Komentowanie wypowiedzi polityków w kampanii wyborczej jest zajęciem niesprawiającym przyjemności, bo nie wiemy, które złote myśli służą tylko partyjnej propagandzie, a które są wygłaszane serio. Gdyby pani Szydło na poważnie myślała to, co mówi, świadczyłoby to o jej całkowitym braku kompetencji koniecznych do sprawowania funkcji, do której aspiruje, a Polsce wróżyłoby jak najgorzej.
Jeśli pani "premier z Brzeszcz" głosowała w 2003 r. w referendum unijnym za wejściem do Unii Europejskiej, to jednocześnie głosowała za wejściem do strefy euro. Bo podpisując traktaty unijne, zobowiązaliśmy się przyjąć europejską walutę, choć nie określiliśmy, kiedy to nastąpi. Gdyby więc teraz rząd - o co apeluje pani Szydło - zadeklarował, że Polska nigdy nie wejdzie do eurolandu, prowokowałby bez żadnego powodu konflikt z Komisją Europejską i naszym głównym partnerem handlowym, czyli Niemcami, którzy do projektu wspólnej waluty są bardzo przywiązani. To trochę tak, jakbyśmy bogatemu sąsiadowi, z którego pomocy wielokrotnie korzystaliśmy i pewnie jeszcze będziemy korzystać, powiedzieli na dzień dobry: "paskudnie wyglądasz, a w ogóle to mam cię w głębokim poważaniu".
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze