Pożydowskie domy, lekowa epidemia w Ameryce, mieszkania z licytacji komorniczej - m.in. o tym przeczytasz w poniedziałek 19 listopada w "Dużym Formacie".

W ciągu roku w hrabstwie Lee na skutek przedawkowania OxyContinu zmarły 43 osoby, a miejscowe więzienie nie mogło pomieścić ludzi, którzy kradli, by mieć pieniądze na następną garść tabletek – w najnowszym numerze „Dużego Formatu” reportaż Dionisiosa Sturisa „Ameryka umiera na ból” o epidemii uzależnień od środków przeciwbólowych, która opanowała Stany Zjednoczone.

W „Dużym Formacie” również:

Reportaż Grzegorza Szymanika o mieszkaniach kupionych na licytacji komorniczej
Właścicielką mieszkania numer 90 zostałam oficjalnie po roku. Przez rok Zduńczyk się odwoływał, ale w końcu dostałam pismo z sądu i zostałam wpisana do księgi wieczystej. Cieszyłam się. Za wcześnie. Kilka dni później rankiem Hubert Zduńczyk pojechał do urzędu dzielnicy Białołęka i próbował zameldować w moim mieszkaniu chyba z 15 Ormian. (...) Pokazał w urzędzie stary akt własności i nieaktualny wypis z księgi wieczystej. Urząd nie sprawdził aktualności danych i zameldował. Mieszkanie jest moje, ale ich nie można eksmitować, bo twierdzą, że nie mają się gdzie podziać. I że mieszkali tam już wcześniej. Znalazła się jakaś umowa podpisana przed laty w Iraku. Nie mieszkali, tam było biuro! Wymienili sobie zamki w drzwiach. A urząd dzielnicy twierdzi, że to ja muszę udowodnić, że nie mieszkali. Tylko jak mam to zrobić?

Reportaż Ewy Kalety o mieszkańcach pożydowskich domów
Jak Żydów wywieźli, byliśmy przerażeni. Nagle niemalże cały rynek opustoszał. Nastała straszna cisza, człowiek się bał wyjść z domu i jeden do drugiego mówić. Wszyscy myśleli, że zaraz i nas wywiozą, że po Żydach przyjdzie czas na Polaków. Pamiętam te domy puste, wymarłe wszystko. Nie do opisania pustka, strach, jak się patrzyło w ich stronę. Niedługo potem do taty przyszedł znajomy. Siadł przy stole i do taty powiedział, że dom i piekarnia po Junkielu stoi pusta, żeby ją przejął, nim ktoś inny to zrobi. A dla taty to szansa, bo przecież mógłby na swoim być, a nie u obcych piec, jak przed wojną. Ja nasz stary dom wolałam, bo się tam wychowałam, ale tu było więcej miejsca i piekarnię rodzice otworzyli. Wiedziałam, że to szansa na lepsze życie.

Reportaż Wojciecha Staszewskiego o osobach, które od lat pracują w tej samej firmie
Aneta ceni sobie stabilizację. – Jak myślę o zmianach, to w ramach sieci. Tu mam ciągłość pracy, pracodawca spełnia moje oczekiwania i daje mi poczucie bezpieczeństwa. A to ważne, bo w hotelu codziennie są nowe wyzwania. Nie można się tu nudzić czy popaść w rutynę. Czuję się zresztą częścią tego miejsca i angażuję się na sto procent każdego dnia. Wielu naszych gości przyjeżdża do tego hotelu właśnie dla takich ludzi jak ja. Bo to ludzie tworzą hotel. Ja też.

Magazyn reporterów "Duży Format" w poniedziałek 19 listopada z "Wyborczą".

Komentarze