W "Końcu" Marty Hermanowicz ból i lęk są tak silne, że prowadzący ją ku kolejnym próbom samobójczym i chorobom instynkt śmierci wydaje się instynktem samozachowawczym.

W 1825 roku Antoni Malczewski, przedstawiciel „szkoły ukraińskiej" w polskim romantyzmie opublikował genialną powieść poetycką pod tytułem „Maria". Na jej kartach pojawia się tajemnicze Pacholę, ni to anioł, ni diablątko. Przybywa z Południa, by opowiedzieć, że ludziom żyje się tam lepiej, nie tylko ze względu na świecące wciąż nad Włochami słońce, ale dlatego, że czczeniu zmarłych służą pomniki. Dzięki nim można zostawić za sobą przeszłość i skupić się na życiu.

A my – pyta Malczewski – co mamy? Rozrzucone po całym stepie mogiły, otwarte rany w ziemi, z których sączy się „dzika muzyka" przodków łaknących nieustającej pamięci, zadośćuczynienia i wciąż nowej krwi. „Duch dawnej Polski" jest upiorem infekującym kolejne pokolenia.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Monika Tutak-Goll poleca
Podobne artykuły
Więcej
    Komentarze
    Widzę, że i tu zawędrowała ta potworna kalka z nagielskiego, czyli przysłówek "finalnie".
    już oceniałe(a)ś
    1
    3