"Przyszedł czas na zmiany", "Zależy mi, "Nie ma ich", „Ciszy nie unikaj” - to tytuły piosenek z nowej płyty Stanisława Soyki, o której opowiada w rozmowie z Jarkiem Szubrychtem.
Wszystkich tekstów nie objaśnimy, ale też nie ma powodu, by to robić. Nie chowa pan tu sensów za skomplikowanymi metaforami.
Napisałem teksty prostolinijne. Właśnie to miałem na myśli, nazywając tę płytę folkową. Nie chciałem nikogo zadziwiać, nie chciałem się wymądrzać. Zależało mi na tym, by być zrozumianym przez każdego człowieka. Choć usłyszałem już od kilku osób, że to płyta dla dorosłych.
A przynajmniej dla dojrzałych.
Tak, lepiej powiedziane. Może być przecież dojrzały dwudziestolatek. Na przykład taki Dawid Podsiadło. Jestem pod dużym wrażeniem. Usłyszałem niedawno jego ostatnią płytę, a także jego wykonanie "Boga" T. Love. Muszę powiedzieć, że to, co robi Podsiadło, to poważna sztuka, która w dodatku dotknęła bardzo wielu ludzi. To jest odjazd. To świadczy dobrze o tym pokoleniu.
Wróćmy jednak do pana albumu. Zajmowaliśmy się poszczególnymi utworami z osobna, ale jako całość jest to po prostu płyta o przemijaniu.
Naturalny i fascynujący temat. Taka nastała pora w moim życiu, że już nie sposób go nie zauważyć. Niech pan jednak nie myśli, że chciałbym być znów młody. Wolę siebie takiego, jakim jestem dziś, bo więcej z tego świata rozumiem. Dzięki temu mam lepsze, lżejsze życie. Choć większa świadomość ma też swoje ciemne strony. Kiedyś naiwnie uważałem, że jako ludzie jesteśmy lepsi, o sobie też tak myślałem. Myliłem się.
Całą rozmowę ze Stanisławem Soyką przeczytasz we wtorek 12 lutego w "Gazecie Wyborczej"
Wszystkie komentarze