* O co chodzi w Akademii Opowieści?
* Wyślij zgłoszenie konkursowe
Gdybyś dbał o siebie, to Ty byś mnie nad morze zabierał - marudzę w myślach. Jasne, wpadnę jutro po południu - piszę w notesie. Spakowałeś się? Leży bez ruchu. No tak, przecież muszę głośno i wyraźnie. Spa-ko-wa-ny? A co mam zabrać? Narty, kurwa wodne, przy Twojej kondycji jak znalazł - mamroczę. Ręcznik i kąpielówki - sylabizuję. Wychodzimy. Zatrzymaj się przy kiosku, puszczę lotka. Mówisz, masz. Przypomniałam sobie, jak dawałeś mi kieszeniówki w wygranych kuponach. Ruszamy.
Ile razy jechaliśmy tą drogą nad morze? Sto, dwieście, trzysta? Ostatni raz miniemy ambony, z których dawno temu oglądaliśmy zające, wodne oczko z żurawiami, które kiedyś były prawdziwym rarytasem, miejsce na kurki, z których robiłeś najlepszą zupę. Ale jeszcze tego nie wiemy. Jeszcze jedziemy sobie nad morze. Sobie razem można by napisać, ale jedziemy koło siebie. Nasze ostatnie kilkadziesiąt kilometrów równoległego bycia. Coś przeczuwam. Widzę nas z góry. Widzę, jak gramy w filmie - Ty coraz bardziej bezradnego ojca, a ja coraz bardziej zmęczoną córkę. Widzę, jak powoli godzisz się z przegraną, przestajesz się tego wstydzić. Paraliżuje mnie faktyczność tej sceny.
Mówisz, że nie dajesz rady, że umykasz sam sobie. Tato, nie pierdol - protestuję po cichu. Będzie dobrze - poprawiam się. Ja wiem, że Ty wiesz, że Tobie nie do końca wyszło, i Ty wiesz, że ja wiem, że Ty wiesz. Za szybami mija nas świat. Leniwy, rozgrzany, sierpniowy. Nie masz okularów i mrużysz oczy. Pytasz, co u mamy. Parkuję tam gdzie zawsze, najbliżej plaży. Masz problemy z nogą. Drepczemy po ciepłym piasku, walcząc z niestabilnym błędnikiem. Jak się idzie wolno, to się robi daleko. Tak chyba mówiła babcia. Rozkładamy nasz wypasiony wakacyjny ekwipunek - dwa stare ręczniki i paczkę fajek. Ręcznik w delfiny pamiętam jeszcze z wakacji w Bułgarii.
Czy ja też tak wyblakłam od tamtego czasu? Słońce jest ciężkie, wieje zachodni wiatr. Patrzę na jego zmarnowane ciało, na bujne pooperacyjne blizny. Chcesz skakać przez fale na mieliźnie. Ciągnę Cię przez zimny Bałtyk. Prawie docieramy, ale prąd jest za mocny, przewracamy się. Zawieruszasz się w falach, wyławiam Cię. Cieszysz się jak dziecko, a mi chce się płakać. Znajduję miejsce przy brzegu, wśród brodzących parolatków. Kładziesz się w wodzie po kolana, chłód przynosi ulgę. Tylko trochę wystajesz z morza. Wyglądasz jak bardzo zadowolony krokodyl. Ojciec. Uśmiecham się do tej sceny. Myślę, jak mógłby rozwinąć się ten film. Po kwadransie wynurzasz się z wody.
Mijają nas brzoskwiniowe dwudziestki, odruchowo prostujesz plecy. Dobry znak. Z trudem siadasz i zaciągasz się ulubionym caro. Zawsze wkurzało mnie, jak paliłeś na plaży, nie zwracając uwagi na innych. A teraz nawet to lubię. Wiem, że zaraz podejdzie zatroskany rodzic i wygłosi pean o szkodliwości dymu. Pokażesz plakietkę z przekreślonym uchem i ten ktoś popatrzy na mnie, wzruszę ramionami i ten ktoś machnie ręką. I cała złość tego kogoś nic nie zmieni. Chociaż ten ktoś miał rację. I tak wypalisz do końca. A dzieci nie dostaną raka płuc. Tkwimy tak w plażowej sytuacji. W szumie, którego nie słyszysz. Kiedyś myślałam, że mamy lepiej od szwedzkich dzieci, bo to do nas przypływają fale. W naszą stronę się zawijają - mówię, jakby do Ciebie. Uśmiechasz się. Wciskasz peta w piasek. Zastanawiam się, o czym tak patrzysz? O czym widzisz to, czego nie słyszysz? Wyciągamy się na płasko jak dwa wyrzucone śledzie, grzebiemy w piasku, obracamy w dłoniach kamienie. Łapiemy ostatnie promieniowanie, robimy sobie piegi. Wisisz w milczeniu jak dojrzały owoc, a ja nie potrafię Cię zerwać.
To Ty? - pyta głos w telefonie. To ja - odpowiadam. Brat taty dzwoni rzadko, więc mam złe przeczucia. Babcia umarła? - pytam, przekrzykując dopingujący tłum. Nie, Twój ojciec nie żyje. Stop-klatka. Stoję w epicentrum hałasu w nagłym kordonie z ciszy. Potem idzie już szybko. Tata w prosektorium, tata w szkatułce. Czyli to było nasze ostatnie morze. Trzydzieści sześć wspólnych lat i chyba nigdy tak naprawdę się nie spotkaliśmy. Brak stał się siłą napędową. Dostałam lekcję o nieodwracalności zaaplikowaną dożylnie. Ale jakoś nie jest mi smutno. Przecież widzę, jak mój syn marszczy brwi mojego ojca, obcinam włosy mojego ojca mojemu synowi. Dwie proste równoległe przetną się w nieskończoności - to z matematycznej książki, którą dostałam od taty pod choinkę. Lubiliśmy w wolnych chwilach sklejać wielościany.
Autorom opowieści, które będą podobały się nam najbardziej - zaoferujemy pomoc dziennikarzy "Dużego Formatu" w przygotowaniu tekstów do druku. Najlepsze opublikujemy.
W nowym roku nasi mistrzowie Mariusz Szczygieł, Michał Nogaś i Włodzimierz Nowak zapraszają na warsztaty Akademii do 12 miast w Polsce. Będziemy uczyć, jak dobrze opisać Waszego bohatera.
Do Akademii będziemy powracać w "Dużym Formacie", a szczegóły znaleźć można w naszym serwisie Akademia Opowieści.
Termin nadsyłania prac: od 12 stycznia do 31 marca 2017 roku
Wszystkie komentarze