Saga o przygodach i odkryciach słynnego wikinga Leifa Erikssona zdecydowanie zasługuje na udany serial. Szkoda, że nim przyjdzie do odkrywania Ameryki, znów trzeba podbić Londyn.

Pierwsze sezony "Wikingów" (2013-2020) były wielkim przebojem, przez wielu porównywanym w tym czasie do "Gry o tron", z którą groźni wojownicy z północy konkurowali o podobną widownię: fanów średniowiecznych mitów i fantastyki. Ale o ile serial HBO z czasem stał się prawdziwym popkulturowym fenomenem, tak serialowa saga Ragnara Lodbroka (Travis Fimmel) – wodza i króla wikingów, który jako pierwszy postawił nogę na angielskiej ziemi, z każdą kolejną odsłoną traciła zarówno na jakości, jak i popularności.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Monika Tutak-Goll poleca
Podobne artykuły
Więcej
    Komentarze
    Pierwszy seria, no i ewentualnie druga, Wikingów, to palce lizać! Ten nowy serial dużo słabszy jest, niestety. Bitwy i owszem, zmontowane fachowo i zrobione świetnie, ale reszta to flaki z olejem. Upadłe Królestwo, choć trochę przydługie jest o wiele lepsze. Czekam na drugi sezon Walhalli, może będzienlepszy.
    już oceniałe(a)ś
    6
    0
    "Szkoda, że znów, gdy mowa o historycznych nieścisłościach, większość głosów skupia się na kolorze skóry czy odsetku kobiet z mieczem i tarczą w dłoni, a nie (...) wikingach przeprawiających się przez fosę na surfingowych deskach." - rozumiem, że te pierwsze dwie wątpliwości są dla autora recenzji mniej ważkie, niż ta ostatnia. Nie wiem co było częstsze w tamtych czasach - kobieta z mieczem, czy serfujący wiking, ale wygląda na to, że autor zna odpowiedź, przynajmniej jest ona oczywista dla miłośników nowego spojrzenia na historię. Nie ważne jak było, ważne jak chcielibyśmy, by było, żeby pasowało do aktualnego trendu - silne kobiety zmieniające świat, walczące u boku mężczyzn na równi z nimi (niedługo będą oni już tylko dodatkiem do walczących kobiet). No i ci ciemnoskórzy brytyjscy arystokraci w "historycznych" produkcjach czy też Anna Boleyn itp. Serfujący wikingowie? To ma nas dziwić?
    @bigott
    Wśród wikingów walczących kobiet nie brakowało. Może nie w takim natężeniu, jak pokazują to seriale, ale ich widok nikogo nie dziwił. Zresztą mityczne walkirie znikąd się nie wzięły.
    już oceniałe(a)ś
    5
    2
    @r_czyz
    A skąd to przekonanie, że wśród wojowników nie brakowało kobiet? Czytałem kiedyś dość obszerny wywiad ze specjalistą od wikingów i wił się jak piskorz przy pytaniu o te nieszczęsne wojowniczki. O ile dobrze pamiętam poprzestał na tym, że nie ma na to zbyt wielu dowodów.
    już oceniałe(a)ś
    4
    0
    @bigott
    Z tymi walczącymi kobietami to raczej jest tak jak z amazonkami. Kultura grecka (z okresu antyku, nie dzisiejsza) czy rzymska z której i później wczesna kultura chrześcijańska która z nich czerpało była w dzisiejszych słowach "bardzo szowinistyczna" i po prosty same idea, że kobieta może posiadać broń, która jest oznaką mężczyzny, a co gorsza umieć się nią bronić i jej mąż lub ojciec na to pozwoli była nie do pomyślenia.

    Jakiekolwiek zetknięcie się z plemionami gdzie kobiety miały przy sobie broń i wiedziały który koniec trzymać z automatu klasyfikowali jako amazonki które przecież musiały zniewalać mężczyzn bo jak wolni mężczyźni mogli im pozwoli w ogóle broń dotykać.

    I niestety pogląd, przez jakiś czas było jakieś założenie, że to był standard w tamtych czasach przynajmniej w Europie. Więc jak gdzieś w Europie znaleziono kobietę z bronią to już to była jakaś wielka wojowniczka i tak dalej.

    A faktycznie większość plemion, kultur i cywilizacji była bardziej pragmatyczna, czasy były cieżkie i lepsze cokolwiek niż nic. Dlatego o ile kobiety wojowniczkami dla nich (w przeważającej większości)nie były, to nie widzieli problemu dać żonie/córce jakąś broń czy nauczyć walczyć w celach po prostu samoobrony, np. gdy oni są poza domem na wyprawie/polowaniu gdziekolwiek. (A może w odróżnieniu od Antycznych greków i rzymian się nie bali, że jak dadzą swoim żonom włócznie do obrony to one im zrobią insurekcję)

    Więc o ile nie ma wielu dowodów na kobiety-wojowniczki to istnieje całkiem sporo, że w wielu kulturach w Europie (na świecie też) kobiety mogły mieć jakąś formę broni i mogły wiedzieć jak jej używać. Więc to, że w przypadku nagłej napaści mogły również za nią chwycić i nią walczyć też jest prawdopodobne.

    So do samych kobiet-wojowniczek to czy były jakieś kobiety których talent, zapał oraz wsparcie otoczenia było wystarczający by nagiąć pewne reguły tak, że zostały uznane za wojowników/wojowniczki nie jest absolutnie niemożliwe, natomiast z całą pewnością nie było powszechne.

    Ps, Zabawne jest, że z takim fetyszystycznym uporem pewne grupy pseudofeministyczne szukają kobiet-wojowniczek by udowodnić, że mogły dorównać mężczyznom, że nie zauważają, że o wiele łatwiej znaleźć kobiety-dowódców którzy tymi wojownikami dowodzili. Ciekawe kto miał większą władzę, potęgę i pozycję? I się człowiek dowiaduje z Netflixa, że zrobienie z królowej która skinieniem palca poruszała armie zwyczajnego rębajły w wersji żeńskiej ukazuje "woman power".
    już oceniałe(a)ś
    0
    0
    Po samych zdjęciach w tym artykule mogę z całą pewnością powiedzieć, że nie jest to serial historyczny, ale jakieś tandetne fantasy. Kostiumy projektował ktoś, kto o skandynawach z tego okresu wyobrażenia nabierał na karnawałowych imprezach chyba.
    już oceniałe(a)ś
    3
    0
    serial słaby, taki netflikowski, aczkolwiek homo jeszcze nie zauważyłem
    już oceniałe(a)ś
    2
    13