Michał Gulczyński jest doktorantem kierunku polityka publiczna i administracja na Uniwersytecie Bocconiego w Mediolanie, członkiem zarządu Stowarzyszenia na rzecz Chłopców i Mężczyzn.
Dopiero co w zeszłym tygodniu TVN24 i Gazeta.pl śmiały się z przemocy kobiety wobec partnera. Teraz w "Wyborczej" profesor Magdalena Środa próbuje wykazać, że Kongres Mężczyzn powinien się zajmować problemami kobiet ("Obalmy ten patriarchalizm wspólnie", "Gazeta Wyborcza" 16 kwietnia).
Nawet samobójstwa mężczyzn wydają się jej dobrym tematem do żartów. Cieszmy się, że nie poszła tak daleko, jak inna profesorka, która na łamach "Gazety Wyborczej" przekonywała, że "większość mężczyzn chciałaby być Putinami, ale nie może" ("Kryzys męskości nie istnieje", wywiad z dr hab. Katarzyną Wojnicką, "Duży Format" 24 stycznia 2022 r.).
Wszystkie komentarze
brawo Proszę Pani.
Samce alfa i nawiedzone feministki są siebie warci.
Czuj proporcje, mocium panie (i panie)
Proszę Pani pochylanie się nad problemami mężczyzn przypomina użalanie się nad losem ruskich żołnierzy na Ukrainie. Nasza cywilizacja ze wszystkimi wadami to robota facetów, mają to czego chcieli. Zgadzam się, że powinniśmy współnie spróbować to ogarnąć, ale wspólnie nie znaczy - 20% kobiet i 80% mężczyzn, a tak jest dziś na wszystkich szczeblach decyzyjnych. Żadne pkrzykiwanie inceli tego nie zasłoni.
ela2 i Margaretta Taczerova się z tobą nie zgadzają.
Ile promili stanowiły w oceanie wodzów, królów, kacyków i generałów?
Ile promili stanowili w oceanie umordowanej, poniżanej, ginacej na wojnach i w fabrykach męskiej tłuszczy?
Szkoda czasu na jałowe przekomarzania, od ok. 10 000 lat ludzkość żyje w patriarchacie, mam nadzieję, że kolega wie co to znaczy. A jeśli od 10 tysiącleci ster dzierżyły twarde męskie dłonie, to chyba czas się przyznać, że nie wiedzieliśmy co robimy i ktoś musi po nas posprzątać. Jedyną opcją na horyzoncie są kobiety, więc kwiaty w dłoń i biegusiem przepraszać za grzechy, obiecując poprawę. Robienie hucpy z męskim kongresem pokrzywdzonych jest działaniem przeciwnym do opisanego a do tego przeciwskutecznym.
A kto im zabroni wykonywać pracę rozwojową?
Zupełnie nie rozumiem, za co miałbym kogoś przepraszać. Za posiadanie takiech a nie innych narządów rozrodczych?
Za Beatę Szydło, Julkę Kucharkę i moją teściową mam też przeprosić.
Ten system nie jest oparty na płci. On jest oparty na przemocy. Kiedyś fizycznej, dziś w innych formach. Kobiety, które dzierżą taką czy inną władzę, ani o jotę nie różnią się od mężczyzn. Są tak samo brutalne, chciwe, bezwzględne.
Problemy, których doświadczamy, nie są powiązane z chromosomami lecz z władzą. Jeśli chcemy je rozwiązać, to musimy spłaszczyć wszystkie możliwe struktury. Tylko tyle.
My mężczyźni, musimy przepraszać, nie za posiadanie fiutków, tylko za to co mieliśmy i mamy w głowach. I za tegoż skutki. Tak jak musiał przepraszać za dzieje Kościoła biedny papa JP II, tak jak biali musieli przepraszać za niewolnictwo, a coraz więcej krajów Zachodu, za kapitalizm i wyzysk Południa. Ten system - patriarchat, jest oparty na płci, na męskiej płci i trzeba ślepoty żeby tego nie widzieć. Władza jest tylko środkiem wiodącym do celu a obie płcie widzą w niej co innego i inaczej wykorzystują. Z braku miejsca na wyjaśnienia, proszę sprawdzić jakie kryteria atrakcyjności seksualnej mają obie płcie i dlaczego różne, tu jest praprzyczyna problemu. A jeszcze i to, Nasza Beatka, Julka Kucharka i wszystkie im podobne, są tylko narzędziem w męskich rękach, tak jak policja granatowa, czy policja w Getcie, były narzędziem w rękach Niemców. Albo jeśli woli Pan inne porównanie, tak jak indiańscy zwiadowcy towarzyszący amerykańskiej kawalerii zwalczającej ich pobratymców.
Oj, Nasza Beatka i Julka Kucharka, głupie baby. Tylko narzędzia, niezdolne do samodzielnego myślenia i działania.
Nie mam zamiaru przepraszać za jakiekolwiek przewinienia (rzeczywiste i domniemane) jakichkolwiek przeszłych, obecnych i przyszłych mężczyzn. Podobnie, jak nie mam zamiaru przepraszać za pogrom kielecki i kopalnię wujek. Jednocześnie nie oczekuję, że jakieś "kobiety" będa mnie przepraszać za głosowanie innych kobiet na PiS i Karinę Bosak oraz za moją byłą szefową, która ze zwierzęcą lubością niszczyła i dręczyła podwładnych i ludzi wokół. Ja nie mam i one ("kobiety") nie maja z tymi działaniami żadnego związku.
JPII przepraszał za instytucję, która przede wszystkim istniała, a po drugie czerpała określone korzyści ze swojego działania.
Nie istnieją natomiast instytucje "mężczyzn" i "kobiet". Rozumiesz? Nie ma takich firm. To bełkotliwa, bardzo często krzywdzacą generalizacja. Prostackie narzędzie manipulacji.
W Wieluniu, Warszawie, Leningradzie, Dinslaken, Helibronn? Na Grosser Garten i w Johannstadt?
a kobiety niech rodzą, harują na dwa etaty, chodzą w ciąży, opiekują się dziećmi, znoszą przemoc domową, ulegają gwałtom, niech będą zmuszane do rodzenia, niech zostają same z upośledzonymi dziećmi...
Ale przecież 90% feministek nie chce rodzić jakiegoś drącego się, brudnego bachora...
Masz rację, ale kończenie na ulicy, samobójstwa, to wielokrotna przewaga u mężczyzn, bo szczególnie ci będący w trudnej sytuacji finansowej, są uznawani i za mężczyzn będących wyżej od nich i za większość kobiet za nieudaczników i zera. Wciąż się mówi o mężczyznach u władzy, w kościele i tych zamożnych, a to znaczna mniejszość.
Proste: wystarczy zerwać kontakty z mężczyznami. Nie będą mieć ciąż, dzieci, zdrowych lub upośledzonych, harowania na innych, przemocy domowej, zmuszania do rodzenia itd. Jakiś problem? Ktoś zmusza do bycia z mężczyzną. Mężczyzna nie ma podobnej, prostej metody, nie uwolni się od wyższego wieku emerytalnego, krótszego życia, wojska, wypadków przy pracy i wielu innych przejawów rzeczywistej dyskryminacji.
Niestety Pani Profesor Środy nie można dziś słuchać i czytać bez zakłopotania. Szkoda. Zafiksowała się na paru tematach i jej wypowiedzi są dalekie od intelektualnej uczciwości.
Absolutna racja. Gdy mężczyźnie powinie się nogą, rzadko może liczyć na wsparcie otoczenia.
Jednakowoż, feminizm ma rację bytu tylko w antagonizmie z mężczyznami. A współcześnie zastępuje się coraz szerzej pojęcie płci biologicznej, kulturową, a tu pomiędzy kobietami i mężczyznami jest całe spektrum opcji. I tu pojawia się pytanie, jakie jest stanowisko feministek wobec trzeciej płci? Czy ustąpią swoich przywilejów na ich rzecz, czy też uznają je za wrogów?
jakoś Niemcy płacą za głupotę swoich dziadków, rząd USA wspomaga rdzennych Amerykanów w uznaniu ich dawnych krzywd itd., itd. - tylko sprawiedliwość dla kobiet ma być nagle zła i niesłuszna. Jeżeli "kolektywni Izraelici" czy kolektywne ludy tubylcze" ODBIERAJĄ ZADOŚĆUCZYNIKENIE za krzywdy przodków - to dlaczego nie należy się ono kobietom?
To znaczy, co mam zrobić, żeby zaspokoić twoje historyczne krzywdy (sic!)?
Dokonać samospalenia? Oddać dyplom? Przelewać część, a może całość, wynagrodzenia na konto?
Kobiety biora taki sam udział w konserwacji tego toksycznego dla kobiet i mężczyzn systemu. Tyle samo kobiet co mężczyzn głosuje na PiS. Na przykład.
Beata Szydło nie jest mężczyzną.
Elżbieta Witek nie jest mężczyzną.
Beata Kempa nie jest mężczyzną.
Julia Przyłębska nie jest mężczyzną.
Siostra Bernadetta nie jest mężczyzną.
Nawet mama Madzi nie jest mężczyzną.
A za co pani morena ma dostać zadośćuczynienie i w jakiej formie? Zadośćuczynić ma niewinny syn jej koleżanki? Bo nie wierzę, że ktoś o takiej "wrażliwości" miał własne dzieci.
w punkt.
No nie chcę Pani, martwić, ale ma Pani tyle samo męskich przodków co żeńskich, tak samo jak wszyscy mężczyźni. Także z tymi dawnymi krzywdami, to wychodzi, że wszyscy mamy połowę krzywdzących i połowę krzywdzonych w rodzinach...
Touché!
Bzdura. To społeczeństwo płaci, a nie dziadkowie. Co więcej to jest relacja państwo - państwo, a nie jednostka - jednostka. Dlatego państwo niemieckie płaci, a nie poszczególni obywatele państwa niemieckiego
To nieprawda. Ogromna większość feministek jest jak najbardziej za prawami mężczyzn. Magdalena Środa ma kopnięte poglądy w wielu względach, nie jest jakkolwiek reprezentatywna.
Owa "wygodna" narracja ofiar patriarchatu jest zwyczajnie prawdziwa. O "spłacaniu długu moralnego" pierwsze słyszę. Patriarchat był (i po części dalej jest) niszczący społecznie nie tylko dla kobiet. Wąskiej grupie mężczyzn u władzy żyło się jak w raju, reszcie wcale nie. Feminizm jest naturalnym sojusznikiem mężczyzn, nie ich wrogiem.
"ODBIERAJĄ ZADOŚĆUCZYNIKENIE za krzywdy przodków - to dlaczego nie należy się ono kobietom?"
Dobrze, ale meżczyźni mają tyle samo kobiet wśród przodków co kobiety. I tyle samo mężczyzn.Liczba oprawców i ofiar wśród naszych przodków jest więc jednakowa.
Nie rozumiem dlaczego mam przepraszać ciebie za czyn którego nie popełniłem, a którego też ty nie doświadczyłaś. Czy ty też mnie przeprosisz i zadośćuczynisz krzywdom popełnionym przez swoich przodków?
państwo nie ma własnych pieniędzy. Dlatego to nie "państwo niemieckie płaci" - tylko wszyscy niemieccy podatnicy w uznaniu tego, że PAŃSTWO NIEMIECKIE korzystało na zbrodniach popełnianych przez Wehrmacht,. Gestapo i SS.
Lewicy mężczyźni u władzy przeszkadzają raczej dosyć wybiórczo. Np. trio trzech uroczych "pań" rządzących lewicą podchodzi pod ulubiony paragraf wszelkiej maści lewicowych i prawicowych hipokrytów: "bo wiecie, MOJA sytuacja jest szczególna".
Mówimy o 6-cyfrowej liczbie takich dzieci, a więc problem jest ogromny. Stąd moje postulaty:
1. na pierwszą wzmiankę o seperacji lub rozstaniu, dzieci powinny być natychmiast objęte opiekową prawną i psychologiczną. Tzn. dziecko dostaje własnego prawnika, który reprezentuje jego interesy niezależnie od rodziców przed sądem. Równolegle psycholog kontroluje, czy dziecko nie jest poddawane manipulacji przez którąś ze stron. Taka manipulacja to przemoc psychiczna. W przypadku negatywnej opinii, włączony doraźnie sędzia wraz z pełnomocnikiem dziecka, psychologiem może zadecydować o rezydencji, zabronieniu manipulacji a nawet przeniesieniu dziecka na ten czas do rodziny zastępczej. Ponieważ rodzice w trakcie rozwodu zachowują się irracjonalnie, a niektórzy nadają się w tym czasie do psychiatryka.
2. Prawa i OBOWIĄZKI w stosunku do dziecka spoczywają na obojgu rodzicach. Nie może być tak, że matka zabiera dziecko a ojciec ma harować na alimenty. Dlatego dziecko powinno mieć podwójną rezydencję tydzień u ojca i tydzień u matki. Oboje rodziców powinny łożyć na utrzymanie, wykształcenie i inne potrzeby dziecka do niezależnej kasy (konto w banku) Skończybyłby się wtedy problem płacenia alimentów. Jeżeli jednak ojciec wymigiwałby się od spełniania obowiązków powinien płacić je + dodatkowo karę na rzecz matki, ponieważ ta musi poświęcić często swoje plany zawodowe i poświęcić więcej czasu na opiekę nad dzieckiem.
3. Dziecka nie wolno wyrywać ze swojego środowiska, bo nie dość, że przeżywa ono dramat z powodu rozejścia się rodziców, to poprzez wywiezienie do innego miasta, dochodzi dodatkowa trauma z powodu straty życia społecznego, związanego ze stabilizacją posiadania korzeni. Zmiana miejsca zamieszkania dla dziecka to jak wyrwanie drzewa bez korzeni, oznacza przemoc psychiczną. Dlatego, jeżeli któreś z rodziców chce wyprowadzić się do innej miejscowości, dziecko powinno zostać u tego rodzica, który nie planuje zmiany miejsca zamieszkania.
4. Do rozwiązywania tych spraw kompetencje powinien posiadać ośrodek opieki nad dziećmi, nadzorujący wszystkie dzieci "rozwodowe" od momentu rozpoczęcia seperacji. Kosztami powinien być obarczony rodzic, który działa kontraproduktywnie. Prawa dziecka muszą być respektowane przed rozwoden a nie po! Rozwód sam w sobie jest ogromną krzywdą dokonaną na dziecku, a rodzice, szczególnie gdy dochodzi do podziału majątku stają się zaciętymi wrogami na śmierć i życie. To nie są odpowiednie warunki życia dla dziecka, nawet jeżeli rodzice werbalnie nie obarczają dziecka, ponieważ istnieje cała paleta metod pozawerbalnych a rodzice stosują je nieświadomie.
Jest wiele dalszych postulatów, które mógłbym przedłożyć na tym kongresie. Reformę prawa rodzinnego uznaję za bardzo istotną w celu zachowania zdrowia psychicznego narodu. Prawo do rozwodu jest słuszne, ale wraz z nim wylano dziecko z kąpielą.
"Dlatego dziecko powinno mieć podwójną rezydencję tydzień u ojca i tydzień u matki." to już jest traktowanie dziecka jak obiektu. Brakuje stałości. Skutek pozytywny dla zaangażowanych rodziców ale jednocześnie negatywny dla dziecka. W tym wypadku dobro dziecka przed dobrem rodziców.
Co ty pieprzysz. Traktowanie dziecka jako własności to jest właśnie odebranie mu kontaktów z jednym z rodziców. Powinno być tydzień - tydzień i obydwoje rodzice zrzucają się na wspólne konto z którego są opłacane zakupy przy kontroli zewnętrznej
Wyśmienite warunki dla zboczeńców i przemocowców (wszak gdy dziecko boi się ojca, to jest "manipulowane" i najlepiej za karę odebrać je matce). Dla dzieci koszmar.
Co za idioci to plusują? Czytać nie umiecie?
1. to matka rodzi. 2. wiele rozwodów jest z winy mężczyzny (zdrada, przemoc, wódka), 3. mężczyźni po rozwodzie mają zwykle wywalone na swoje dzieci i większość nawet nie płaci alimentów
Ależ działa to także doskonale w druga stronę. Jeśli ktoś dyskryminuje np. płacowo jego partnerkę/żonę, to dyskryminuje jego rodzinę/gospodarstwo.
Nie wiem czy tak powiedziała, ale w komentowanym tekście napisała że badania kliniczne prowadone są głównie na meżczyznach, a przecież fizjologia kobiety jest inna.
Na mężczyznach się bada działanie środków antykoncepcyjnych? Napisała bzdurę bez podania źródła a ty w ją wierzysz xD
Napisałem to co napisała prof Środa. Mężczyźni nie potrzebują środków antykoncepcyjnych - a przynajmniej nie potrzebowali do drugiej dekady XXI wieku. Co do innych leków to owszem, organizmy mężczyzn i kobiet (a także generalnie samców i samic ssaków) różnią się pod wieloma względami, i powinno to być wzięte pod uwagę w badaniach klinicznych. W ostatnim czasie wiele czasopism publikujących badania translacyjne zaczęło wymagać aby albo badać obydwie płcie, albo podawać dokładne wyjaśnienie dlaczego tego nie zrobiono i jakie ma to potencjalne następstwa dla interpretacji i wykorzystania uzyskanych wyników. Ta uwaga prof. Środy jest więc jak najbardziej słuszna, natomiast pozostaje kwestia (ostatnio bardzo kontrowersyjna) JAK definiujemy mężczyznę i kobietę - czy na podstawie osobistej deklaracji, czy 'płci biologicznej'. I druga sprawa - jeśli prof. Środa powiedziała że nie ma żadnych biologicznych różnic między płciami to nie ma sensu zarzucać 'patriarchatowi' że podczas badań klinicznych ignoruje coś czego podobno nie ma.
To trzeba uściślić. Kobiety sa oczywiście częścia badań klinicznych. Zwykle w nieco mniejszej liczbe niż mężczyźni (40:60). Problemu polega na tym, że przez wiele lat posługiwano się w nich modelem tzw. standardowego pacjenta, którym matematycznie był (wartości z pamięci) 25-letnie mężczyzna, o wzroscie 175cm i masie ciała równej 80kg.
Było to oczywiście niedorzeczne. Ale biorac pod uwagę ograniczone możliwości analityczne to prymitywne uproszczenie było jakoś zrozumiałe. Choć równie dobrze, oczywiście, mogłaby być to "standardowa" kobieta. Jeden i drugi model byłby jednak równie ograniczony.
Pani Środa bredzi w zależności od potrzeb, bez żadnych oporów. Kiedyś w programie telewizyjnym przekonywała, że po matce mamy wiecej genów, niż po ojcu.
Ja lepiej znam na badania translacyjne na zwierzętach, nie klinicznych na ludziach. Ale problem jest ten sam - płeć gra rolę.
@cyrus92'
'Kiedyś w programie telewizyjnym przekonywała, że po matce mamy wiecej genów, niż po ojcu.'
W zasadzie jest to prawda bo geny jądrowe dziedziczymy po połowie od obu rodziców, ale geny mitochondrialne tylko po matce. Tylko znowu - albo traktujemy genetykę na poważnie, także przy decydowaniu o płci, albo robimy sobie z niej szwedzki stół i wybieramy to co nam w danej chwili pasi. I przede wszystkim - co z tego wynika i o czym to ma świadczyć? Bo na tej podstawie można zmniejszyć wysokość alimentów płaconych przez ojców - skoro ojciec ma 'biologicznie' mniej wspólnego z dzieckiem niż matka i ma z tego powodu mieć mniejsze prawa, to może i obowiązki też powinien mieć mniejsze? A jeśli zaczynamy mierzyć siłę miłości pokrewieństwem genetycznym to dokładnie to samo robi prawica wyśmiewająca się z ludzi którzy zamiast dzieci wolą psy...
"Ale problem jest ten sam - płeć gra rolę."
Płeć jest jednym z tysiąca czynników, które grają rolę. Znacznie większy będzie mieć na przykład masa ciała, poziom stłuszczenia organizmu, czy to, co pacjent jada na śniadanie.
Co to zasady geny mitochondrialne nie są ani matki ani ojca. Są to geny w dużej części bakteryjne, które zostały wchłoniętę przez komórkę eukariotyczną. Pierdyliard lat temu. Masowo/wagowo miałbyś oczywiścię rację, bo w czasie zapłodnienia nie dochodzi do uwspólnienia organelli komórkowych, a jedynie DNA. Zapewne nie musimy sobie tego wyjaśniać.
'Płeć jest jednym z tysiąca czynników, które grają rolę. Znacznie większy będzie mieć na przykład masa ciała, poziom stłuszczenia organizmu, czy to, co pacjent jada na śniadanie'
To zależy na co - czasem płeć może mieć większe znaczenie niż masa ciała. Jeśli chcemy wykazać że największym problemem jest patriarchat to płeć staje się Z DEFINICJI większym problemem niż masa ciała. Kłopoty pojawiają się na styku nauki i ideologii. Ideologia traktuje naukę jako dostarczyciela dowodów że to ja mam rację. Prosty przykład - przyznaję że nie wiem czy pamiętam go dokładnie ale na pewno dobrze oddam samą istote problemu. Ktoś pokazał że kobieta ma większy mózg niż mężczyzna także w przeliczeniu na masę ciała, ale różnica ta znika jeśli od masy ciała odejmiemy masę tłuszczu, która jest zwykle relatywnie większa u kobiet. Profeministyczny komentarz był taki: jak ktoś zaczyna manipulować to wszystko można pokazać. Tymczasem korekta o 'lean body mass' jest jak najbardziej stosowana w nauce i jest zasadna jeśli porównywane grupy różnią się masą tłuszczu.
'Co to zasady geny mitochondrialne nie są ani matki ani ojca. Są to geny w dużej części bakteryjne, które zostały wchłoniętę przez komórkę eukariotyczną. Pierdyliard lat temu. Masowo/wagowo miałbyś oczywiścię rację, bo w czasie zapłodnienia nie dochodzi do uwspólnienia organelli komórkowych, a jedynie DNA. Zapewne nie musimy sobie tego wyjaśniać.'
Oczywiście masz rację, ja tylko starałem się znaleźć JAKIEKOLWIEK zgodne z obecną nauką wyjaśnienie twierdzenia prof. Środy 'że po matce mamy wiecej genów'. Natomiast zapewne zgadzamy się że taka licytacja nie ma większego sensu z naukowego punktu widzenia, tak samo jak porównanie płodu do pasożyta 'bo też czerpie substancje odżywcze z organizmu w którym żyje'. Ciekawe, że akurat tutaj zwolenniczkom takiego porównania nie przyszło do głowy aby policzyć kto ma 'więcej genów po matce' - tasiemiec czy płód... ;-) a to właśnie jest powód dlaczego takie porównanie ma tyle sensu co nazwanie delfina rybą 'bo żyje w wodzie i ma płetwy'.
Ogólnie WSZYSTKIE ideologie traktują nauki ścisłe jak szwedzki stół. A że wśród iluś tam milionów gatunków znajdziemy dowody i przykłady na wszystko, no to każdy jest szczęśliwy bo jego poglądy są 'zgodne z naturą' ;-)