Pierwsze sezony "Wikingów" (2013-2020) były wielkim przebojem, przez wielu porównywanym w tym czasie do "Gry o tron", z którą groźni wojownicy z północy konkurowali o podobną widownię: fanów średniowiecznych mitów i fantastyki. Ale o ile serial HBO z czasem stał się prawdziwym popkulturowym fenomenem, tak serialowa saga Ragnara Lodbroka (Travis Fimmel) – wodza i króla wikingów, który jako pierwszy postawił nogę na angielskiej ziemi, z każdą kolejną odsłoną traciła zarówno na jakości, jak i popularności.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
Wśród wikingów walczących kobiet nie brakowało. Może nie w takim natężeniu, jak pokazują to seriale, ale ich widok nikogo nie dziwił. Zresztą mityczne walkirie znikąd się nie wzięły.
A skąd to przekonanie, że wśród wojowników nie brakowało kobiet? Czytałem kiedyś dość obszerny wywiad ze specjalistą od wikingów i wił się jak piskorz przy pytaniu o te nieszczęsne wojowniczki. O ile dobrze pamiętam poprzestał na tym, że nie ma na to zbyt wielu dowodów.
Z tymi walczącymi kobietami to raczej jest tak jak z amazonkami. Kultura grecka (z okresu antyku, nie dzisiejsza) czy rzymska z której i później wczesna kultura chrześcijańska która z nich czerpało była w dzisiejszych słowach "bardzo szowinistyczna" i po prosty same idea, że kobieta może posiadać broń, która jest oznaką mężczyzny, a co gorsza umieć się nią bronić i jej mąż lub ojciec na to pozwoli była nie do pomyślenia.
Jakiekolwiek zetknięcie się z plemionami gdzie kobiety miały przy sobie broń i wiedziały który koniec trzymać z automatu klasyfikowali jako amazonki które przecież musiały zniewalać mężczyzn bo jak wolni mężczyźni mogli im pozwoli w ogóle broń dotykać.
I niestety pogląd, przez jakiś czas było jakieś założenie, że to był standard w tamtych czasach przynajmniej w Europie. Więc jak gdzieś w Europie znaleziono kobietę z bronią to już to była jakaś wielka wojowniczka i tak dalej.
A faktycznie większość plemion, kultur i cywilizacji była bardziej pragmatyczna, czasy były cieżkie i lepsze cokolwiek niż nic. Dlatego o ile kobiety wojowniczkami dla nich (w przeważającej większości)nie były, to nie widzieli problemu dać żonie/córce jakąś broń czy nauczyć walczyć w celach po prostu samoobrony, np. gdy oni są poza domem na wyprawie/polowaniu gdziekolwiek. (A może w odróżnieniu od Antycznych greków i rzymian się nie bali, że jak dadzą swoim żonom włócznie do obrony to one im zrobią insurekcję)
Więc o ile nie ma wielu dowodów na kobiety-wojowniczki to istnieje całkiem sporo, że w wielu kulturach w Europie (na świecie też) kobiety mogły mieć jakąś formę broni i mogły wiedzieć jak jej używać. Więc to, że w przypadku nagłej napaści mogły również za nią chwycić i nią walczyć też jest prawdopodobne.
So do samych kobiet-wojowniczek to czy były jakieś kobiety których talent, zapał oraz wsparcie otoczenia było wystarczający by nagiąć pewne reguły tak, że zostały uznane za wojowników/wojowniczki nie jest absolutnie niemożliwe, natomiast z całą pewnością nie było powszechne.
Ps, Zabawne jest, że z takim fetyszystycznym uporem pewne grupy pseudofeministyczne szukają kobiet-wojowniczek by udowodnić, że mogły dorównać mężczyznom, że nie zauważają, że o wiele łatwiej znaleźć kobiety-dowódców którzy tymi wojownikami dowodzili. Ciekawe kto miał większą władzę, potęgę i pozycję? I się człowiek dowiaduje z Netflixa, że zrobienie z królowej która skinieniem palca poruszała armie zwyczajnego rębajły w wersji żeńskiej ukazuje "woman power".