze lata życia, moje pierwsze wartości.
II. Babcia, Krystyna, rocznik 1936. Większy od ilości jej wybaczeń jest chyba tylko mój dług wobec niej. Wielki portret Jezusa w moim pokoju ratunkowym. Wspólne poranne papierosy, szkiełko kontaktowe i najlepsze na świecie nalewki. Różni nas wiele, łączy nas wszystko. Osoba, której braku panicznie się boję.
III. Mama, Maria, rocznik 1957. Długie nocne Polaków rozmowy, ratowanie mi tyłka w najbardziej absurdalnych sytuacjach, gry w karty i ta największa w życiu frajda, kiedy mówi mi, że jest ze mnie dumna. Nauczycielka historii. Wstydzę się każdej łzy, którą spowodowałem, a spowodowałem jezioro. Kiedyś chciałbym, by przestała się o mnie bać. Tak mocno. Plus – dzięki niej mam najlepszą z matek chrzestnych – tak Ewo Ziemkiewicz, to o Tobie.
IV. Przyjaciółka, Helga, rocznik 1982. Cholernie mądra dziewczyna, tytan logiki. Wspólna ławka na studiach, rozmowy o apokryfach, Leszek Kołakowski i Jerzy Kmita, buddyzm i stawianie do pionu. Nie znosi poezji, podobno moją szanuje. Mieszkamy daleko od siebie, ale wiem, Pani Doktor, że zawsze mogę do Ciebie zadzwonić.
V. Siostra, Dominika, rocznik 1986. Największa wspólnota genetyczna, wieczne trzymanie kciuków i moje zawodzenie jej nadziei. Perfekcyjnie poukładana, urocza jak jej torty. Zazdroszczę jej konsekwencji i mądrych wyborów życiowych. Najlepsza siostra, jaką można mieć. Słyszała to ode mnie zdecydowanie za rzadko. Trzymam za ciebie kciuki najmocniej, Młoda – mam szczęście, że drugi model był bardziej dopracowany.
VI. Karolina, rocznik 1992. Ktoś najtrudniejszy do zdefiniowania. Zdecydowanie anioł, gołąbek niepokoju. Która potrafiła mnie codziennie odwiedzać w szpitalu i która mimo moich wszystkich przewin wybacza w najmądrzejszy sposób. Ktoś, na kogo nie zasługiwałem nigdy. Piękna i mądra. Najskromniejsza osoba na świecie. Kiedyś osiągnie wszystko.
VII. Amelia, siostrzenica. Ktoś kto pokazuje mi, że może nie byłbym tak złym ojcem, jak o sobie myślę. Czysta miłość – klamra moich losów, która zaczęła się prababcią.
Gdy patrzę na to swoje sfeminizowane jestestwo, myślę sobie, że to niezbyt fajnie o nas facetach świadczy, że tyle fajnych kobiet, a ja nadal nie jestem, taki jak powinienem.
W bonusie podam jeszcze moje faworytki kulturalne, skoro już i tak same kobiety. Kim Gordon – za Sonic Youth, Agnieszka Holland – za „Tajemniczy Ogród” i świetną postawę, Maria Janion – za precyzję myślenia, Anka Dziewit-Meller – za „Górę Tajget”, Emma Watson – za Hermionę i za to, że jest świetną ambasadorką dobrej woli.
Daria Danuta Lisiecka, poetka
Poeta. Był postacią charakterystyczną. Cały kurort wiedział, jak wygląda Poeta. Nosił oryginalny czarny beret i ostrym przenikliwym spojrzeniem ogarniał świat. Był przyjacielem Stachury i to właśnie tym, który zachęcił Steda do pisania. A przyjaźń ich sięgała lat licealnych w szkole, do której właśnie chodziliśmy. To od niego po raz pierwszy usłyszałam o Stachurze odbywającym wędrówkę w powietrzu, skaczącym z drzewa na drzewo, na spacerze z Łazieńca do Odolionu. Mieliśmy po siedemnaście, osiemnaście lat i podejmowaliśmy pierwsze próby literackie, pisaliśmy wiersze, na które zerkał życzliwym okiem. Miał dla nas czas, a przecież był twórcą wybitnym. Drukowała go „Poezja”, miesięcznik, w którym zachłannie się zaczytywaliśmy. Jego tomiki zapełniały wiersze gęste od znaczeń, zanurzone w kulturze, łaknące nadążającego za nimi czytelnika. Niektórzy z nas próbowali je nawet wyśpiewać w zespole rockowym („Ta woda jest ogromna/ I większa jest od ciszy...”). Przebywanie z nim – niesamowity fakultet na najlepszym nieformalnym uniwersytecie, prawdziwa akademia literatury. Pochwalał naszą fascynację Norwidem i Leśmianem, mówił o „Pieśniach Maldorora” i „Czarodziejskiej górze”, pisarstwie Stachury i poezji Milczewskiego-Bruno, malarstwie Wojtkiewicza i Makowskiego, psalmach Tadeusza Nowaka. Zwracał uwagę na Włodzimierza Szymanowicza, który umarł młodo, Anioła Ślązaka, który żył przed wiekami i Wacława Rolicz-Liedera, o którym niesłusznie zapominano. Dawał do czytania „Historie manjaków” Jaworskiego i opowiadania Grabińskiego. Spotkanie z nim zmieniało nas, przyspieszało nasz rozwój. Dostępowaliśmy zaszczytu rozmowy o poezji, którą wtedy żyliśmy i było dla nas miejsce w jego domu, przy rodzinnym stole albo w gabinecie, wąskim, ciemnym pokoiku, pełnym książek, obrazów, papierów i zaostrzonych ołówków. Wzmacniał naszą samoświadomość, kształtował gust, wrażliwość i poczucie smaku. Był autorytetem wtedy dla mnie najważniejszym. Barwny i nieprzewidywalny, trudny i charyzmatyczny: Wędrowiec z Tężniopolis, Wędrowiec w jednym sandale – Janusz Żernicki.
Matka poety. – Przyprowadziłam pani gościa – powiedziała, wprowadzając mnie do domu Matki Poety Halina C. I szybko się ulotniła.
Myślałam, że zostanę w tym domu na chwilę, nie wiedziałam, jak zacząć rozmowę. A ta, dzięki otwartości i szczerości pani Jadwigi Stachurowej, potoczyła się sama.
Zostałam więc na wiele lat, aż do jej śmierci w 1989 r., odwiedzając regularnie, spełniając małe prośby i przejmując wobec odwiedzających ją gości (często moich rówieśników) rolę przewodnika po okolicy szlakiem „Całej jaskrawości”.
Przebywanie z panią Jadwigą było dla mnie chwilą spokoju, odpoczynkiem w biegu, czynną lekcją wyrozumiałości. Miała pani Jadwiga dar wybaczania, nieżywienia urazy do tych, którzy zawodzili, wyrozumiałości dla ludzkiej niedoskonałości, wielkoduszności.
Moja mistrzyni duchowa w szkole rozumienia i akceptacji bliźnich – Matka Poety.
"Najważniejszy człowiek w moim życiu" to temat „Akademii Opowieści” – akcji, do której „Gazeta Wyborcza” zaprasza swoich czytelników, widzów i internautów. Namawiamy do opisania najważniejszego dla Was człowieka. Autorom opowieści, które będą podobały się nam najbardziej – zaoferujemy pomoc dziennikarzy „Dużego Formatu” w przygotowaniu tekstów do druku. Najlepsze opublikujemy.
Wasze prace będziemy przyjmować do 30 marca 2017 roku. Do „Akademii” będziemy powracać w „Dużym Formacie”, a szczegóły znaleźć można w naszym serwisie: Akademia Opowieści.
Wszystkie komentarze