Dlatego chciałbym zaproponować państwu i Czytelnikom "Gazety Wyborczej" zabawę myślową, która może się okazać bardzo zdrowa dla naszego, coraz bardziej wzburzonego politycznie, społeczeństwa. Czym innym jest zdrowy pluralizm poglądów i ich partyjnych inkarnacji, czym innym zaś społeczeństwo chore na wściekłość i frustrację. Z forów internetowych już dawno zniknęła debata polityczna, została zastąpiona irracjonalnymi, kompulsywnymi atakami.
Od pewnego czasu podobny wirus trapi w rosnącym stopniu publiczną debatę, by ją tak nazwać, analogową. Palone są kolejne mosty, a przepaści przebiegają wzdłuż Wisły, w poprzek społeczności lokalnych i wspólnot religijnych, a nawet stołów kuchennych. Jeśli dodać tu coraz więcej postaw antysystemowych, to krajobraz mentalny, polityczny i społeczny jawi się smutny. Sam nie pozostaję poza czy ponad tym. Trudno przypuszczać, by wiele osób, choćby powierzchownie zainteresowanych polityką, pozostawało.
Stąd moja myśl niemal obrazoburcza: co doceniam w partiach? Obrazoburcza, bo jak śmiem coś tu jeszcze doceniać? Ale jednak: czy potrafię wskazać choć jedną cechę każdej ze znanych mi partii, która przypadłaby mi do gustu? Cechę cenną w jakiś sposób dla mnie, wynikającą nawet nie z deklarowanego programu, choć również, tylko ze skojarzeń, jakie mam na myśl o danej partii? Założenie partii to ogromny wysiłek, gdzie zebranie tysiąca podpisów to chyba najmniejszy problem. Budowa struktur, przekonanie do siebie i swojej idei, wreszcie zejście z "kanapy" i faktyczne wejście do polityki. Ktoś musiał uwierzyć w każdą ze znanych i nieznanych mi partii, ktoś musi ją popierać. W imię czego? I czy ja też umiałbym za coś taką partię polubić? Choć przez chwilę? Wypiszę tylko te partie, z którymi rzeczywiście mam jakieś żywsze skojarzenia. Lista więc będzie daleko niepełna, a cechy dyskusyjne i podatne na drwiny, ale ma to być lecznicza zabawa (rehabilitacja?), nie analiza politologiczna.
PO - optymizm i zdolność do wypracowywania konsensusu. Umiejętność łagodzenia dużych napięć społecznych, public relations i umiarkowanie. PiS - dostrzeganie racji stanu, dbałość o interes narodowy w świecie, gdzie ciężko zrezygnować z takich form organizacji ludzi. Wyczulenie na los ofiar transformacji ustrojowej. PSL - dostrzeganie interesu rolników, dążenie do modernizacji technicznej całego społeczeństwa, łącznie z grupą potencjalnie cyfrowo wykluczonych. TR - dążenie do rozdziału Kościoła od państwa. "Praca u podstaw" na rzecz mocno odrębnych od reszty społeczeństwa mniejszości (nie tylko seksualnych), próba ich włączenia w główny nurt społeczno-polityczny. SLD - wieloletnie doświadczenie w polityce, pozwala zbudować kontynuowaną polską narrację między PRL a III RP. NP. - przywiązanie do wolności jako wartości w sobie, szacunek dla prywatnej własności i przedsiębiorczości. PRJG - konsekwentna ideowość,
niekoniunkturalne podejście do polityki. Czy państwo i Czytelnicy "Gazety Wyborczej" są skłonni do takiej gry? Czy są do takiej gry jeszcze zdolni? Czy potrafimy jeszcze odbudować w swojej głowie most między własnymi poglądami a cudzymi? Czy są to już tylko "Oni", "obcy, źli i groźni", "One", "godne pogardy i wyeliminowania"? Gdyby tak było, to jesteśmy o krok od wzajemnego zdehumanizowania, a więc zaledwie dwa kroki od katastrofy. Mam nadzieję, że nie i że potrafimy jeszcze powiedzieć o każdym ugrupowaniu: "Cenię partię X i jej zwolenników za to, że nawet jeśli nigdy w życiu bym na nią nie zagłosował, to muszę docenić tę cechę". Zachęcam do introspekcji i autodiagnozy.
Wszystkie komentarze