Ja, maturzysta, który za dwa dni przystąpię do matury, czuję się do niej przygotowany maksymalnie w 70 proc. Nie wiem, jakim cudem MEN chce, aby przy tej liczbie godzin cały materiał klasy maturalnej został zrealizowany. Dzięki coraz to nowym reformom zamiast szkół rozwija się system korepetycji, które w ostatnim czasie przeżywają szczyty popularności. Obecnie nauczyciel w polskiej szkole nie ma na celu pomóc dziecku czy młodemu człowiekowi w zrozumieniu realizowanego materiału, teraz nauczyciel stał się urzędnikiem państwowym, jak pracownik skarbówki, ZUS czy innych urzędów państwowych.
Korepetycje stały się tak popularne jak zadawanie prac domowych. W każdej klasie maturalnej co najmniej 6 na 10 osób uczęszcza na korepetycje z różnych przedmiotów, za które często trzeba płacić 40, a nawet 70 zł za godzinę!
Nauczyciel jako ów urzędnik nie robi nic, aby cokolwiek w tej kwestii się zmieniło, bo on ma na celu tylko zrealizowanie materiału, przerobienie podręcznika za wszelką cenę, nawet za cenę niezrozumienia przez 90 proc. klasy omawianego materiału. Zdarzyło mi się kilka razy w życiu usłyszeć nawet od nauczyciela tekst: "Teraz nie zrealizujemy tego tematu. Omówcie go sobie na korepetycjach", niestety, ja nie uczęszczam na żadne korepetycje!
Dlatego mam pytanie: czy jest jakikolwiek sens w tworzeniu nowych systemów nauczania, zmieniania matury czy egzaminów gimnazjalnych? Może wystarczy przyjrzeć się (obiektywnie!) istniejącemu systemowi i usunąć błędy, których jest dużo.
Pomijając fakt, że czasem w szkole są osoby całkowicie nienadające się do nauczania innych, należałoby się przyjrzeć formie kształcenia nowych nauczycieli i sprawdzeniu kompetencji obecnych.
Wiem, że za kadrę, która pracuje w szkole, odpowiada dyrektor, ale sądzę, że niejednokrotnie nauczyciele mniej ważnych przedmiotów (tzn. tych, których nie zdaje się na maturze obowiązkowo, np. chemii czy wiedzy o społeczeństwie) są traktowani po macoszemu, ich przedmioty spychane na boczny tor, a w rezultacie dopuszczani do nauczania tych przedmiotów są nauczyciele, którzy w ogóle nie mają pojęcia o współpracy z młodzieżą, ale za to w odpowiednich momentach godzą się na ustępstwa względem dyrekcji.
Młodzi nauczyciele, którzy teoretycznie świeżo po szkole powinni wprowadzać na swych lekcjach polot i mieć z młodzieżą lepszy kontakt, tak na prawdę nie mają pojęcia, co mają robić, nie są przygotowani w żadnym stopniu do współpracy z kimkolwiek.
O ile efektownie wykorzystują wszystkie dobrodziejstwa, które znajdują się w polskiej szkole, typu np. tablica multimedialna, o tyle z tradycyjnymi metodami nauczania mają ogromne problemy, czasem nie umieją w ogóle korzystać z podręcznika, który jest dla nich przeznaczony.
Polska szkoła traci swą renomę, traci szacunek w oczach dzieci i młodzieży.
Uważam, że kierunek, w którym podąża polskie szkolnictwo, gdzie przedmioty humanistyczne, takie jak np. język polski, historia czy wiedza o społeczeństwie, są spychane na boczny tor, jest bardzo zły.
Prym wiodą przedmioty ścisłe, nawet stypendia dla zdolnych uczniów przyznawane są uczniom z klas o profilu ścisłym, mimo że często osoby, które wybrały profil humanistyczny radzą sobie podobnie, a często i lepiej od osób uczęszczające na matematyczno-fizyczny.
Moim zdaniem najlepszym wyjściem byłoby zrezygnowanie z gimnazjum i powrót do systemu 8 klas etapu podstawowego plus 4 lata liceum/technikum.
Gimnazjum jest niepotrzebnym etapem w systemie edukacyjnym młodego, kształtującego się człowieka. Trzy lata, które w zasadzie nie przygotowują do niczego prócz egzaminu. Lata poświęcone na gimnazjum przydałyby się później w lepszym i bardziej efektywnym przygotowaniu do studiów.
Poza tym uważam, że ludzie dziś decydujący o systemie edukacji, którzy zdawali maturę w latach 1970-80, to pomyłka, są to osoby, które nie mają zielonego pojęcia o współczesnych realiach nauczania. Zgadzam się, że ministrem musi być ktoś doświadczony, ale czy do pomocy w reformowaniu obecnego systemu nie potrzeba mu kogoś, kto ten system zna, ponieważ w nim funkcjonuje i może z łatwością wypunktować wszystkie wady i zalety.
Problem zostawiam do przemyślenia, bo dotyczy nas wszystkich.
Czekamy na Wasze listy. Napisz: listydogazety@gazeta.pl
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze