U mnie Netflix szczęśliwie zadziałał i punkt 9:00 zasiadłem do seansu ostatnich odcinków "Stranger Things". Oczekiwania były wielkie, ale nie spodziewałem się, że będzie aż tak dobrze.
To musiało się tak skończyć. I choć rzecz jasna nic nie zdradzę, zakończenie 4. sezonu „Stranger Things" nie zaskoczy nikogo, kto wychował się na popkulturze lat 80. W końcu czy Luke Skywalker ostatecznie zatriumfowałby w "Powrocie Jedi", gdyby nie bolesne lekcje z „Imperium kontratakuje"? Bohaterowie z Hawkins też musieli w końcu zmierzyć się z wyzwaniem ponad ich siły. Nie oszukujmy się. Od początku wiadomym było, że nie wszyscy wyjdą z tego cało. Pytaniem było, kto poświęci się, by ratować innych.
Wszystkie komentarze
Też oglądałem wszystkie, ale strasznie męcząca ta czwórka... Męczy i przeciąga, a i nic nowego w sumie nie wnosi.
wstyd okrutny! Pisałem akurat słuchając Mety i akurat leciało ES - czeski błąd.
Dziękuję za czujność.
a kolejne to juz nudy i przwijanie do przodu
czwarty też jest inny.
Nie oczekuje się nieprzewidywalności od tego gatunku filmowego :)
Nie oczekuje się nieprzewidywalności od tego gatunku filmowego :) Bo wiesz, co to za gatunek?
i to błąd. Czwarty jest najlepszy, może nawet lepszy od pierwszego.
Można już chyba mówić o nowej kategorii serialu: serial netflixowy podzielony na sezony. Szeroki jak morze i głęboki jak kałuża. Przeciągnięty, przeintelektualizowany, politycznie poprawny, banalny i nudny.
zgadzam sie z tobą :)
Jakimż sposobem tak prosta historia jest nielogiczna?