Machiny oblężnicze stoją pod murami, a wróg wdarł się już na podzamcze. Walka na wyniszczenie trwa stosunkowo długo. Obrońcy na razie nie patrzą sobie w oczy zajęci odpieraniem kolejnych szturmów bądź organizowaniem "wycieczek" zaczepnych za mury. Ale wierzcie mi Państwo, że przyjdzie taki moment, gdy któryś z nich podniesie wzrok i przekrzykując bitewny zgiełk, zapyta: czy już czas, by zjeść własne konie? A to, jak powszechnie wiadomo, oznacza sygnał do rozpoczęcia pertraktacji przygotowujących kapitulację.
"Abdykacja Sądów" pisze Pani Ewa Siedlecka (Gazeta Wyborcza z 4 lipca 2016r.), "Sędziowie musicie" tytułują swoją wypowiedź Agata Czarnacka i Marek Małecki ("Gazeta Wyborcza" z 8 lipca 2016 r.). W takiej atmosferze dyskutujemy.
Stara prawda mówi, że ludzie sprawdzają się w warunkach ekstremalnych. Tak jest w istocie, szczególnie w tym zawodzie. Jednak poza licznymi oczywistymi odrębnościami orzekanie zawsze pozostanie zbiorem czynności zawodowych wykonywanych tak jak każda praca w sposób periodyczny, by nie powiedzieć, że z czasem wręcz rutynowy. Choćbyśmy nie wiem jak mocno zarzekali się, że tak nie powinno być, życie i tak udowodni, że tak było, jest i pewnie będzie. Bo sędzia to człowiek z całym swoim bagażem także klęsk i porażek, wszystko w tej kwestii.
Owszem, elektryzujące swą powagą słowa "służba", "misja" pięknie wybrzmiewają w tekstach publicystów i autorytetów. "Nieskazitelność charakteru" to też ciekawy ustawowy zlepek, nic w istocie niemówiący o człowieku. Bo co to właściwie oznacza, szczególnie w kontekście działania niektórych orzeczników zasiadających obecnie w TK.
Pomysł wkładania do głów sędziów tezy o ich wyjątkowości uważam za nierozsądny, by nie powiedzieć szkodliwy. Bowiem przy braku warunków, by owo przekonanie o szczególnym posłannictwie wykonywanej przez nich każdego dnia pracy wprowadzać do rzeczywistości, musi się to skończyć niemiłą niespodzianką. Cóż, nie podołali. Może nie dali z siebie wszystkiego, a na pewno po prostu się nie nadawali.
Drodzy opiniotwórcy wszystkich orientacji, toga to nie jest pelerynka superbohatera. Czasami waży tony, a łańcuch ściąga głowę w dół. Gdy był czas względnego pokoju, nie protestowaliście tak energicznie jak dzisiaj, kiedy władza wykonawcza bez względu na opcję polityczną zawłaszczała kolejne obszary niezależności sądów i podważała niezawisłość sędziowską, niemożebnie rozszerzając nadzór administracyjny ministra sprawiedliwości. Wrzucając na przykład do worka badania sprawności postępowania sądowego przez urzędników ministerialnych, elementy kontroli nad koncentracją materiału dowodowego, co w sposób ewidentny narusza niezawisłość składów orzekających. Nie będę kontynuował tej wyliczanki, bo nie chodzi o wylewanie żalów. Przeciwnie. Mimo niesprzyjających i wciąż pogarszających się warunków zewnętrznych uważam, że koleżanki i koledzy mężnie stawali na pierwszej linii, ponosząc dotkliwe straty.
Ale teraz sytuacja jest wyjątkowa i bezprecedensowa. Po oddaniu reduty, której z poświęceniem bronił Prezes TK, z pewnością nastąpi frontalny atak na bliskie życiu każdego członka społeczeństwa sądownictwo powszechne. Tam przecież rozpatrywane są sprawy dotyczące milionów Polaków, a nie abstrakcyjne dla większości problemy konstytucyjne.
Z całą pewnością piszący przy swoich biurkach publicyści czy odpoczywające w niewątpliwie zasłużonym stanie spoczynku autorytety będą domagać się heroicznej postawy od sędziów liniowych, tych w większości trzydziestolatków, którzy wreszcie po ponad dziesięciu latach harówy, niekończących się ocenach różnych gremiów chcą nie tylko pracować, ale wreszcie żyć. Właściwie proszę was tylko o jedno. W czasach między kolejnymi wojenkami pomyślcie, jak stworzyć warunki do właściwego wykonywania tego zawodu, który przecież uznajecie za niezwykle istotny dla trwania państwa i jego rozwoju. Zastanówcie się, czy owe nieszczęsne awanse, które uznajecie często za źródło relatywizmu sędziowskiego skomponowane są prawidłowo. Czy może jednak należało zniszczyć tę, jak uważacie, pokusę i wprowadzić obiektywne kryteria awansu poziomego.
Pomyślcie nad sensem istnienia nieograniczonej władzy prezesów i przewodniczących wydziałów w udzielnych księstewkach, którzy jakże często układają swoje szachowe figury kosztem jednostek na froncie. Wreszcie dajcie, choć przez chwilę, poczuć tej dzisiaj już ponaddziesięciotysięcznej armii, że mimo potknięć w przeważającej większości, mężnie staje, gdy nadchodzi czas próby. Bo jestem przekonany, że właśnie ta większość pokaże odwagę już niebawem. Ja w swoim imieniu krzyczę do wroga, który kłębi się na dole, że z murów nie zejdę. Choć chodzą słuchy, że jeńców nie biorą.
Znajdziesz nas na Twitterze , Google+ i Instagramie
Jesteśmy też na Facebooku. Dołącz do nas i dziel się opiniami.
Czekamy na Wasze listy: listy@wyborcza.pl REGULAMIN użytkownika "Gazety Wyborczej" >>> Szanowni Państwo, kontynuujemy prace nad systemem komentarzy i ich ocen. Wspólnie możemy sprawić, że nasze forum będzie miejscem przyjaznym i wolnym od agresji.
Pomóżcie nam:
- nie dyskutujcie z trollami,
- jeśli widzicie komentarze, które powinny być skasowane, zgłoście je moderatorowi poprzez kliknięcie kosza przy wpisie,
- wpisy i uwagi do systemu moderacji przysyłajcie mailem na adres forum@wyborcza.pl.
Dziękujemy.
Wszystkie komentarze