Serce zostało na... Mazurach. A właściwie na żeglarskim szlaku Wielkich Jezior Mazurskich od Węgorzewa po Ruciane i Pisz. Przygodę z żaglami zacząłem tam jako dziecko na początku lat 60. Wspomnienia Mirosława Domańskiego, technologa rybołówstwa morskiego, marynarza i żeglarza.

Jeziora były dzikie i ciche, pływało się kajakami, z rzadka można było spotkać żagiel. Letnie obozy wędrowne na małych drewnianych jachtach nauczyły mnie szacunku do przyrody i wody.

Pamiętam nieuregulowane i zarośnięte brzegi kanałów, po których ciągnęliśmy "na burłaka" nasze łódki, małą przystań z resztkami zburzonego mostu w Mikołajkach, leśniczówkę Pranie nad Jeziorem Nidzkim, w której czuło się jeszcze niedawną obecność Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego. W Giżycku na jeziorze Kisajno stał na kotwicy piękny biały jacht, na którym kręcono "Nóż w wodzie" Romana Polańskiego.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Komentarze