* O co chodzi w Akademii Opowieści?
* Wyślij zgłoszenie konkursowe
- W lewo i za szklane drzwi. Ostatnie mieszkanie po lewej, ten facet ma klucze - informuje lokatorka spotkana na schodach kamienicy przy Jedności 10 w Zielonej Górze.
Kobiecy głos dochodzi zza ściany. Nie żebym podsłuchiwał. Może facet cicho siedzi, a ona trajkocze przez telefon.
Otwiera facet w podkoszulce, z dużym dekoltem i gołymi rękami. Przypomina Johna Goodmana z filmu Barton Fink. Wąski korytarz dawnego hotelu Reichs Adler.
- Czy można obejrzeć piwnicę, podobno ma pan klucz? - pytam niepewnie.
- A po co panu? Mam chore nogi. Zresztą, tu wszyscy mają klucze.
W tym momencie do drzwi podchodzi kobieta.
- O słyszysz? - mówi do słuchawki. - Przyszedł jakiś Fritzl i chce klucz do piwnicy!
A zaraz zwraca się do mnie:
- Nie ma czego oglądać. Budynek czeka remont. Będzie w tym albo przyszłym roku.
- Zna pani historię kamienicy? - zagaduję grzecznie.
- Co?! Słyszałaś?! - znów niemal krzyczy do słuchawki. I teraz do mnie: - Niech pisze do wspólnoty o zgodę. Inaczej nic nie załatwi!
- Duże piwnice ma Chińczyk - łagodzi Goodman. - Ten, co na parterze prowadzi restaurację.
Wiecznie przestraszony Barton Fink dziękuje i przeprasza. Na śmierdzącej moczem klatce schodowej słychać, że kobieta szybko nie przestanie złorzeczyć.
W bramie przejazdowej stary żuraw do spuszczania beczek i klapa w ziemi - świetna kryjówka przed lokatorką albo Armią Czerwoną.
Barton Fink długie dni spędza w archiwum miejskim. Zdanie, że "piwnica ze sklepieniem krzyżowym otwiera się na cztery mniejsze pomieszczenia, zbudowane jakby z wielkich przeciętych na pół beczek" od razu zapada w pamięć.
Hotel wznosi Jeremias Siegismund Förster, piwnice zaś służą leżakowaniu win z Försterlandu, jednego z okręgów winiarskich północnej części miasta. W XVII-wiecznych księgach podatku akcyzowego płaconego z tytułu produkcji trunku wymieniono Eliasa Förstera i Michela Förstera (1649 r.) oraz Baltzera Förstera i Johanna (1651, 1663).
Inwestor długo siedział nad projektem piwnicy. Podobne schody - jak te prowadzące na piętro: jakby wydrążone w skale. Z tym że inny jest materiał stopni - cegła zamiast drewna. Poręcze wygięto z metalu, tak że dłonie nie spotykają się z grzybami i pleśnią.
Cztery beczkowe komory zmieściły kadzie od rocznika 1793 do 1816, których Jeremiasz nie wahał się przenieść ze starej i zmurszałej piwnicy zatopionej w stoku niedaleko młyna Semmlera.
Żelazny żuraw ma służyć do opuszczania beczek pod ziemię, jak i wyciągania ich na światło dzienne. Błyskawicznie trafią za bar hotelowej restauracji, gdzie wino cieszy się dużym wzięciem.
- Przed remontem bardziej mi się podobał - stoisz w oknie poddasza patrzącego na przeciwległy budynek, ten przy Jedności 5.
- Tamte drzwi jakoś nie pasują.
- Nie mówię o drzwiach. Tak w ogóle.
No tak - myśli sobie Barton Fink i zapomina języka w gębie. Bierze cię za rękę, jakby dotykał zjawy, która wyszła z obrazu, co wisi nad biurkiem, i nie pozwala na pisanie historii o najważniejszym człowieku w jego życiu.
Ręka pasuje do ręki, ciało do ciała. Smród, brud i obcość tych murów to tylko pozór. Prawdziwa jest kruchość pojedynczego okna, gdzie warstwy farby olejnej nie pozwalają zapiąć metalowych spinek.
W tym domu po przeciwnej stronie ulicy mieszka dziewięcioro dzieci Jeremiasza. Juliane wyjdzie za Augusta Gremplera, świetnie sytuowanego producenta branży winnej. Małżeństwo z rozsądku? Bardzo możliwe. Tak się działo dawniej i podobno tak wciąż bywa już tylko w Szampanii.
- E tam, ci bogaci zawsze szukali partnerów wśród sobie podobnych i tak jest dzisiaj - wtrącasz.
- Mówię o małżeństwach narzucanych przez rodziny. O tym, że dwudziestoletnia Julka może wcale nie kochała się w podstarzałym kupcu, lecz w chłopaku z glinianej chałupki pod numerem piętnastym.
- No i co z tych Försterów byli za bogacze, by te zasady mogły u nich funkcjonować?
- Najbogatsi w mieście. W skali miasta byli kimś.
W 1826 roku następca Jeremiasza - Adolph Friedrich Gottlob z szwagrem i jeszcze jednym wspólnikiem zakłada wytwórnię sektów, która zyska sławę najstarszej i największej w Niemczech: Grempler & CO, Aelteste Deutsche Sektkellerei . Roczna produkcja? Prawie milion butelek wina musującego wytwarzanego metodą szampańską. Biznes będzie się kręcił do 1945 roku.
Sam Friedrich mocno inwestował w maszyny parowe używane przy produkcji sukna. Podobna historia jak ta z Ziemi obiecanej Reymonta. Mogła zdarzyć się w Grünbergu.
Oklejone farbą okna poddasza są jak wehikuł czasu. Patrzysz, jak w roku 1800 do domu przy Berliner Strasse 3 zajeżdża John Quincy Adams, późniejszy prezydent USA.
W pisanych przez Adamsa w latach 1800-1801 Letteters from Silesia jeden z rozdziałów jest zatytułowany Förster , jest tutaj sporo o uprawie winorośli w Grünbergu i włókiennictwie, które już za sprawą Jeremiasa Siegismunda przechodzi do fazy wielkoprzemysłowej.
Z tego okna widać też, jak w roku 1814 do domu przy Berliner Strasse wchodzą zdążający na Kongres Wiedeński królowie Prus i Saksonii oraz car Aleksander I. Zresztą Fryderyk Wilhelm III Hohenzollern - panujący do 1840 r. - jest tutaj częstym gościem.
Więc może nie Grünberg, lecz Försterland, środek Europy?
- Miasto odwiedzi rodzina, których przodkami byli Jeremias, August, Friedrich Gottlob. Produkuje pan szampana, a goście interesują się historią firmy Grempler & Co.
Telefon Elżbiety Kaszyńskiej, zielonogórskiej przewodniczki turystycznej, oznacza, że wywołaliśmy ducha Försterów?
Barton Fink nie wierzy w duchy.
Faktem natomiast jest, że po trudach z pisaniem scenariuszy dla wytwórni specjalizującej się w filmach klasy B - co każdy może prześledzić, włączając filmy braci Coen - zaczął robić szampana pod szyldem firmy Grempler & CO.
Wskrzesił zapomnianą i kiedyś potężną na miarę mercedesa markę. Nie stałoby się tak, gdyby nie labirynt dawnego hotelu Reichs Adler.
Na 18 maja Fink umawia się z właścicielem restauracji, a ten uprzejmie przekazuje klucze do piwnicy. Pod budynkiem czeka już Klaus Förster.
- Jego dziadkiem był urodzony 22 lutego 1866 roku Fritz Förster. Dziadkiem Fritza zaś Friedrich Gottlob - wyjaśnia pani Elżbieta.
Od imion i dat kręci się w głowie. Z Klausem jest jeszcze Renate Richter, była mistrzyni Niemiec w pływaniu.
- Jej dziadkiem był znany profesor Max Förster z Drezna.
Fink ściska jeszcze dłoń Georga Richtera i piętnastoletniego gimnazjalisty Philippa. I zaraz trzy ostatnie pokolenia jednej z najważniejszych rodzin w dziejach miasta schodzą do piwnicy, gdzie schody jak na piętro: strome i w przeszłość.
Piwnica jak z książki: tylko że dwie z czterech sal sklepionych jak beczki podzielone na klitki, pełno krat i śmieci. Po wyjściu na powierzchnię Klaus nie kryje wzruszenia. Obejmuje Finka i dziękuje. Ma łzy w oczach.
Elżbieta Kaszyńska: - W przeważającej części członkowie rodziny są (i byli) inżynierami i lekarzami. Wśród nich nie ma już winiarzy ani przemysłowców. Ale kto wie - mówił mi Georg Richter - może po tym, jak po ostatniej wizycie zniknęły wszystkie uprzedzenia w stosunku do Polski...
Czy Georg Richter wróci do rodzinnych tradycji winiarskich i zasadzi winnicę w okolicach Zielonej Góry? Czas pokaże.
Pewne jest natomiast to, że niepozorny i zaniedbany budynek ma moc zaklętej historii.
Poznał się na nim niedawno Wojciech Bosak, historyk sztuki z Ojcowa i popularyzator kultury wina w Polsce. Uważa że odpowiednie podkreślenie winiarskiej historii połączone z odrestaurowaniem zachowanych elementów architektury winiarskiej mogłoby skutkować wpisaniem miasta na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Monika Bielka-Vescovi, krakowska sommelierka: - Mieliśmy okazję poznać zabytki architektury winiarskiej i przyznam, że są one imponujące. Nocne wycieczki po piwnicach oraz możliwość zobaczenia takich perełek jak przedwojenne dźwigi na beczki. Smutne natomiast jest to, że te wartościowe zabytki, które powinny być eksponowane i stanowić wabik przyciągający enoturystów, są w kompletnej ruinie. Stoją zakurzone, zaniedbane i niedocenione. Jakby miasto zapomniało, że chcąc promować winiarską kulturę, trzeba wrócić do korzeni i zaopiekować się dziedzictwem kulturowym.
Cóż, trudno znaleźć konkretną wartość w przeszłości, kiedy nie pamięta się o ludziach i ich pracy. Dawna Berliner Strasse, a dzisiejsza Jedności (wcześniej Jedności Robotniczej) powinna nazywać się ulicą Jeremiasa Siegismunda Förstera.
A piwnicę przy Jeremiasa Siegismunda Förstera 10 należy uczynić atrakcją turystyczną z izbą pamięci o rodzinie, która chyba jak żadna inna wpisała się w historię miasta. Inaczej wszystko przepadnie.
Krzysztof Fedorowicz - winiarz, pisarz, właściciel winnicy Miłosz w Łazie, autor książki "Grünberg"
Autorom opowieści, które będą podobały się nam najbardziej - zaoferujemy pomoc dziennikarzy "Dużego Formatu" w przygotowaniu tekstów do druku. Najlepsze opublikujemy.
W nowym roku nasi mistrzowie Mariusz Szczygieł, Michał Nogaś i Włodzimierz Nowak zapraszają na warsztaty Akademii do 12 miast w Polsce. Będziemy uczyć, jak dobrze opisać Waszego bohatera.
Do Akademii będziemy powracać w "Dużym Formacie", a szczegóły znaleźć można w naszym serwisie Akademia Opowieści.
Termin nadsyłania prac: od 12 stycznia do 31 marca 2017 roku
Wszystkie komentarze